sobota, 1 kwietnia 2017

Blog - reaktywacja

A kuku, znowu jestem. Postanowiłem reaktywować bloga, bo się przyłapałem na postępującym zgłupieniu. Narząd nieużywany zanika, w moim przypadku jest to język polski pisany. Zobaczymy, na ile wystarczy mi pary. Jeśli zabraknie, zawsze mogę się zapierać, że to był prima aprilis.

Założenia są takie:

  1. Minimum jeden wpis w miesiącu. Nie sądzę, żebym był w stanie wykrzesać z siebie więcej. Muszę mieć o czym pisać, a obecnie gotuję praktycznie tylko w weekendy - i to nie w każdy. Druga sprawa to czas - lubię sobie popisać (też się przyłapałem), ale bez przesady. Deadline ustalam sobie na pierwszy dzień każdego miesiąca - przyjmijmy, że kwiecień mam już odfajkowany.
  2. Blog będzie wyłącznie o kuchni japońskiej i rzeczach na około niej - technikach, sprzęcie, książkach, restauracjach itp. Jest to jakaś nisza, ale wedle mojej najlepszej wiedzy będzie to MOJA nisza. Nie znalazłem aktywnego, polskiego bloga poświęconego tylko o kuchni japońskiej. Azjatyckiej owszem. Blogi podróżnicze, albo hobbystyczne o Japonii czasem coś wrzucą o jedzeniu. W świetnej "Japońskiej kuchni Karoliny" od lat nie było nowych wpisów. Z nowszych znalazłem Marycooking, ale też chyba zdechł (ostatni wpis w listopadzie).
  3. Nazwa bloga zmieni się, aby odzwierciedlić reorientację tematyki. Ponieważ jestem leniwy jak pierogi (nie chce mi się wymyślać)  i pretensjonalny (chyba widać), nazwa będzie starannie wybrana, aby odzwierciedlić te cechy mojego charakteru. Jeszcze nie wpadłem na pomysł, jak połączyć "Japońską kuchnię Wiesława" (nazwa leniwa) z "Washoku* według Szczoteczki" (nazwa pretensjonalna). Być może zdecyduję się (leniwie) na jedno i drugie, z bezmyśnikiem w środku. 
  4. Adres bloga się nie zmieni, bo za dużo roboty. Layout też się nie zmieni, bo za dużo roboty i te nowoczesne layouty, co blogger proponuje, nijak mi się nie podobają. Nadal nie mam zamiaru uczyć się fotografowania jedzenia, bo nie. Nadal będę robić zdjęcia jedzenia komórką, bo tak. 
  5. Będzie mordoksiążka, bo doceniam ficzery i zupełnie nowe sposoby spamowania i trolowania. Całkowitej teleportacji na szajsbuka nie przewiduję, bo uwielbiam integrację bloggera z guglem. Znaczącej obecności również nie przewiduję. bo szkoda czasu. 
* Aż tak bardzo nie mam zamiaru się ograniczać. Washoku to przede wszystkim kuchnia tradycyjna, a ja lubię też bardziej nowoczesne konsekwencje japońskiego imperializmu (np. gyoza). 

Mam zachomikowanych kilka nieopublikowanych artykułów z poprzedniej inkarnacji bloga - pierwszy będzie totalnie niejapoński, ale szkoda mi wywalać, bo jest tam dużo ciepłych słów o Juli Child. W ten sposób opędzimy maj, potem zmienimy nazwę i zajmiemy się tsukemono. Do grudnia powinienem jakoś dojechać na wpisach z szuflady, a potem jeszcze ze dwa miesiące na postanowieniach noworocznych. A potem znowu mi sie odechce. Taka karma.

2 komentarze: