Post dzisiejszy z gatunku totalnie abstrakcyjnych w polskich warunkach. Kiedyś zupełnie przypadkowo natknąłem się na zakonserwowane kłącze lotosu orzechodajnego (dla japonofilów: renkon) w sklepie Kuchnie Świata i wziąłem na zasadzie "najpierw kupię, potem pomyślę". Na szczęście lotos dobrze znosił moje długie myślenie w lodówce. Okazał się bardzo smaczny (i rzekomo jest bardzo zdrowy, pełny witamin i mikroelementów) - niestety, nigdy więcej nigdzie go nie spotkałem, ani nie znalazłem w polskim internecie (na aledrogo jest tylko suszony, w sklepach z azjatycką żywnością nie ma w ogóle). Najbliżej jest na niemieckim ebayu (szukać "lotuswurzel") - kupując sporo (żeby zoptymalizować koszty wysyłki*) wychodzi ok. 40 PLN za kilo.
* Swoją drogą, niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego zamawiając niemieckie książki na niemieckim Amazonie, musiałbym zapłacić ponad 6 ojro za wysyłkę, a zamawiając dokładnie te same niemieckie książki na Amazonie brytyjskim nie płacę nic. Do tego obie mutacje wysyłają paczki z tego samego centrum logistycznego gdzieś we Francji.
Nie będę się tu rozwodził na temat różnic między korzeniem, a kłączem - przypuszczam, że dla niefachowców to i tak to samo. Dla zdawaczy*: korzeń to korzeń, a kłącze to specyficzny rodzaj pędu, ale pędu nie należy mylić z łodygą. Mając na myśli kłącze lotosu (ang. rhizome) w zasadzie wszyscy piszą "korzeń lotosu" (root), i nie widzę powodu, żeby robić inaczej.
* Bełkotliwe zdanie in memoriam mojej biologicy w liceum, która mawiała tak, mając na myśli jednego ludzika na trzydziestu kilka, który chciał iść na medycynę. Z łezką w oku wspominam jej poetyckie porównania - "mitochondria wyglądają jak zmiażdżone cysterny", a jakieś inne, nie pomnę, jakie organelle "jak przecięte paluszki".
Lotos w Azji rośnie w stanie dzikim, jest też uprawiany - prawie całą roślinę da się zjeść, zaparzyć, coś nią przyozdobić lub chociaż zawinąć w nią jedzenie. Z ciekawostek: nasiona lotosu ("orzechy" w polskiej nazwie) mają mnóstwo zastosowań, najciekawsze moim zdaniem tolotosowy popcorn. W naszym klimacie lotosy hodują pasjonaci oczek wodnych (nieco zapuszczonych, bo roślinki lubią ponoć muł), ale nie podejrzewam ich o zjadanie którejkolwiek części. Kłącza mają oryginalny przekrój i ciekawie prezentują się w potrawach. Smak jest dość neutralny (lekko, w prawie niewyczuwalny sposób gorzkawy), a tekstura zmienia się w zależności od czasu obróbki termicznej - gotowana krótko roślina jest chrupiąca, po pewnym czasie zaczyna smakować mącznie i kleiście. Ponieważ moja sklepowa zdobycz zawierała dwa spore kawałki korzenia, mogłem sobie pozwolić na przygotowanie dwóch potraw z Just Hungry (siostrzanego bloga Just Bento) - obie na chrupko, bo wolę chrupkość.
Jedna ważna uwaga: moje kłącze było obrane i zakonserwowane w wodzie i jakimś przeciwutleniaczu. Lotos na powietrzu błyskawicznie czernieje, więc po obraniu/pokrojeniu, a przed obróbką należy go od razu wpakować do miski z mieszaniną wody i jakiegoś kwasu (np. octu lub soku z cytryny).
Sałatka z korzenia lotosu, ogórka i szynki Serrano
Daje dwie porcje po niecałej szklance
- 1/2 korzenia lotosu
- 1/2 długiego ogórka szklarniowego (ok. 15 cm)
- 1-2 plastry szynki Serrano lub innej dojrzewającej (użyłem szwarcwaldzkiej), pokrojonej w paski
- 1/2 Ł octu ryżowego i dodatkowo trochę do gotowania
- szczypta soli
- 1 ł cukru
- 1 Ł majonezu
- Lotos pokroć w cienkie plasterki, umieścić w wodzie z dodatkiem octu. W garnku zagotować wodę, dodać trochę octu ryżowego, wrzucić lotos, gotować kilka minut. Odcedzić, schłodzić pod zimną wodą, odsączyć dokładnie.
- Usunąć nasiona z ogórka, pokroić w cienkie plasterki. Zmieszać lotos, ogórek, sól cukier i ocet ryżowy. Pomyziać trochę, żeby smaki się przegryzły. Dodać szynkę i majonez, wymieszać.
Można podawać od razu, ale przeczekanie nocy w lodówce nie powoduje skutków ubocznych. Sałatka jest całkiem smaczna, a tekstura lotosu rzeczywiście interesująca.
Korzeń lotosu smażony
Daje dwie porcje po niecałej szklance
- 1/2 korzenia lotosu
- ok. 2 cm drobno posiekanego świeżego imbiru
- 2 drobno posiekane ząbki czosnku
- 1 1/2 szklanki grubo (w 2-3 cm kawałki) posiekanego szczypiorku
- 2 Ł drobno posiekanej, świeżej papryczki chilli (użyłem marynowanej i mniej)
- 1 Ł nasion sezamu
- olej do smażenia
- ocet
- pieprz do smaku
- 1 - 1 1/2 Ł sosu sojowego
- 1 ł oleju sezamowego
- Lotos pokroić na cienkie plasterki, umieścić w wodzie z dodatkiem octu.
- Rozgrzać olej na dużej patelni, dodać imbir i czosnek, smażyć krótko, mieszając, do uzyskania wyraźnego aromatu. Dodać odsączony lotos w jednej warstwie, smażyć, aż zacznie zmieniać kolor (na nieco przezroczysty), przewrócić, smażyć jeszcze kilka minut.
- Dodać szczypiorek i chilli, smażyć przez chwilę, mieszając, aż szczypiorek zmięknie. Dodać nasiona sezamu, pieprz, sos sojowy i smażyć jeszcze przez chwilę.
Można podawać na ciepło lub na zimno. Japończycy tradycyjnie jedzą to danie na ryżu - można się wtedy zastanowić na użyciem większej ilości sosu sojowego. Kłącze powinno być nieco skarmelizowane od sosu - mi to wyszło marnie, i smażyłem chyba za krótko. Danie było mimo to całkowicie jadalne - smaczne, ale bez szaleństw.
Podsumowując temat lotosu - smak jest mocno nijaki, tekstura fajna, ale nie usprawiedliwiająca gimnastyki, którą trzeba wykonać, żeby w Polsce zdobyć to cudo. Gdyby jednak udało się Wam, tak jak mi, wpaść na lotos przypadkiem, to polecam - spróbować zawsze warto. Jeśli jeszcze raz będę miał okazję, to kupię na pewno.
faktycznie ciekawe toto w przekroju. Niestety nie jadłam, nie widziałam, ale słyszałam i czytałam.
OdpowiedzUsuńNo i teraz zacznę się rozglądać czujnie po sklepach, aż nawet zerknęłam na stronę lidla bo tam od poniedziałku tydzień azjatycki, ale nie ma takowego frykasu.
Pozdrawiam
Monika