tag:blogger.com,1999:blog-14249767378384651052024-03-13T09:09:34.194+01:00Szczotkowa kuchnia japońskaKuchnia japońska, tradycyjna i nowoczesna oraz (pseudo)naukowe bajania na tematy ogólnożywnościowe. Może zawierać soję, orzechy, gluten i glutaminian sodu. Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.comBlogger130125tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-6201761335334260232018-06-12T15:30:00.000+02:002018-06-12T15:30:17.506+02:00Blanszowany szpinak w bulionie dashi - hourensou no ohitashiOhitashi (お浸し) to technika kulinarna, polegająca z grubsza na zanurzeniu krótko zblanszowanych warzyw w zimnym dashi. Taka ni to surowa, ni ugotowana sałatka - warzywa są prężne, zachowują kolor, a na pierwszy plan wydobyta jest ich naturalna słodycz. Warzywa to zwykle jakieś zielone liście (szpinak, komatsuna, liście rzepy, bok choy, botwinka, liście kalarepy), ale mogą być też szparagi, brokuły, młoda cebula, groszek cukrowy, pomidorki koktajlowe czy bakłażan (te dwa ostatnie należy krótko przesmażyć w głębokim tłuszczu, zamiast blanszować - i będzie to wtedy raczej 揚げ浸し, agehitashi, "moczenie smażonego") lub grzyby (raczej ugotowane, np. w folii lub na parze). Dashi doprawione jest jasnym sosem sojowym usukuchi i mirinem (w ostateczności cukrem). Gotowe danie posypuje się katsuobushi i/lub sezamem.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Kanji 浸 znaczy zanurzać, moczyć, zaparzać - prawie to samo, co 漬 w słowie 漬物 - tsukemono**)</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Żeby było trudniej jest jeszcze co najmniej jeden kandzioszek na to samo - 浸, <a href="https://ja.wikipedia.org/wiki/%E3%81%8A%E3%81%B2%E3%81%9F%E3%81%97">wg Wikipedii</a> (tak, wiem, znakomite źródło) używany historycznie. Nota bene, kiedyś zamiast warzyw "zamaczano" owoce morza. </span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-mlu2FbYnmo8/Wx-6ttcjfXI/AAAAAAAAd3s/fTJmPZzkKkAe5ZxTLUAQUcEAE-pr58V3gCLcBGAs/s1600/20180303_152955.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-mlu2FbYnmo8/Wx-6ttcjfXI/AAAAAAAAd3s/fTJmPZzkKkAe5ZxTLUAQUcEAE-pr58V3gCLcBGAs/s320/20180303_152955.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a>Na zdjęciu powyżej szpinakowe ohitashi na pierwszym planie. W tle po lewej <a href="http://mojebento.blogspot.com/2018/03/rzepa-tysiac-plasterkow-kabu-no.html">senmaizuke</a> i mineokadofu po prawej (przepis będzie w przyszłości), oraz lekko obgotowana w mirinie krewetka.<br />
<br />
Przepis podaję na szpinak ("normalny" jest zdecydowanie bogatszy w smaku od "baby", przy okazji nie robi się oślizgły po zblanszowaniu), przy innych warzywach należy odpowiednio dobrać sposób krojenia i czas blanszowania. Ustalenie, cóż to znaczy "odpowiednio" pozostawiam jako ćwiczenie dla czytelnika. Przepis pochodzi z książki "Japanese Cooking: A Simple Art". "Horensou" (ホウレンソウ*) to oczywiście "szpinak" - co ciekawe jest to również skrótowiec związany z japońską kulturą zarządzania i rozwija się do "raportować, informować, konsultować"*.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Szpinak pisze się kandziami 菠薐草, ale oczywiście wszyscy piszą w katakanie, bo prościej. Biznesowy termin pisze się 報連相.</span><br />
<br />
<b><span style="font-size: large;">Blanszowany szpinak w bulionie dashi - hourensou no ohitashi</span></b><br />
Daje 2-4 porcje<br />
<br />
<br />
<ul>
<li>pęczek szpinaku</li>
<li>1 1/4 sz dashi</li>
<li>3 ł jasnego sosu sojowego (usukuchi shouyu - może być zwykły)</li>
<li>1 ł mirinu (można zastąpić przez 1 ł cukru)</li>
<li>katsuobushi do przybrania</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Szpinak umyć, odciąć końcówki łodyg. Zagotować w dużym garnku wodę, przygotować miskę z lodowatą wodą. Krótko (~1 minuta) zblanszować szpinak i natychmiast schłodzić w misce z wodą. Po ochłodzeniu odcisnąć dokładnie wodę. </li>
<li>W rondelku doprowadzić dashi do wrzenia. Dodać soso sojowy i mirin, gotować przez ok. minutę celem odparowania alkoholu. Zdjąć z ognia, ochłodzić w misce z wodą. </li>
<li>Umieścić szpinak w pojemniku, zalać przygotowanym sosem. Przykryć i trzymać w lodówce przez przynajmniej godzinę.</li>
<li>Szpinak podawać odsączony (nie odciśnięty!), posypany katsuobushi. </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania: </div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
ad. 1 Zszokowanie szpinaku po blanszowaniu jest kluczowe - musimy zatrzymać proces gotowania. Woda powinna być naprawdę zimna, warto wrzucić do niej po prostu lód. Czas podaję na oko - blanszowanie powinno trwać do momentu, aż łodygi staną się lekko przezroczyste. Obrazków poglądowych dla szpinaku nie mam (przepraszam, zapomniałem), ale może liście rzepy poniżej pomogą. Przed:</div>
<div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-Fv6c6Ifjtqc/Wx-6seZ5rpI/AAAAAAAAd34/yBHHvRBYzSgkcUPzEk2J0KYcTtS0CvvygCEwYBhgL/s1600/20171218_202101.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-Fv6c6Ifjtqc/Wx-6seZ5rpI/AAAAAAAAd34/yBHHvRBYzSgkcUPzEk2J0KYcTtS0CvvygCEwYBhgL/s320/20171218_202101.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
