środa, 23 stycznia 2013

Vue Sushi & Martini, Wrocław - recenzja

Byliśmy z Robaczkiem w niedzielę, w ramach naszego tradycyjnego testowania suszarni przy pomocy kuponów. Restauracja mieści się w lokalu po Kyoto, w którym byliśmy dawno temu i w okresie zdecydowanie schyłkowym - zapamiętałem z tej wizyty tylko tyle, że karta rozlatywała się w rękach. W każdym razie Kyoto zniknęło, a na jego miejsce pojawiło się Vue. Trudno mi ocenić, jak bardzo zmienił się wystrój, ale bar z pływającymi łódeczkami i układ stolików chyba zostały po poprzednich lokatorach. Myślę też, że terrarium z kameleonem (podobno - nie widzieliśmy go, może się sprytnie zamaskował, a może za słabo szukaliśmy) jest nowym dodatkiem, i niezbyt dobrym pomysłem. Na ścianach są reprodukcje drzeworytów, krzesła wygodne, w lokalu było czysto (mimo zimowej pluchy), w toalecie nie byliśmy. Stoliki mi się osobiście nie podobały (ale to pewnie dlatego, że zajrzałem pod spód i zobaczyłem, że ładna faktura jest tak naprawdę okleiną). Na stole dwa rodzaje sosu sojowego, ale nie było  niskosodowego, nie było też hashioki (podstawek do odkładania pałeczek).


W lokalu było pustawo (oprócz nas były jeszcze dwie pary, obie na kupony i obie wymagały instrukcji obsługi pałeczek, o czym za chwilę) - ale wszędzie tego dnia było pustawo, prawdopodobnie z powodu przeraźliwego zimna. Kupon był na ustalone menu: sałatka wakame, kimchi, dwie dowolne zupy, 22 kawałki sushi, 2 desery i albo po kieliszku umeshu - wina śliwkowego, albo imbryk herbaty na dwie osoby. Najpierw dostaliśmy wakame z ogórkiem z dressingiem octowym i wakame w sosie sojowo-czosnkowym. Co prawda miało być kimchi, ale nie narzekaliśmy, bo obie sałatki były bardzo dobre (zwłaszcza ta z czosnkiem - ryzykowne, bo ludzie boją się wydzielać zapach z paszczy, ale efekt bardzo smakowity - Robaczek zażądała,  żebym skopiował ten dressing na potrzeby bentowe). Trochę dziwne, że w jednej sałatce sezam był pysznie uprażony i chrupiący, a w drugiej rozmiękły - jeśli taki był zamysł, to moim zdaniem błędny.


Po sałatce przyszła pora na zupę - ja jadłem ramen, a Robaczek miso z tofu. Dostałem ochrzan, że kupuję trochę bardziej ziarniste tofu, zamiast takiego jedwabistego, jakie było w robaczkowym daniu. Obie zupy były bardzo przyjemne - miso ze wspomnianym gładkim tofu, wyłowiliśmy też z niej całego grzyba shiitake, a z ramen plasterek kłącza lotosu (nie suszonego, nie wiem, skąd to wzięli, ja od miesięcy nie mogę dostać). Ramen był na delikatnym, wołowym bulionie z połówką ugotowanego na półtwardo jajeczka. Obie zupki dostaliśmy w ładnych, czerwono-czarnych miseczkach z motywem jaskółek, z pasującymi łyżeczkami.

Sushi, niestety, było bardzo przeciętne. Co prawda dawno nie jadłem hosomaków z tuńczyka, które nie byłyby zrobione z resztek i skrawków, więc wielki plus za to, drugi za niepodawanie końcówek rolek, trzeci i ostatni za minimalistyczną prezentację. Mały minus za mocno wymęczony imbir o nieco chemicznym zapachu i duży za ryż - zimny, nieco rozgotowany i trochę bez smaku. Szkoda.


Wielka szkoda, bo deser był bez zarzutu, zwłaszcza Robaczka - banan w papierze ryżowym z sosem czekoladowym. Bardzo fajny pomysł, bardzo dobrze wykonany - nie rozwala się, nie jest za słodki, ładnie wygląda. Moje lody imbirowe z zielonym pieprzem były przy nim nieciekawe, co nie znaczy, że były niedobre - po prostu spełniły moje oczekiwania (swoją drogą, miałem wrażenie, że gałki były większe, niż przeciętne).


Obsługa była fantastyczna, pani kelnerka nie była tylko profesjonalnie sympatyczna i pomocna, ale autentycznie miła. Mieliśmy okazję obserwować, jak pomaga w wyborze potraw, z pasją o nich opowiadała i pomagała gościom w "obsłudze" pałeczek - wszystko z wielkim wyczuciem i bez wywoływania zakłopotania u nieco zagubionych klientów. To wielki dar, roztaczać wokół siebie takie niewymuszone ciepło.

Podsumowując: wrócimy, ale błagam, naprawcie ryż, bo inaczej będziemy jeść wszystko, tylko nie sushi.

Stona internetowa lokalu: http://www.vue-sushi.pl/


1 komentarz:

  1. W Vue byłam raz. Na szybko i przypadkiem - niewiele pamiętam, bo nie bardzo mi sie podobało. Może kiedyś napiszę. A lotosu też szukam wszędzie - i nie ma. :(((

    OdpowiedzUsuń