Od wielkiego dzwonu udaje mi się dostać w lokalnym warzywniaku u Pani Jadzi japońską rzepę - pisałem już kiedyś o tym tutaj, więc chętni mogą sobie zajrzeć, jak warzywo wygląda w pełnej okazałości*. Tym razem liście niestety były przywiędłe, za to z łodyg zrobiłem ohitashi (zblanszowane zalewa się mieszanką zimnego dashi i sosu sojowego - podam przepis przy innej okazji), a z bulw nukamiso-zuke i rzepę "tysiąc plasterków" (też tsukemono - przepis będzie wkrótce). Zimne przystawki w końcu mi się znudziły i postanowiłem spróbować czegoś na ciepło (i niekoniecznie zupy miso) - poszukiwania w internecie naprowadziły mnie opisywaną dzisiaj potrawę.