* Przy truskawkach jest jeszcze gorzej - truskawka bez zapachu praktycznie nie ma smaku.
** Nie wiem, skąd podłapałem to słówko, ale w sieci jest go pełno. Gratuluję wszystkim bycia zaetykietowanym - stoimy teraz w jednym szeregu z bonzaistami, baristami, kidnapokanibalistami oraz innymi -istami, których nie odważę się wymienić.
Na obrazku mięsko w towarzystwie bakłażana duszonego w sosie sojowym i zielonej soczewicy, czyli całe bento. Przepisy na bakłażany w różnych wersjach pojawią się niebawem na blogu - autor Shizuoka Gourmet miał ostatnio fazę na oberżynę, a i my zaczęliśmy jeść jej sporo.
Wołowina sezamowa
Daje dwie porcje
- 200g wołowiny
- 2 ł sosu sojowego
- 2 ł mirinu
- 2 ł oleju sezamowego
- 1 ł brązowego cukru
- olej do smażenia
- Wołowinę pokroić w cienkie paski. Dodać składniki marynaty, pomiziać.
- Smażyć na oleju do odparowania marynaty.
Cukier zwykle pomijam, dla mnie mirin jest wystarczająco słodki. Smażyć można od razu, lub marynować przez noc - sezamowość jest wtedy intensywniejsza. Oślizgłe mięso podczas marynowania na obrazku poniżej.
Na koniec małe ogłoszenie parafialne: mój Zakład Pracy jest tak zorganizowany, że najwięcej roboty jest zawsze latem. Strugamy wtedy produkty, które klienci kupują w ślepym szale przed Bożym Narodzeniem - trochę wcześnie, ale zanim niemiecka machina produkcyjno-handlowa się przekręci, musi to trochę potrwać - czasy Blitzkriegu na szczęście minęły i nastał socjalizm. Nie zmienia to faktu, że latem trza zapieprzać, bo Kollegen pojechali in Urlaub. Przynajmniej my mamy klimatyzowane łopaty, ciepłą wodę w łazienkach i kawę za darmo*.
* Drodzy Kollegen za kawę pitą w Zakładzie Pracy muszą płacić z własnej kieszeni. Jeśli się dogadają, to w kuchni na danym piętrze jest składkowa kawa, składkowy ekspres (obowiązkowo ostemplowany przez Ochronę Zakładu Pracy, że można wnosić, i Zakładową Komórkę ds. Biurokracji, że jest to bezpieczne urządzenie elektryczne) i jakiś wariant systemu kreskowego (pijesz kawę -> stawiasz kreskę przy swoim nazwisku). Jeśli się nie dogadają, to w kuchni stoi kilkanaście prywatnych ekspresów (ostemplowanych, oczywiście). Słowo harcerza, jeśli jeszcze raz tam pojadę, to zrobię zdjęcie.
W skrócie: wpisy są rzadko, bo zarobiony jestem. Przepraszam.
fajna marynata, ten mirin musiałam zguglować ale już wiem teraz, co to za cudo.
OdpowiedzUsuńsezamowość intensywniejsza podoba mi się bardziej, więc chętnie bym pomarynowała dłużej.
co do wakacji - my bombek na choinkę nie robimy, ale i tak ten okres jest ciężki, jedni na urlopie a cała reszta zachrzania swoje i ich obowiązki wykonując. no i tak to jest latem. Kawę i wodę mam darmo, nawet ciastko z pańskiego stołu mi się trafi. Niestety klimatyzacja nawiewowa u mnie w pokoju, i buczy tylko a zimna nie daje. Więc siedzę spocona jak mysz, nawet podczas dojazdu rowerem do pracy tak się nie zgrzeję jak siedząc za biurkiem. :(
Pozdrawiam
Monika
Smażenie z rana, chyba zazdroszczę... U mnie to nierealne, zaczynam pracę o 6:00 i nie wstałabym o 4:00 żeby coś smażyć. Co do firmowych udogodnień: kawa, herbata, woda, działająca klimatyzacja - jak najbardziej. Szkoda tylko, że nie idzie to w parze z inteligencją i kulturą osobistą klientów (tak mnie poniosło).... Nie wyobrażacia sobie co za "bu... ałagan" potrafią po sobie zostawić kobiety w przymierzalni największej sieciówki odzieżowej...
OdpowiedzUsuńNabrałam o choty na krwiste.... w ramach odreagowania
Pozdrawiam :)
Zamiast mirinu można użyć słodkiego, białego wina - nie pachnie ryżowo-zbożowo, ale od biedy daje radę.
OdpowiedzUsuń@mnemonique: klimatyzacja to temat rzeka - myśmy rozwiązali problem za pomocą magii, tzn. kolega-hobbysta-elektronik zmajstrował przełączniczek, który podpięty jest pod sterownik klimy i włączamy/wyłączamy ją na życzenie.
@bentonomia: ponieważ i tak robię z rana śniadanie, to czasami coś bezobsługowo posmażę - ale niezbyt często, nie lubię pakować gorących rzeczy do pudełek. A o szóstej dopiero wstaję, współczuję.
Pozdrawiam :D
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń