wtorek, 10 kwietnia 2012

77 Sushi Wrocław, Nożownicza - recenzja

77 sushi to sieć suszarni, która we Wrocławiu była do tej pory obecna w galeriach handlowych (jedliśmy kiedyś z Robaczkiem w Pasażu Grunwaldzkim, było w porządku, ale sashimi kroić tam nie potrafią). W ramach rozkręcania nowego biznesu tuż przy Rynku, firma wystawiła na jednym z portali zakupów grupowych kupony - jeden z nich wykorzystaliśmy, z Robaczkiem i wziętą jako pomoc w jedzeniu moją siostrą, w ubiegłą środę.

Co mi się podobało:
  • kameralne wnętrze, siedzieliśmy przy stoliku oddzielonym żaluzją, co tworzyło intymną atmosferę mimo, że... 
  • ... restauracja była pełna - fajnie się je w miejscu, które żyje;
  • przystępne ceny -  za ok. 70 pln można zjeść obfity obiad lub kolację z alkoholem; myśmy obżarli się jak tuczniki; 
  • czysto (również w toalecie);
  • miła obsługa (chociaż pytanie, czy wszystko jest w porządku i czy nam smakuje, kiedy wszyscy mamy zapchane buzie jest trochę nie na miejscu; od razu przypomniał nam się mój Teść, który podczas imprez rodzinnych z perwersyjną radością fotografuje jedzących ludzi);
  • sencha zaparzona jak trzeba (jakość samej herbaty dyskusyjna, ale przynajmniej nie zamordowano jej wrzątkiem); śliczny dzbanuszek dostępny w sklepach sieci Nanu-Nana; 
  • dwa rodzaje imbiru (ale trochę mało, a za dodatkową porcję trzeba płacić);
  • czekadełko - standardowa sałatka wakame (chyba w ramach "promowania współczesnej kuchni orientalnej", czym firma się chwali na swojej stronie, podana zdaje się z sosem teriyaki, hmmm; z tej samej mańki jest moim zdaniem polewanie futomaki sosem kabayaki);
  • było oczywiście smacznie, ryż w odpowiedniej temperaturze, nigiri starannie polepione, ryby świeże, dobrze pocięte.
Co mi się nie podobało:
  • zdecydowanie za dużo wasabi w hosomaki;
  • podano nam postrzępione końcówki wszystkich maki - poważne wykroczenie suszarni (dopuszczalne jest podanie np. końcówki z wystającą kompozycją artystyczną jako ozdoby, ale tylko tyle), zwłaszcza takiej, która chwali się na stronie dbałością o estetykę; 
  • widać brak doświadczenia kucharza - doświadczony nie podaje "dupek", bo wystarczy, że odkroi pół centymetra z rolki, a w naszych widać było niedoróbki centymetrowe i większe - patrz dwa poprzednie punkty;
  • nie jestem fanem obrusów w postaci papierowych menu; 
  • takoż nie jestem fanem lakierowanych na wysoki połysk deseczek do podawania sushi (geta);
  • brak niskosodowego sosu sojowego.
Oczywiście nie podają dorayaki na deser. 

Tak na marginesie, ktoś kompetentny powinien przejrzeć beletrystykę na stronie firmy, bo jakość tekstów jest taka sobie. 

Na którymś z portali z recenzjami gastronomicznymi jakaś pani pisała, że dostała na dzień dobry wilgotny ręczniczek (to się nazywa oshibori). Myśmy nie dostali.

Podsumowując: jak na sieciówkę całkiem dobrze daje radę. Biorąc pod uwagę nasze niedostatki środków na jedzenie poza domem pewnie nieprędko wrócimy, ale z czystym sumieniem mogę polecić.

Na zdjęciu nasza kolacja.


1 komentarz:

  1. Może i zbyt wielu sushiarni w Polsce nie odwiedziłam ale miałam parę bardzo niefajnych wrażeń i wiem, dokąd na pewno nie wrócę.
    Natomiast do 77 sushi w Sopocie (które mam ok. 180 km od domu ;) ) zachodzę gdy tylko jestem w mieście :) Inne sushi bary które odwiedzałam w porównaniu do 77 wypadają blado - jedyne czego mi u nich brakuje to oshibori właśnie. Do tego jednorazowy incydent z wciśnięciem do rolek jakiejś pasty z tuńczyka, bleeeeeee~
    Poza tym - bardziej niż dobrze :)

    Pozdrawiam i dodaję bloga do obserwowanych :)

    Oliko

    OdpowiedzUsuń