środa, 26 października 2011

Karolina pysznie gotuje

Dzisiaj gotujemy z blogiem Japońska Kuchnia Karoliny, tzn. będę się wywnętrzniał, jakie to fajne przepisy są na wzmiankowanym blogu, opowiem, jak wykonałem kilka bentoprzyjaznych potraw i wrzucę kilka prześwietlonych, nieostrych, marnie skadrowanych zdjęć potraw przypominających jedzenie Karoliny. Na początek moje wczorajsze bento.

Sałatka z sera tofu i szpinaku
oraz ryż. W roli tła moje biurko w Zakładzie.



Użyłem wędzonego tofu, bo akurat takie walało się po lodówce. Karolina nie pisze, ile to jest kostka - u mnie było 200 gramów. Karolina nie pisze też, ile to pęczek - było pół kilo przed umyciem i poobrywaniem łodyżek. Sezamu użyłem białego, nie prażyłem, roztarłem w moździerzu. Efekt jest bardzo smaczny i pożywny.

A to fragment benta na dziś:
Sałatka pomidorowa w sezamowym sosie
Było też trochę inne niż ostatnio torihamu, ale o tym kiedy indziej.



Sezam jak wyżej, dodałem też ociupinkę (dash, jak mawiają szekspirojęzyczni - jeden przechył butelki) oleju sezamowego, żeby podkreślić smak. Pomidory są, jak widać na załączonym obrazku, pomarańczowe. Wziąłem 6 pomidorów i zrobiłem troszkę więcej sosu. Równie smaczna jest sałatka pomidorowa w zalewie imbirowej. Kompozycja obu jest rewelacyjna, smaki znakomicie się przenikają i uzupełniają.

Na koniec bento na jutro i jego wkład warzywny:
Dynia teriyaki

Sos nadal leniwy (z butelki), bo muszę się pozbyć zapasów. Dla purystów: mirin jest dostępny w Kuchniach świata, kosztuje ~50 PLN za butelkę 0.7l. Muszę chować, bo Robaczek bardzo lubi wypijać (dla mnie jest trochę za słodki, więc używam go głównie do gotowania - ale doceniam cudowny zapach).



Zdjęcia są wyjątkowo oślizgłe ;-) Użyłem dyni Hokkaido, bo tylko o tej wiem, że można ją jeść ze skórką. U Karoliny jest coś zielonego. Mam coś podobnego w domu, ale Robaczek nie pozwala zjeść przed Haloween. Trochę się gubię, w warzywniaku pod naszym domem jest 7 gatunków dyni.

Efekt końcowy - dynia, ryż, torihamu. Do torihamu dodałem mnóstwo curry i kurkumy w naiwnym przeświadczeniu, że może się zażółci, ale nie wyszło, co widać na zdjęciu (tzn. nie widać).



Zachęcam gorąco do odwiedzenia bloga Karoliny - przepisy są proste i smaczne, a zdjęcia ładne (nie to, co u mnie). Czasem ciężko zdobyć składniki (autorka mieszka w Tokio), ale poślinić się można i bez gotowania.

2 komentarze:

  1. Bycie purystą w dziedzinie kuchni japońskiej nie jest tanie - mirinu i sake schodzi sporo do tego wodorosty, suszony tuńczyk.. A ceny w Kuchniach Świata są powalające (kupuję tam tylko shitake na wagę). Popieram stosowanie półproduktów :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dość, że drogo, to jeszcze nie wszystko jest (np. rzeczonego tuńczyka muszę kupować na aledrogo) ;-) Kiedyś napiszę, gdzie można tanio kupić składniki, chociaż nie wiem, na ile to będzie komuś przydatne - często jeżdżę w delegacje do Niemiec i mnóstwo rzeczy kupuję tam.

    OdpowiedzUsuń