Po:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-CVgLgfMrsHQ/Wx-6sa6bT3I/AAAAAAAAd3w/l-nkkPUw7HAZS7CC35WGDUjtI-zv7JXYgCEwYBhgL/s1600/20171218_205303.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-CVgLgfMrsHQ/Wx-6sa6bT3I/AAAAAAAAd3w/l-nkkPUw7HAZS7CC35WGDUjtI-zv7JXYgCEwYBhgL/s320/20171218_205303.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
ad. 2 Przepis na sos należy sobie przeskalować tak, żeby szpinak był w pojemniku mniej więcej przykryty. Szybie schłodzenie dashi jest bardzo ważne - nie lubi gotowania, delikatny zapach dość szybko zanika. </div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-bcmhfupdHhY/Wx-6sQwexBI/AAAAAAAAd30/KpljBPIMn8wY-XtxlyLZd_teUG8-9h7mACEwYBhgL/s1600/20171218_205442.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-bcmhfupdHhY/Wx-6sQwexBI/AAAAAAAAd30/KpljBPIMn8wY-XtxlyLZd_teUG8-9h7mACEwYBhgL/s320/20171218_205442.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 3 Oryginalny przepis mówi, że warzywa powinny naciągać do 4 godzin. Ja trzymałem ohitashi z różnych rzeczy w lodówce nawet tydzień i jakiś znaczących zmian smaku/tekstury nie stwierdziłem. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
ad. 4 Zamiast katsuobushi można posypać prażonym sezamem, albo niczym. Na zdjęciu łodygi rzepy, posypane niczym (にちん).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-Fb5LiMZ14ZI/Wx-6tCxn_WI/AAAAAAAAd38/uUpx1qMNEpA_sMcxHUE3-13EV8s0cqcjQCEwYBhgL/s1600/20171219_201859.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-Fb5LiMZ14ZI/Wx-6tCxn_WI/AAAAAAAAd38/uUpx1qMNEpA_sMcxHUE3-13EV8s0cqcjQCEwYBhgL/s320/20171219_201859.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
To tyle na maj. Tak, wiem, że jest czerwiec, ale to jest spóźniony wpis majowy. Na czerwiec planuję wpis pt. "Rok z nukadoko". </div>
<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-65808015270056442212018-04-30T11:18:00.001+02:002018-04-30T11:18:09.995+02:00OnigiriBar Wrocław - recenzjaRecenzja będzie krótka, bo lokal malutki i karta krótka. Podsumowanie tl;dr - smacznie, ale mnóstwo rzeczy do poprawienia. Ode mnie 3/5, Robaczek łaskawie daje 4/5.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-RcKQcU7plAU/Wubdb1DKSNI/AAAAAAAAdS0/WiPrcByrEmgmo6KKTtGzXcznhOTE0n5lgCLcBGAs/s1600/20180327_150500.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-RcKQcU7plAU/Wubdb1DKSNI/AAAAAAAAdS0/WiPrcByrEmgmo6KKTtGzXcznhOTE0n5lgCLcBGAs/s320/20180327_150500.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
Do OnigiriBaru wybierałem się w zasadzie od otwarcia (lipiec 2017, AFAICR), tylko jakoś nie po drodze było. Lokal ewidentnie nastawiony jest na karmienie Wrocławskiego Ludu Pracującego w Okolicach Rynku, więc działa w dni Robocze, w godzinach Pracy. Raz się nawet udało dotrzeć w okolicach szesnastej, ale bar był już zakluczony. Chyba się nad wyraz intensywnie dobijałem, albo wyglądałem przez szybkę wystarczająco licho i durnowato, bo obsługa się zlitowała i otworzyła drzwi, żeby mnie poinformować, że już wszystko sprzedane. Bardzo podobnie było i tym razem - byłem około 14 i pozostałe w lokalu kanapki można było policzyć na palcach obu rąk. Gratuluję sukcesu.<br />
<br />
Wystrój knajpki minimalistyczny, schludnie i czyściutko. Obsługa przemiła. Pani zauważyła, że grzebię w telefonie i proaktywnie zaproponowała mi wifi, brawo. W gratisie dostałem kubek gorącej zupy miso z termosu. "Wkładka" w zupie była skromna - tylko wakame - i jak dla mnie za dużo miso w miso, ale i tak duży plus za pomysł (akurat zimno było straszliwie). Zupę zjadłem, kupiłem po jednej z pozostałych jeszcze rodzajów kanapek, dostałem estetyczne pudełko i udałem się do domu na degustację.<br />
<br />
No właśnie - kanapek. Onigiri - kulki ryżowe - są zdumiewająco pracochłonne, nawet, jak robi się je przy pomocy foremek. Wie to każdy, kto kiedykolwiek próbował - ryż lepi się do łapek, nadzienie przesuwa, kulki zamiast trójkątne wychodzą kwadratowe*. OnigiriBar poszedł w stronę onigirazu - typu onigiri, wymyślonego w Japonii w latach dziewięćdziesiątych, a spopularyzowane w okolicach 2014-2016 - również na Zachodzi. Onigirazu od onigiri odróżnia kilka rzeczy - są nieco większe, zawierają więcej składników (celujemy w obiad-kanapkę, a nie przekąskę) i łatwiej/szybciej się je robi. Łatwiej/szybciej polega między innymi na tym, że zawijamy ryż bezpośrednio w arkusz nori. Idealne nori powinno być sprężyste i chrupkie - po kontakcie z wilgocią błyskawicznie robi się kapeć. W przypadku "tradycyjnych" onigiri sprawę załatwia sprytne opakowanie, oddzielające do czasu spożycia wodorosty od ryżu. Można kupić w tym celu "gotowca" lub pobawić się z folią spożywczą(<a href="https://www.youtube.com/watch?v=_-qODCwCmS0">tutaj krótki filmik, jak prosto zrobić "onigiri rappu</a>"). Nori w OnigiriBarze niestety mnie odrzuca, bo jest wilgotne i gumowate. Druga rzecz to ryż - niestety, był rozgotowany. Nie wiem, czy to wina ryżu, czy maszyny, czy za długo był moczony. W każdym razie był klajstrowaty i bez smaku. Estetykę też można by było poprawić - vide zdjęcie, wszystko to krzywe jakieś i nieco wymięte.<br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">* Albo, co gorsza, okrągłe.</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-AVy3hFhngZQ/WubeRlageDI/AAAAAAAAdS8/_jrTWhUcG1AmRUlUzDB6ta3HacK4B5RtgCLcBGAs/s1600/20180327_150544.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-AVy3hFhngZQ/WubeRlageDI/AAAAAAAAdS8/_jrTWhUcG1AmRUlUzDB6ta3HacK4B5RtgCLcBGAs/s320/20180327_150544.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
