Zanim nauczyłem się skutecznie* obierać szparagi, wypróbowałem jeszcze jedno dedykowane urządzenie, mianowicie nóż do obierania szparagów. Teraz obieram szparagi nożem szczelinowym, zwanym przez lajkoników "obieraczką" i jakoś nie rozpadają mi się w rękach. Kiedyś albo miałem tępe noże, albo wkładałem w tą czynność za dużo niutonów - w każdym razie zwykle na koniec miałem pół pęczka obranych szparagów i żałosną kupkę połamanych. Idea noża do szparagów jest prosta - skoro nacisk noża podczas obierania powoduje pękanie warzywa, należy je podeprzeć z drugiej strony.
* Nie za cienko, nie za grubo i nie łamiąc po drodze.
Mój nóż kupiłem w zamierzchłych czasach, kiedy Chińczycy nie produkowali jeszcze absolutnie wszystkiego, więc niestety jest z firmy Silit. Niestety, bo firma ta słynie z fajnego dizajnu, wysokiej jakości i powalających cen*. Uważam, że sporo przepłaciłem i cierpię na żal postdecyzyjny. Nóż wygląda tak:
Działa tak sobie. Silit odgrażał się, że wyposażony jest w "ostrze do odcinania końcówek" (to szpiczaste z lewej strony), ale nie wiem, jak można odciąć coś tępym kawałkiem metalu. A po zaostrzeniu całe narzędzie zrobiło by się nieco niebezpieczne w obsłudze. Spuśćmy zasłonę milczenia nad tą nieudaną próbą obdarzenia produktu dodatkową, kompletnie zbędną funkcjonalnością. Obierak obiera jak zwykły nóż szczelinowy, a dla wielkiego, niezręcznego chłopa (mnie) złamanie szparaga nawet przy użyciu tego untensylium problemu większego nie stanowi. Z całym szacunkiem dla Silita i chińskich dysydentów, produkujących w obozach pracy tanie noże do szparagów za miseczkę ryżu dziennie - lepiej kupić zwykły** nóż szczelinowy i obierać delikatnie szparagi, kładąc je na desce. Widziałem, że Silit wypuścił wersję ewolucyjną tego produktu - ma noże po obu stronach. Caveat emptor.
* Dla zobrazowania - w dużej galerii handlowej we Wrocławiu otworzył się sklep firmowy. Wiatr hulał między półkami i przepowiadałem, że zwinie się w ciągu pół roku. Takoż się stało. Ładne rzeczy mieli, ale ceny żywcem wzięte z programu kosmicznego.
** Tani. Fackelmann, albo coś. Wszystkie, nawet te drogie, tępią się prędzej, czy później i trzeba je wyrzucić, bo ponowne naostrzenie, nawet Ostrzałką Ostateczną, graniczy z cudem.
Przepis znowu z Just Bento. Znowu podmieniłem zielone na białe. I zamiast czerwonej pasty chili, której akurat nie miałem, dodałem bułgarską czerwoną paprykę - ciekawy wynalazek, który dostałem od podróżującego kolegi (skórka jest zmielona na kawałki wielkości nasionek, nasionka są w całości; jest ostra, ale nie jakaś megaostra*).
* Rosną od niej włosy na piersiach, ale cienkie i w kolorze blond.
Szparagi marynowane w miso
Daje dwie porcje po ok. szklance
- pęczek szparagów
- 4 Ł posiekanego szczypiorku
- 1/2 Ł oleju do smażenia
- 2 Ł miso
- 1 ł pasty chili lub ostrej papryki
- 1/2 Ł brązowego cukru
- 2 Ł mirinu
- Szparagi obrać, ugotować, przelać zimną wodą, odsączyć i pokroić na jednokęsowe kawałki.
- Szczypiorek podsmażyć na oleju, aż będzie miękki, dodać pastę chili lub paprykę, cukier, mirin i miso. Mieszać i zdrapywać to, co się przylepia do patelni. Zdjąć z ognia.
- Starannie wymieszać szparagi z marynatą. Marynować co najmniej godzinę (lub przez noc w lodówce).
W oryginalnym przepisie autorka przyciskała szparagi na czas marynowania, ale ja miałem lenia i nie widziałem potrzeby. Użyłem ciemnego, intensywnego miso*, ale ostrość prawie zabiła jego smak (ale szparagowość była wyraźnie wyczuwalna). Na drugi raz raczej zrobię bez ostrej wkładki, a najwyżej posypię sobie czymś po zamarynowaniu.
* Na pewno zabiorę się kiedyś za temat miso i jego rodzajów, na razie odróżniam tylko ciemne i nieciemne.
* Na pewno zabiorę się kiedyś za temat miso i jego rodzajów, na razie odróżniam tylko ciemne i nieciemne.
taka gilotyna do cygar, tylko do szparagów. Szał
OdpowiedzUsuńMonika
tsukemono i misozuke coraz mniej brzmią dla mnie jak abrakadabra, dzięki Tobie.