Założenia są takie:
- Minimum jeden wpis w miesiącu. Nie sądzę, żebym był w stanie wykrzesać z siebie więcej. Muszę mieć o czym pisać, a obecnie gotuję praktycznie tylko w weekendy - i to nie w każdy. Druga sprawa to czas - lubię sobie popisać (też się przyłapałem), ale bez przesady. Deadline ustalam sobie na pierwszy dzień każdego miesiąca - przyjmijmy, że kwiecień mam już odfajkowany.
- Blog będzie wyłącznie o kuchni japońskiej i rzeczach na około niej - technikach, sprzęcie, książkach, restauracjach itp. Jest to jakaś nisza, ale wedle mojej najlepszej wiedzy będzie to MOJA nisza. Nie znalazłem aktywnego, polskiego bloga poświęconego tylko o kuchni japońskiej. Azjatyckiej owszem. Blogi podróżnicze, albo hobbystyczne o Japonii czasem coś wrzucą o jedzeniu. W świetnej "Japońskiej kuchni Karoliny" od lat nie było nowych wpisów. Z nowszych znalazłem Marycooking, ale też chyba zdechł (ostatni wpis w listopadzie).
- Nazwa bloga zmieni się, aby odzwierciedlić reorientację tematyki. Ponieważ jestem leniwy jak pierogi (nie chce mi się wymyślać) i pretensjonalny (chyba widać), nazwa będzie starannie wybrana, aby odzwierciedlić te cechy mojego charakteru. Jeszcze nie wpadłem na pomysł, jak połączyć "Japońską kuchnię Wiesława" (nazwa leniwa) z "Washoku* według Szczoteczki" (nazwa pretensjonalna). Być może zdecyduję się (leniwie) na jedno i drugie, z bezmyśnikiem w środku.
- Adres bloga się nie zmieni, bo za dużo roboty. Layout też się nie zmieni, bo za dużo roboty i te nowoczesne layouty, co blogger proponuje, nijak mi się nie podobają. Nadal nie mam zamiaru uczyć się fotografowania jedzenia, bo nie. Nadal będę robić zdjęcia jedzenia komórką, bo tak.
- Będzie mordoksiążka, bo doceniam ficzery i zupełnie nowe sposoby spamowania i trolowania. Całkowitej teleportacji na szajsbuka nie przewiduję, bo uwielbiam integrację bloggera z guglem. Znaczącej obecności również nie przewiduję. bo szkoda czasu.
Mam zachomikowanych kilka nieopublikowanych artykułów z poprzedniej inkarnacji bloga - pierwszy będzie totalnie niejapoński, ale szkoda mi wywalać, bo jest tam dużo ciepłych słów o Juli Child. W ten sposób opędzimy maj, potem zmienimy nazwę i zajmiemy się tsukemono. Do grudnia powinienem jakoś dojechać na wpisach z szuflady, a potem jeszcze ze dwa miesiące na postanowieniach noworocznych. A potem znowu mi sie odechce. Taka karma.
Zabawny wpis :) Powodzenia "ganbatteeee!" - tak chyba krzyczą w bajkach :D
OdpowiedzUsuńArigatooooo :)
Usuń