Na szczęście do nadzień nie za bardzo mam się jak przyczepić. Najsmaczniejszy okazał się dość tradycyjny i zachowawczy tuńczyk z majonezem i szczypiorkiem. Wieprzowina na ostro - trochę suchawa i mało ostra (jak dla mnie), ale i tak bardzo smaczne. Burak/rukola/teriyaki - teriyaki bardzo przytłumione pozostałymi składnikami, ale kombinacja świetna (kradnę!). Kanapki są sporawe - dwoma można się spokojnie najeść, cena w porządku (7.5 zł/sztukę).<br />
<br />
Podsumowując - poszukiwaczy autentycznych, japońskich smaków onigiri zapraszam do Kame. Poszukiwaczom smacznych wariacji na temat polecam OnigiriBar, mimo wszystko. Miejsce jest sympatyczne, jedzenie nieobrzydliwe, a nie wszyscy przecież są takimi noriortodoksami, jak ja. Zróbcie coś tylko z tym ryżem.<br />
<br />
<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-78989295485064844572018-03-30T11:24:00.002+02:002018-03-30T11:24:49.482+02:00Rzepa "tysiąc plasterków" - kabu no senmaizukeRaz na kwartał tsukemono musi być - dziś bardzo klasyczny przepis na rzepę "tysiąc plasterków" - kabu no senmaizuke (かぶの千枚漬け). 千枚 (sen mai) znaczy dosłownie "tysiąc płaskich obiektów" (np. arkuszy papieru) - nie należy mylić z 洗米, które czyta się tak samo, a znaczy "umyty ryż". Rezultat to bardzo wdzięczna, efektowna przystawka, typowy przedstawiciel hashiyasume ( 箸休め), czyli dosłownie "odpoczynku dla pałeczek" - niewielkich dań podawanych między posiłkami celem "przeczyszczenia podniebienia"*. Z góry uprzedzam - spolszczona wersja z czarnej rzepy nie wychodzi (próbowałem, niestety), ale można próbować z innych kultywarów - najlepiej miękkich i mało "piaszczystych" (<a href="http://www.essenceofjapan.net/?portfolio=kabu-no-senmai-zuke-pickled-sliced-turnip">tu z rzepy fioletowej</a>). Polecam oczywiście jedyną słuszną <a href="http://mojebento.blogspot.com/2017/05/rzepa-z-cytryna-kabu-lemon-zuke.html">rzepę japońską kabu</a>.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-ERJQI3GAu4Y/Wr39yJfYjRI/AAAAAAAAc2Q/66CEd9lFM3Mic65axqT6AlKevaa30dqPQCEwYBhgL/s1600/20180128_151632.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-ERJQI3GAu4Y/Wr39yJfYjRI/AAAAAAAAc2Q/66CEd9lFM3Mic65axqT6AlKevaa30dqPQCEwYBhgL/s320/20180128_151632.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;">* Najbardziej chyba znanym hashiyasume jest gari, czyli podawany do sushi marynowany imbir.</span><br />
<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Przepis (prawie) z książki "Quick & Easy Tsukemono" - w sieci można znaleźć mnóstwo wariacji na temat, różniących się w szczegółach proporcjami i prezentacją. Wszystkie są mocno "na oko" więc też tak podaję. Widziałem też wersje z <a href="https://kanakoskitchen.com/2010/01/14/senmai-zuke/">octem ryżow</a>ym (2-3Ł), ale ja nie dodawałem.<br />
<div>
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b></div>
<div>
<b><span style="font-size: large;">Rzepa "tysiąc plasterków" - kabu no senmaisuke</span></b></div>
<div>
Daje kilka niewielkich porcji</div>
<div>
<ul>
<li>rzepa (3-5 kulek)</li>
<li>kombu (10-20 cm z arkusza)</li>
<li>mirin (2-3 Ł)</li>
<li>sól (2ł lub 2-3% rzepy wagowo)</li>
<li>cukier (opcjonalnie 2-4Ł)</li>
<li>sok z połowy cytryny (opcjonalnie)</li>
<li>suszona papryczka chili</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Rzepę obrać, pokroić na jak cienkie plasterki. Plasterki posypać solą, przycisnąć i zostawić na 1-2 godziny, aż puszczą wodę. Odcisnąć starannie. </li>
<li>Mirin zmieszać z sokiem cytryny i cukrem. Połowę plasterków poukładać na dnie płaskiego naczynia. Wlać mirin, położyć na wierzchu połamane na kawałki papryczkę i kombu. Przykryć pozostałą rzepą, przycisnąć. </li>
<li>Trzymać w temperaturze pokojowej przez 1 dzień, a następnie w lodówce. Gotowe po trzech dniach. </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania:</div>
