poniedziałek, 30 kwietnia 2018

OnigiriBar Wrocław - recenzja

Recenzja będzie krótka, bo lokal malutki i karta krótka. Podsumowanie tl;dr - smacznie, ale mnóstwo rzeczy do poprawienia. Ode mnie 3/5, Robaczek łaskawie daje 4/5.



Do OnigiriBaru wybierałem się w zasadzie od otwarcia (lipiec 2017, AFAICR), tylko jakoś nie po drodze było. Lokal ewidentnie nastawiony jest na karmienie Wrocławskiego Ludu Pracującego w Okolicach Rynku, więc działa w dni Robocze, w godzinach Pracy. Raz się nawet udało dotrzeć w okolicach szesnastej, ale bar był już zakluczony. Chyba się nad wyraz intensywnie dobijałem, albo wyglądałem przez szybkę wystarczająco licho i durnowato, bo obsługa się zlitowała i otworzyła drzwi, żeby mnie poinformować, że już wszystko sprzedane. Bardzo podobnie było i tym razem - byłem około 14 i pozostałe w lokalu kanapki można było policzyć na palcach obu rąk. Gratuluję sukcesu.

Wystrój knajpki minimalistyczny, schludnie i czyściutko.  Obsługa przemiła. Pani zauważyła, że grzebię w telefonie i proaktywnie zaproponowała mi wifi, brawo. W gratisie dostałem kubek gorącej zupy miso z termosu. "Wkładka" w zupie była skromna - tylko wakame - i jak dla mnie za dużo miso w miso, ale i tak duży plus za pomysł (akurat zimno było straszliwie). Zupę zjadłem, kupiłem po jednej z pozostałych jeszcze rodzajów kanapek, dostałem estetyczne pudełko i udałem się do domu na degustację.

No właśnie - kanapek. Onigiri - kulki ryżowe - są zdumiewająco pracochłonne, nawet, jak robi się je przy pomocy foremek. Wie to każdy, kto kiedykolwiek próbował - ryż lepi się do łapek, nadzienie przesuwa, kulki zamiast trójkątne wychodzą kwadratowe*. OnigiriBar poszedł w stronę onigirazu - typu onigiri, wymyślonego w Japonii w latach dziewięćdziesiątych, a spopularyzowane w okolicach 2014-2016 - również na Zachodzi. Onigirazu od onigiri odróżnia kilka rzeczy - są nieco większe, zawierają więcej składników (celujemy w obiad-kanapkę, a nie przekąskę) i łatwiej/szybciej się je robi. Łatwiej/szybciej polega między innymi na tym, że zawijamy ryż bezpośrednio w arkusz nori. Idealne nori powinno być sprężyste i chrupkie - po kontakcie z wilgocią błyskawicznie robi się kapeć. W przypadku "tradycyjnych" onigiri sprawę załatwia sprytne opakowanie, oddzielające do czasu spożycia wodorosty od ryżu. Można kupić w tym celu "gotowca" lub pobawić się z folią spożywczą(tutaj krótki filmik, jak prosto zrobić "onigiri rappu"). Nori w OnigiriBarze niestety mnie odrzuca, bo jest wilgotne i gumowate. Druga rzecz to ryż - niestety, był rozgotowany. Nie wiem, czy to wina ryżu, czy maszyny, czy za długo był moczony. W każdym razie był klajstrowaty i bez smaku. Estetykę też można by było poprawić - vide zdjęcie, wszystko to krzywe jakieś i nieco wymięte.

* Albo, co gorsza, okrągłe.



Na szczęście do nadzień nie za bardzo mam się jak przyczepić. Najsmaczniejszy okazał się dość tradycyjny i zachowawczy tuńczyk z majonezem i szczypiorkiem. Wieprzowina na ostro - trochę suchawa i mało ostra (jak dla mnie), ale i tak bardzo smaczne. Burak/rukola/teriyaki - teriyaki bardzo przytłumione pozostałymi składnikami, ale kombinacja świetna (kradnę!). Kanapki są sporawe - dwoma można się spokojnie najeść, cena w porządku (7.5 zł/sztukę).

Podsumowując - poszukiwaczy autentycznych, japońskich smaków onigiri zapraszam do Kame. Poszukiwaczom smacznych wariacji na temat polecam OnigiriBar, mimo wszystko. Miejsce jest sympatyczne, jedzenie nieobrzydliwe, a nie wszyscy przecież są takimi noriortodoksami, jak ja. Zróbcie coś tylko z tym ryżem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz