* Najbardziej chyba znanym hashiyasume jest gari, czyli podawany do sushi marynowany imbir.
Przepis (prawie) z książki "Quick & Easy Tsukemono" - w sieci można znaleźć mnóstwo wariacji na temat, różniących się w szczegółach proporcjami i prezentacją. Wszystkie są mocno "na oko" więc też tak podaję. Widziałem też wersje z octem ryżowym (2-3Ł), ale ja nie dodawałem.
Rzepa "tysiąc plasterków" - kabu no senmaisuke
Daje kilka niewielkich porcji
- rzepa (3-5 kulek)
- kombu (10-20 cm z arkusza)
- mirin (2-3 Ł)
- sól (2ł lub 2-3% rzepy wagowo)
- cukier (opcjonalnie 2-4Ł)
- sok z połowy cytryny (opcjonalnie)
- suszona papryczka chili
- Rzepę obrać, pokroić na jak cienkie plasterki. Plasterki posypać solą, przycisnąć i zostawić na 1-2 godziny, aż puszczą wodę. Odcisnąć starannie.
- Mirin zmieszać z sokiem cytryny i cukrem. Połowę plasterków poukładać na dnie płaskiego naczynia. Wlać mirin, położyć na wierzchu połamane na kawałki papryczkę i kombu. Przykryć pozostałą rzepą, przycisnąć.
- Trzymać w temperaturze pokojowej przez 1 dzień, a następnie w lodówce. Gotowe po trzech dniach.
Uwagi do wykonania:
ad. 1 Ja kroiłem na mandolinie, więc plasterki były bardzo cienkie (dzięki temu mogłem darować sobie obieranie - i tak nie widać, a skórka kabu jest bardzo delikatna). Plasterki mogą mieć nawet kilka (3-5) milimetrów - kto co lubi. Posoloną rzepę włożyłem do plastikowego pojemnika i przycisnąłem drugim - wypełnionym wodą.
Co do odciskania - ja wyciskałem brutalnie, co trochę psuje potem prezentację.
Co do odciskania - ja wyciskałem brutalnie, co trochę psuje potem prezentację.
ad. 2 Ja kombu najpierw zamoczyłem, a potem pokroiłem w cienkie paski. Jeśli komuś ciągnące się kombu nie pasuje polecam większe kawałki, a w ostateczności glutaminian w proszku.
W lodówce można senmaizuke trzymać miesiącami (sieć twierdzi, że do trzech, ale ja trzymam już 4 i żyję - przypuszczam, że to jest wieczne, jak kimchi). Zapach (czy też, jak kto woli, odór) rzepy jest praktycznie niewyczuwalny (a w każdym razie nie razi z pięciu metrów). Smak jest bardzo intensywny (i nabiera z czasem mocy), słodkawy. Tekstura lekko kleisto-ciągnąca (prze kombu) Zjeść się tego nie da dużo - kilka kęsów wystarcza, żeby zrobić w ustach dyskotekę. Jeść można z kombu lub bez (ale wtedy proszę nie wyrzucać glonów - lepiej je wykorzystać do innej potrawy, np. kombu no tsukudani). Sposoby prezentacji zasadniczo są trzy. Pierwszy - leniwy - widać na załączonych obrazkach, polega na wrzuceniu porcji na talerzyk. Drugi - pracochłonny - polega na pracowitym rozplątywaniu i rozpłaszczaniu plasterków - przykłady można obejrzeć tutaj i tutaj (swoją drogą - drugi link prowadzi na stronę popularnej marki japońskiego piwa). Wygląda fajnie, ale trzeba o tym pomyśleć o tym wcześniej, pokroić w grubsze plasterki, ładnie układać w tsukemonoki i usuwać wodę bez wyżymania. Trzeci sposób - bardzo efektowny - polega na krojeniu sprasowanej rzepy w kostki, coś w stylu prasowanego sushi (oshizushi). Podejrzeć można tutaj.
Kabu no senmaizuke jest specjalnością Kyoto. Jedzone jest same lub jako składnik sałatek czy hors d'oeuvre (Quick & Easy Tsukemono proponuje przekładanie plasterków rzepy plasterkami pieczonej z miodem szynki). Entuzjaści mogą użyć plasterków do zawinięcia czegoś.
Cześć, bardzo fajne przepisy, widać, że znasz się na tym. Od dawna jestem fanką kultury japońskiej, a ostatnio postanowiłam zacząć gotować japońskie potrawy, bo to podobno jedna z najzdrowszych kuchni. Nie wiem, czy gdzieś już o tym pisałeś (pewnie tak), ale jestem ciekawa, skąd tak dobrze znasz kuchnię japońską i skąd czerpiesz przepisy?
OdpowiedzUsuńGosia
pularda.com.pl
Dziękuję za ciepłe słowa, ale Twoje wrażenie jest mylne, o kuchni japońskiej wiem niewiele, o czym przekonuję się za każdym razem, kiedy oglądam jakiś ichniejszy film o jedzeniu. Przepisy czerpię z Internetu (trochę linków do po prawej) i książek, głównie anglojęzycznych (ale raczej pisanych przez Japończyków). Rok temu zacząłem się uczyć japońskiego, żeby czytać je w oryginale - na cookpad.com jest mnóstwo przepisów z autentycznej,żywej, domowej kuchni, tylko trzeba mieć pojęcie o języku, bo google translator robi kompletną sieczkę.
UsuńZ tym zdrowiem to różnie bywa - jest mnóstwo rzeczy smażonych w głębokim tłuszczu, albo naładowanych cukrem.