</div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-rPenTcn8V34/Wr39vYgDNAI/AAAAAAAAc2I/h_-a69CIBFMXXuDNTCqQPB_qUVPz-M_6QCEwYBhgL/s1600/20171219_133553.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-rPenTcn8V34/Wr39vYgDNAI/AAAAAAAAc2I/h_-a69CIBFMXXuDNTCqQPB_qUVPz-M_6QCEwYBhgL/s320/20171219_133553.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 1 Ja kroiłem na mandolinie, więc plasterki były bardzo cienkie (dzięki temu mogłem darować sobie obieranie - i tak nie widać, a skórka kabu jest bardzo delikatna). Plasterki mogą mieć nawet kilka (3-5) milimetrów - kto co lubi. Posoloną rzepę włożyłem do plastikowego pojemnika i przycisnąłem drugim - wypełnionym wodą.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-os97Pwd7Oss/Wr39vHv-4cI/AAAAAAAAc2E/ZgXlKdBiBA0G0XjLqDN0SbpgJREFep34gCEwYBhgL/s1600/20171219_134531.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-os97Pwd7Oss/Wr39vHv-4cI/AAAAAAAAc2E/ZgXlKdBiBA0G0XjLqDN0SbpgJREFep34gCEwYBhgL/s320/20171219_134531.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Co do odciskania - ja wyciskałem brutalnie, co trochę psuje potem prezentację.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-i0mcuLNR5N8/Wr39w2z0meI/AAAAAAAAc2Q/QEgdLTxe6OkRThas-ytrLTnKwkdF4CrcgCEwYBhgL/s1600/20171219_170046.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://4.bp.blogspot.com/-i0mcuLNR5N8/Wr39w2z0meI/AAAAAAAAc2Q/QEgdLTxe6OkRThas-ytrLTnKwkdF4CrcgCEwYBhgL/s320/20171219_170046.jpg" width="240" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 2 Ja kombu najpierw zamoczyłem, a potem pokroiłem w cienkie paski. Jeśli komuś ciągnące się kombu nie pasuje polecam większe kawałki, a w ostateczności glutaminian w proszku.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-Ef6G5ohsk4s/Wr39ux1JEkI/AAAAAAAAc2E/u-N-jYfYIUMVBYd6Jn2PrIqBVRXLma8kgCEwYBhgL/s1600/20171219_144234.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-Ef6G5ohsk4s/Wr39ux1JEkI/AAAAAAAAc2E/u-N-jYfYIUMVBYd6Jn2PrIqBVRXLma8kgCEwYBhgL/s320/20171219_144234.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 3 Przyciskanie jak wyżej, potem przełożyłem do szklanego pojemnika.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-fGbhP69uXZk/Wr39xZq7DgI/AAAAAAAAc2M/UlOgqOuPg-YUBK5xSYe8ZlXlefutdufSwCEwYBhgL/s1600/20171219_170719.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-fGbhP69uXZk/Wr39xZq7DgI/AAAAAAAAc2M/UlOgqOuPg-YUBK5xSYe8ZlXlefutdufSwCEwYBhgL/s320/20171219_170719.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<br />
W lodówce można senmaizuke trzymać miesiącami (sieć twierdzi, że do trzech, ale ja trzymam już 4 i żyję - przypuszczam, że to jest wieczne, jak kimchi). Zapach (czy też, jak kto woli, odór) rzepy jest praktycznie niewyczuwalny (a w każdym razie nie razi z pięciu metrów). Smak jest bardzo intensywny (i nabiera z czasem mocy), słodkawy. Tekstura lekko kleisto-ciągnąca (prze kombu) Zjeść się tego nie da dużo - kilka kęsów wystarcza, żeby zrobić w ustach dyskotekę. Jeść można z kombu lub bez (ale wtedy proszę nie wyrzucać glonów - lepiej je wykorzystać do innej potrawy, np. kombu no tsukudani). Sposoby prezentacji zasadniczo są trzy. Pierwszy - leniwy - widać na załączonych obrazkach, polega na wrzuceniu porcji na talerzyk. Drugi - pracochłonny - polega na pracowitym rozplątywaniu i rozpłaszczaniu plasterków - przykłady można obejrzeć <a href="https://cookpad.com/recipe/2780916">tutaj </a>i <a href="https://www.asahibeer.co.jp/enjoy/recipe/search/recipe.psp.html?CODE=0000002034">tutaj</a> (swoją drogą - drugi link prowadzi na stronę popularnej marki japońskiego piwa). Wygląda fajnie, ale trzeba o tym pomyśleć o tym wcześniej, pokroić w grubsze plasterki, ładnie układać w tsukemonoki i usuwać wodę bez wyżymania. Trzeci sposób - bardzo efektowny - polega na krojeniu sprasowanej rzepy w kostki, coś w stylu prasowanego sushi (oshizushi). Podejrzeć można <a href="https://1tess.wordpress.com/2009/02/05/senmaizuke-turnip-and-kombu-tsukemono/">tutaj</a>.<br />
<br />
Kabu no senmaizuke jest specjalnością Kyoto. Jedzone jest same lub jako składnik sałatek czy hors d'oeuvre (Quick & Easy Tsukemono proponuje przekładanie plasterków rzepy plasterkami pieczonej z miodem szynki). Entuzjaści mogą użyć plasterków do zawinięcia czegoś.<br />
<br />
<ruby style="background-color: white; color: #f27527; font-size: 20.16px; margin-left: 5px;"><rt style="color: #006600; font-size: 0.8em;"><span style="font-family: inherit;"><br /></span></rt></ruby></div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-30223356368750649232018-02-24T18:00:00.000+01:002018-02-24T18:00:09.553+01:00Nabe Wrocław - dwie recenzjeStreszczenie: jedzenie dobre, organizacja pracy w kuchni katastrofalna - trzeba przyjść wstępnie najedzonym, lub wybrać inny lokal.<br />
<div>
<br />
Recenzje będą dwie, bo w Nabe byliśmy z Robaczkiem dwa razy, przy czym drugi raz będzie najprawdopodobniej ostatnim. Za pierwszym było wystarczająco dobrze, żeby uzasadnić drugi. Za drugim do konsumpcji nie doszło. Jeśli chcesz się dowiedzieć, dlaczego warto odwiedzić Nabe, czytaj dalej. Jeśli jednak chcesz się dowiedzieć, dlaczego Nabe należy omijać szerokim łukiem, przewiń na sam dół.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-GB4Qbm-wd2s/Wo0wv3m0nsI/AAAAAAAAcVQ/O69qZe5Om-AaUE_wJq19ojlBOSAvOlmxQCLcBGAs/s1600/20171118_201214.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-GB4Qbm-wd2s/Wo0wv3m0nsI/AAAAAAAAcVQ/O69qZe5Om-AaUE_wJq19ojlBOSAvOlmxQCLcBGAs/s320/20171118_201214.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a></div>
<div>
