poniedziałek, 19 listopada 2012

77 Sushi, Wrocław, Pasaż Grunwaldzki - recenzja

Byliśmy z Robaczkiem na niedzielnym obiedzie, w ramach kuponu. Właściwie była to rewizyta, bo byliśmy już kiedyś w tej knajpce - dawno, dawno temu, kiedy oboje byliśmy stanu wolnego, a Groupon w Polsce nie funkcjonował. Zapamiętałem tylko marnie pocięte sashimi, więc nie było chyba tragicznie - w każdym razie postanowiliśmy wizytę powtórzyć - na kupon jest tanio, a i mieszkamy niedaleko (10 minut spacerkiem).

Pasaż był w niedzielę pełny bogobojnych Obywateli na tradycyjnym spacerze. Restauracja jest wbrew pozorom spora - w lokalu jest tylko bar i kilka stolików, ale stoliki są też poukrywane w zagródkach po przeciwnej stronie alejki, a kilka dla wyjątkowo zdesperowanych amatorów sushi stoi wzdłuż alejki. Odstraszeni stojących w zagródce wózkiem, oraz ceniąc bliskość koryta siedliśmy w środku. Klientów było sporo, trzy kelnerki i trzech sushi masterów miało sporo roboty. Z rozpadających się kart (bożesztymój, naprawdę nie można było zrobić nowych? wyglądały jak psu z gardła wyjęte) zamówiliśmy nigiri z łososiem, tamagoyaki, tuńczykiem i seriolą, masę różnych hosomaki, uramaki i futomaki, oraz coś, co nazywało się "inari pocket" i miało być "smażonym tofu, wypełnionym ryżem i sezamem". Podkreślam to, bo mam zamiar się nabijać - dostaliśmy mianowicie nigiri sushi z plasterkiem aburaage na wierzchu. Z wpadek mogę wymienić jeszcze kiwającą się deseczkę, na której podano sushi, rozklejające się niektóre hosomaki oraz fakt, że podano nam nieobcięte końcówki rolek (hosomaki położono "dupkami" do dołu - "chytrze", jak rzekłby Zbyszko z Bogdańca). No i banan w tempurze, który jakimś cudem zdołała w siebie wepchnąć Robaczek - był chyba niedojrzały, bo smakował mało bananowo, za to bardzo przepracowanoolejowo. Poza tym wszystko było niesamowicie przeciętne. Ryż był poprawny, nierozgotowany, trochę za zimny, ryby przeciętnie świeże (seriola mokrawa po rozmrażaniu , przeciętnie pocięte (trochę gdzieniegdzie postrzępione, ale nie ochłapki), kombinacje smaków nierzucające na kolana (ale smaczne). Na czekadełko przeciętna sałatka wakame (ale z pysznie uprażonym i nierozmoczonym sezamem). Czyli to, czego można się było spodziewać po franczyzowej restauracji w centrum handlowym - nic dziwnego, że niewiele zapamiętaliśmy z naszej poprzedniej wizyty. Nie było ani tragicznie, ani wyjątkowo dobrze. Jeśli koniecznie chcecie zjeść coś azjatyckiego przed kinem, albo w trakcie zakupów, to polecam raczej chińską franczyzę Wook - mają lepsze i gorsze dni, ale są tańsi, restauracja jest bardziej odizolowana od reszty galerii i ogólnie doświadczenie kulinarne jest przyjemniejsze.

Na zdjęciu poniżej nasz obiadek. Recenzja 77 Sushi na Nożowniczej tutaj.


1 komentarz:

  1. To sushi jest najlepsze z całej sieci 77: )
    W Trójmieście i Wawie znacznie gorzej : (

    OdpowiedzUsuń