Nabe mieści się w przyjemnej okolicy Bulwaru Dedala. Lokal jest dość nowy, założony i firmowany przez ekipę Sushi Korner (nie byłem, ale wspominam z kronikarskiego obowiązku). Byliśmy w sobotni wieczór, większą ekipą, łącznie z dziećmi wieku wczesnopodstawówkowym. Wystrój lokalu przyjemny, dużo drewna, bambus, ceramika, japońskie akwarele - miło i relaksująco. Stoliki w poustawiane we wnękach, za przepierzeniami - intymnie. Można przyjść z psem. Toalety czyste i schludne.<br />
<br />
Kart dostaliśmy kilka - osobną z herbatami, sushi, pozostałym jedzeniem i alkoholem. Na karcie z herbatą napisane jest, że nie mają koncesji na alkohol (ale można przynieść własną butelkę - korkowe 14 zł), na karcie z alkoholami, że jednak alkohol w weekendy jest. Dziwne to trochę i pachnie jakimś szwindlem (zwłaszcza, że przy płaceniu rachunku dostaliśmy osobny rachunek za alkohol i to z innego lokalu). Nie wnikam. Karty proste, estetyczne, czytelne. Nazwy potraw to niestety pomieszanie z poplątaniem polskiego, angielskiego i japońskiego (i chyba hiszpańskiego - yo soy tomato i chińskiego - po-ku) - nie przepadam, strasznie to pretensjonalne. Zwłaszcza że nigiri jest z ośmiornicą, a maki, nie wiedzieć czemu, z tako. Można się oczywiście dopytać co jest co, a przemiła obsługa uprzejmie wyjaśni.<br />
<br />
Nazwa restauracji sugeruje, że specjalizuje się w nabemono, czyli "rzeczach w garnku". Potrawy takowe z reguły gotuje się bezpośrednio na stoliku, gdzie kilka osób dzieli się zawartością rzeczonego garnka. Tu pewne rozczarowanie - nabemono w karcie są dosłownie trzy, i nie są to "standardy" typu sukiyaki, czy shabu-shabu. Oprócz tego znaleźliśmy w karcie kilka rodzajów donburi (czyli michy ryżu z czymś - np. łososiem teriyaki) tempurę (podawaną niezbyt klasycznie z makaronem soba, a nie z ryżem), 3 desery (w zasadzie 4, bo obsługa poinformowała, że "ciasta dnia" są 2 rodzaje), krótkie menu dla dzieci, przystawki (o tym za chwilę), 3 zupy (z "obowiązkowym" miso) i przedziwnie eklektyczny wybór "dań głównych" - żeberka, stek z polędwicy, muffin kukurydziany z buraczkami, łosoś sous vide i tataki z tuńczyka. Miało być fusion i jest fusion.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-W_m4jTCJ8yU/Wo0wuhdsSRI/AAAAAAAAcVc/MDGs28hljbofyzJan0bk00fPC_rHqUjsACEwYBhgL/s1600/20171118_190527.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-W_m4jTCJ8yU/Wo0wuhdsSRI/AAAAAAAAcVc/MDGs28hljbofyzJan0bk00fPC_rHqUjsACEwYBhgL/s320/20171118_190527.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Przystawek jest 7 rodzajów (przy czym gyoza może mieć 3 różne nadzienia) i mennu zachęca do zamawiania ich hurtowo, z czego skwapliwie skorzystaliśmy. Przed przystawkami dwie niespodzianki: pierwsza to coś w rodzaju oshibori, ręczniczka podawanego w japońskich restauracjach do wytarcia rąk. Cieniutka tkanina jest ciasno zwinięta w niewielki walec i polana na oczach gościa wrzątkiem zamienia się w wilgotną szmatkę. Bardzo fajny akcent. Druga niespodzianka to czekadełko (standardowa, nudna sałatka z wakame), podana w słoiczkach typu weck (sic! z pokrywką z logo i truskawką włącznie). Estetyczny WTF, zwłaszcza w porównaniu ze śliczną ceramiką używaną podczas reszty wieczoru.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-DWZK2BSrwns/Wo0wucR__5I/AAAAAAAAcVg/Z2DGAQZrt1AirTKILOd3dzp4NP9DJbDmwCEwYBhgL/s1600/20171118_192803.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-DWZK2BSrwns/Wo0wucR__5I/AAAAAAAAcVg/Z2DGAQZrt1AirTKILOd3dzp4NP9DJbDmwCEwYBhgL/s320/20171118_192803.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Przystawki pojawiły się na stole dopiero po czterdziestu minutach (!), na dodatek edamame było letnie (!!). Sos do gyozy dostałem, jak po pierożkach zostało już tylko wspomnienie (!!!). Przystawki ogólnie smaczne (karaage też, chociaż panie z Kame robią lepsze).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-Yr1zdWYo244/Wo0wuerk5UI/AAAAAAAAcVY/heZFXax-hrwR2t_XrxZXXFJ4B9ePJ3DpwCEwYBhgL/s1600/20171118_192806.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-Yr1zdWYo244/Wo0wuerk5UI/AAAAAAAAcVY/heZFXax-hrwR2t_XrxZXXFJ4B9ePJ3DpwCEwYBhgL/s320/20171118_192806.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-3fXEV7YKal4/Wo0wvM9bLrI/AAAAAAAAcVg/BqRbvGjLeG8j-DZxPKEeA4Q4amLgwRwxwCEwYBhgL/s1600/20171118_192814.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-3fXEV7YKal4/Wo0wvM9bLrI/AAAAAAAAcVg/BqRbvGjLeG8j-DZxPKEeA4Q4amLgwRwxwCEwYBhgL/s320/20171118_192814.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Po przystawkach czas przyszedł na dania główne. Podstawa - ryż - bez zarzutu. Łosoś teriyaki (nota bene w menu jest literówka) pyszny, miękki i wilgotny, do tego tamagoyaki - mniam. Tempura bardzo dobra, tylko makaron niestety przesolony. Robaczek jadła mały zestaw sushi - mieszankę z której skubnąłem nigiri z tuńczykiem - znakomite. Ja oczywiście jadłem nabe - zdecydowałem się na garnczek "wieprzowy". Szwagierka jadła kaczy - nie było najmniejszego problemu z zamianą makaronu sojowego na soba.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-Y7IIeR_n2Sw/Wo0wwW0MbdI/AAAAAAAAcVg/cB6RBD2WEBcwL2oJQxCYfV0j9vz0Ulf1QCEwYBhgL/s1600/20171118_201244.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-Y7IIeR_n2Sw/Wo0wwW0MbdI/AAAAAAAAcVg/cB6RBD2WEBcwL2oJQxCYfV0j9vz0Ulf1QCEwYBhgL/s320/20171118_201244.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-TQ8LVwqTKko/Wo0wwBI_fNI/AAAAAAAAcVg/ob-EXUaP6qQNpv9kpQ_aTf9xJ166kVD8gCEwYBhgL/s1600/20171118_201241.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-TQ8LVwqTKko/Wo0wwBI_fNI/AAAAAAAAcVg/ob-EXUaP6qQNpv9kpQ_aTf9xJ166kVD8gCEwYBhgL/s320/20171118_201241.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Z okazji nabe na stół wjeżdżają kuchenki turystyczne, na których można sobie dowolnie podgrzewać gliniany garnczek (naczynia do nabe nazywają się donabe - 土鍋 - łatwo zapamiętać). Porcja "duża" jest naprawdę wielka i można spokojnie obdzielić nią kilka osób i wszyscy się najedzą. Mój bulion był był esencjonalny i pełen smakowitych różności, ze świeżymi liśćmi shisho włącznie. Chāshū w porównaniu z tym z Panda Ramen - niebo a ziemia.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-xdCgS6NDPDA/Wo0wv9eDL5I/AAAAAAAAcVg/Uynv14RLcvkU1AUJ4YQ3rWazxTeF7ki8QCEwYBhgL/s1600/20171118_200924.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-xdCgS6NDPDA/Wo0wv9eDL5I/AAAAAAAAcVg/Uynv14RLcvkU1AUJ4YQ3rWazxTeF7ki8QCEwYBhgL/s320/20171118_200924.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Na deser spróbowaliśmy ciast dnia (kusił fondant matcha, ale trzeba by było na niego czekać) - dwa do wyboru, sernik przepyszny. Podsumowując - spędziliśmy w Nabe przemiły wieczór. Było kilka mniejszych i większych potknięć, ale jedzenie się obroniło, zachęcając nas do ponownych odwiedzin.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Podejście drugie - piątkowy wieczór, dwie pary, rezerwacja. Lokal zapełniony mniej więcej w połowie. Zaczyna się standardowo, miło i sympatycznie, dostajemy do łapek karty. W planie było testowanie nabowego sushi, zaglądam więc do działu z nigiri i pytam, co kryje się pod nazwą "hamachi" - pytam nie bez kozery, bo ryba ta występuje wyłącznie na Pacyfiku. Pani odpowiada, że seriola. Drążę dalej, bo do rodzaju <i>Seriola</i> należy kilkanaście gatunków - pytam, gdzie była złowiona. Pani się musi zapytać. Odpuszczam, bo nie chcę dziewczyny stresować - to samo ćwiczenie moglibyśmy powtórzyć z "saba". Ludzie kochani, podajecie surowe ryby - musicie wiedzieć co najmniej jakie i gdzie zostały złowione. I kiedy. Bo, uwaga, ONE SĄ SUROWE. W byle smarkecie na stoisku z rybami jest wyłożony segregator, z którego można się dowiedzieć gdzie, kiedy i w jaki sposób pozyskano rybę, leżącą na lodzie obok.<br />
<br />
Zamawiamy sushi, przystawki i napoje. Pani po chwili wraca i mówi, że na sushi trzeba czekać minimum 40 minut "bo jest dużo zamówień telefonicznych". Żartujemy ponuro, że może zamówimy przez telefon z dowozem do Nabe, będzie szybciej. Pani zmieszana, odpuszczamy. Szwagier zaczyna marudzić, że chciał sushi. Szwagierka próbuje zamówić muffina kukurydzianego - nie ma. No to w takim razie łosoś sous vide. Nie ma. Czy czegoś jeszcze nie ma? Pani zapewnia, że tylko tego. Zamawiamy to, co jest i nie jest sushi. Informuję Panią grzecznie, że jestem głodny. Pani wraca po chwili z informacją, że przystawki będą za pół godziny. Decyzja, że idziemy gdzie indziej zostaje podjęta natychmiastowo i przez aklamację. Przepraszamy się nawzajem z obsługą i wychodzimy. Kurtyna.<br />
<br />
Kochane Nabe, po dwóch wizytach mogę stwierdzić, że podstawy macie opanowane, ale niszczą Was szczegóły. Co prawda Wasze jedzenie jest dobre, ale wasza kuchnia nie. Przystawki są po to, żeby mitygować problemy na zapleczu, jakiekolwiek by nie były - sushi master zachorował, kucharz się upił, nawał zamówień na wynos, piec wybuchł, mleko się rozlało, inwazja karaczanów. Gościowi to wszystko wisi obojętnym kalafiorem. Przystawka ma do gościa trafić po dwudziestu minutach od zamówienia, w całości i równej temperaturze. Menu w tym dziale macie przemyślane - pełen zestaw siedmiu dań da się wypuścić w pięć minut, a może je robić odpowiednio poinstruowana małpa. Albo macie kiepski prep, albo wasza kuchnia leży i kwiczy organizacyjnie.<br />
<br />
Co do sali: Panie się starają. Są miłe, uprzejme, łatwo je znaleźć, wielki plus za szczerość - ale kelnerka wiedzieć w szczegółach i na wyrywki, co jest w czym w karcie. I w żadnym wypadku nie można zasugerować gościowi, że jego zamówienie jest opóźnione z powodu zamówień na wynos.<br />
<br />
W restauracji nie płacimy tylko za jedzenie, ale też za całe doświadczenie. Bardzo mi przykro, ale doświadczenie czekania na pyszne jedzenie w Nabe nie jest w moim przekonaniu warte swojej ceny. </div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-89330152238694659512018-01-31T15:30:00.000+01:002018-01-31T15:30:09.929+01:00Kotlet z szynki - ham katsu - z sosem tonkatsuNa Netflixie można znaleźć przeuroczy japoński serial "Midnight Dinner" - adaptację mangowego tasiemca Shinya Shokudō (深夜食堂). W każdym odcinku (higieniczne, po 20 minut, w sam raz do śniadania) występuję jakaś potrawa* - jestem akurat w fazie głębokiego tłuszczu**, więc dziś jemy nieszczególnie zdrowo, za to bardzo smacznie. Oto japoński kotlet z szynki - ham katsu (ハムカツ).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-I2hLKYlId-o/WnFrm_O_4wI/AAAAAAAAcE8/Mi6xKC1jHNslswD3ZIf54L2Zflh81LEJgCLcBGAs/s1600/20180107_160312.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-I2hLKYlId-o/WnFrm_O_4wI/AAAAAAAAcE8/Mi6xKC1jHNslswD3ZIf54L2Zflh81LEJgCLcBGAs/s320/20180107_160312.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<span style="font-size: x-small;">* Jest też jakaś szczątkowa, nienachalna fabuła. Kompozycja przypomina tragedię grecką, jest nawet chór (sic!). Ogląda się to bardzo przyjemnie.</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">** Mniej więcej raz na kwartał, na mniej więcej przez trzy niedziele wyciągam moją frytownicę i smażę. Przez resztę kwartału walczę z wyrzutami sumienia, podwyższonym cholesterolem i oponką.</span><br />
<br />
Relatywnie dużo czasu zajęło mi ustalenie, czym właściwie jest "ham", bo mój aparat poznawczy nie przyjmował do wiadomości, że można smażyć kotlety z szynki już przetworzonej (solonej, wędzonej, suszonej, gotowanej, czy jakiejkolwiek innej niesurowej). Bardziej prawdopodobne wydawało mi się, że Japończycy mają w sprzedaży takie śliczne, okrągłe szyneczki, coś jak "myszka" u nas. (Nie)stety - "szynka" również w języku polskim niekoniecznie oznacza kawał surowizny. Ham katsu robi się z, bardzo przepraszam, wyrobu wędliniarskiego. W skrócie: robi się jak schabowy, tylko zamiast schabu bierze się plaster szynki. Koniec przepisu, dziękuję, mic drop. Wersja dłuższa poniżej. Oczywiście wariacji na temat jest mnóstwo (kilka pomysłów w przepisie). Oczywiście to jest youshoku, kuchnia-japońska-inspirowana-zachodnią.
<br />
<br />
Wariacje ham katsu sprowadzają się do <a href="http://www.sapporobeer.jp/recipe/0000000890/index.html">zmiany</a> <a href="https://www.lettuceclub.net/recipe/dish/18488/">grubości</a> <a href="http://recipe.kirin.co.jp/a03221.html">plastrów</a> szynki, czy kotlet składa się z jednego, czy <a href="https://www.justonecookbook.com/ham-katsu/">dwóch</a>, i czy w tym ostatnim przypadku pakujemy coś (<a href="http://www.meg-snow.com/recipe/detail/1921.html">czytaj: ser</a>) między plasterki. Podaję przepis tak, jak robiłem, i jak jest na zdjęciach - cienkie plastry, dwa na kotlet, bez sera.<br />
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;">Ham katsu</span></b><br />
Daje 4 porcje po kotlecie<br />
<ul>
<li>8 cienkich plasterków szynki (do 2 mm grubości)</li>
<li>mąka do obtaczania (1/4-1/2 sz)</li>
<li>1-2 jajka do maczania</li>
<li>panko do pankonierowania (1/2-1 sz)</li>
<li>olej do smażenia</li>
<li>musztarda, biała kapusta i sos tonkatsu do podania</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Plasterki szynki poukładać na sobie po 2, przyprawić świeżo zmielonym pieprzem. </li>
<li>Panierować dwuplasterki najpierw w mące, potem jajku, a na końcu w panko. Panko lekko docisnąć.</li>
<li>Smażyć w głębokim tłuszczu w temperaturze 170 st. C na złoto. </li>
<li>Odsączyć z tłuszczu na papierowym ręczniku, kroić i podawać na leżu z drobno poszatkowanej białej kapusty, polane sosem tonkatsu i z odrobiną musztardy na boku. </li>
</ol>
Uwagi do wykonania:</div>
<div>
ad. 1 Jeśli chcemy nadziewać, to między plasterki pakujemy nadzienie - może być plasterek sera, ale można też poszaleć, i włożyć do środka coś innego (pesto, przetarty czosnek, liść szałwii, cokolwiek). Plastry mogą być pojedyncze i grubsze (nawet i centymetr). Ja użyłem wędzonej wiśniowym dymem szynki produkcji własnej i mojego Taty.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-3f9_S7WjRpA/WnFrlMiVztI/AAAAAAAAcFM/CizI_fZV96cpIYLvnSHdRmAxzAv4GvphgCEwYBhgL/s1600/20180107_154328.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-3f9_S7WjRpA/WnFrlMiVztI/AAAAAAAAcFM/CizI_fZV96cpIYLvnSHdRmAxzAv4GvphgCEwYBhgL/s320/20180107_154328.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 2 Panko warto parę minut wcześniej spryskać wodą i pomyziać - panierka będzie po usmażeniu bardziej puszysta. Spryskujemy spryskiwaczem do kwiatków (sic!). </div>
<div>
Ja mam talent i zawsze potrzeba mi więcej składników panierki, niż w przepisach. I robię przy okazji chlew na stole.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/--oD6P3B2Q1E/WnFrlYhI2kI/AAAAAAAAcFU/9cc8HxMrOe0Yd3QnFM7VM9YSlMbLA6iWACEwYBhgL/s1600/20180107_154827.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/--oD6P3B2Q1E/WnFrlYhI2kI/AAAAAAAAcFU/9cc8HxMrOe0Yd3QnFM7VM9YSlMbLA6iWACEwYBhgL/s320/20180107_154827.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 3 Można na patelni (byleby to był "głęboki" tłuszcz - minimum 2 cm), tylko proszę dobrze rozgrzać (drobinka panko rzucona na olej powinna bąbelkować).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-lGS0zo8ROKU/WnFrm9f6bNI/AAAAAAAAcFU/9g6X-11gAY4m3t-FQPGnbheIMGuRIxbewCEwYBhgL/s1600/20180107_160201.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-lGS0zo8ROKU/WnFrm9f6bNI/AAAAAAAAcFU/9g6X-11gAY4m3t-FQPGnbheIMGuRIxbewCEwYBhgL/s320/20180107_160201.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 4 Tradycja taka, ma być kapusta i koniec. Takoż sos tonkatsu (przepis poniżej) i musztarda japońska.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-lFoye2Pku-w/WnFrlUgX0WI/AAAAAAAAcFM/JwT_jpUVq7oI8U4QoGSVrxuLu-ZEOu-YQCEwYBhgL/s1600/20180107_153110.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-lFoye2Pku-w/WnFrlUgX0WI/AAAAAAAAcFM/JwT_jpUVq7oI8U4QoGSVrxuLu-ZEOu-YQCEwYBhgL/s320/20180107_153110.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Sos tonkatsu (とんかつソース) tradycyjnie podaje się do, nomen omen, tonkatsu, czyli japońskiego schabowego, oraz innych dań smażonych w głębokim tłuszczu. W skład wchodzą różne owoce i warzywa (jabłka, pomidory, cytryny, marchew, cebula, seler, suszone śliwki), ocet, sos sojowy, cukier i przyprawy (zainteresowanym tematem polecam <a href="http://justhungry.com/handbook/reference/mystery-japanese-sauce">artykuł na Just Hungry</a>). Sos wiodącej marki Bull-Dog można dostać w Polsce (np. Kuchnie Świata) w cenie ok. 30 zł za pół litra. Można oczywiście zrobić zrobić samemu - przepis w wersji "na lenia" poniżej (z <a href="https://www.justonecookbook.com/tonkatsu-sauce-recipe/">Just One Cookbook</a>). Wersja full wypas kiedy indziej. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<b><span style="font-size: large;">Sos tonkatsu (wersja prosta)</span></b></div>
<div>
Daje 3 łyżki<br />
<br />
<ul>
<li>1 Ł keczupu</li>
<li>2 1/2 ł sosu Worcestershire</li>
<li>1 1/2 ł sosu ostrygowego</li>
<li>1 ł cukru</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Dokładnie wymieszać wszystkie składniki miotełką. </li>
</ol>
<div>
Oczywiście warto przeskalować np. razy 4, zrobić więcej i trzymać w lodówce - w którymś w smarketów kupiłem za grosze odpowiednie pojemniki. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-FEPQb0YziDI/WnFvu__wzYI/AAAAAAAAcGE/8GCkOmUgjV8N0y_AowegbaSoi3VGoEpjACLcBGAs/s1600/20180131_081111.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-FEPQb0YziDI/WnFvu__wzYI/AAAAAAAAcGE/8GCkOmUgjV8N0y_AowegbaSoi3VGoEpjACLcBGAs/s320/20180131_081111.jpg" width="240" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na koniec słowo o musztardzie. Japońska musztarda karashi (からし) robiona jest z ziaren gorczycy sarepskiej i ew. chrzanu, i co do zasady jest gęstsza i ostrzejsza od swojego polskiego odpowiednika. Da się wyszukać w sklepach typu "kuchnie świata" - ja kupuję produkcji koreańskiej, ale spokojnie da się ją zastąpić rodzimą "chrzanową". </div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Do zobaczenia za miesiąc, jeszcze nie wiem dokładnie z czym. Obiecywany od jakiegoś czasu półprodukt ni cholery nie chce mi wyjść, więc chyba dam sobie spokój. </div>
</div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-29251963327840984732017-12-31T12:00:00.000+01:002017-12-31T12:00:26.492+01:00Rzepa duszona z mięsem soboro - kabu no soboroniOd wielkiego dzwonu udaje mi się dostać w lokalnym warzywniaku u Pani Jadzi japońską rzepę - <a href="http://mojebento.blogspot.com/2017/05/rzepa-z-cytryna-kabu-lemon-zuke.html">pisałem już kiedyś o tym tutaj</a>, więc chętni mogą sobie zajrzeć, jak warzywo wygląda w pełnej okazałości*. Tym razem liście niestety były przywiędłe, za to z łodyg zrobiłem ohitashi (zblanszowane zalewa się mieszanką zimnego dashi i sosu sojowego - podam przepis przy innej okazji), a z bulw nukamiso-zuke i rzepę "tysiąc plasterków" (też tsukemono - przepis będzie wkrótce). Zimne przystawki w końcu mi się znudziły i postanowiłem spróbować czegoś na ciepło (i niekoniecznie zupy miso) - poszukiwania w internecie naprowadziły mnie opisywaną dzisiaj potrawę.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-5vAQMrwwA2c/WkeqMOfWajI/AAAAAAAAbs4/eYl3U8lqSVwvmO4nUD9WzOuaTLfPoBYsQCEwYBhgL/s1600/20171220_170014.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-5vAQMrwwA2c/WkeqMOfWajI/AAAAAAAAbs4/eYl3U8lqSVwvmO4nUD9WzOuaTLfPoBYsQCEwYBhgL/s320/20171220_170014.jpg" width="320" /></a></div>
<a name='more'></a><span style="font-size: x-small;">* Krótki opis dla niechętnych - białe kulki wielkości nektaryny. Delikatny, słodkawy, lekko kremowy smak. W Polsce widywałem pod nazwą "rzepa Tokio", albo "rzodkiew Tokio". Ostatnio dowiedziałem się, że we Włoszech wołają na to "rapa mozzarella".</span><br />
<br />
Jedyny przepis po angielsku znalazłem na <a href="https://savvytokyo.com/recipe-kabu-no-soboroni/">portalu dla modnych mieszkanek Tokio</a>. Po japońsku było już lepiej - przepis poniżej <a href="http://www.ntv.co.jp/3min/recipe/20160112.html">powstał</a> <a href="https://cookpad.com/recipe/2392246">jako</a> <a href="https://www.bob-an.com/recipes/detail/40911">kompilacja</a> <a href="https://www.lettuceclub.net/recipe/dish/2761/">pięciu</a> <a href="https://www.lettuceclub.net/recipe/dish/6247/">innych</a>. Część wspólna to rzepa, mielony kurczak, sos sojowy, i woda lub dashi, zagęszczana na koniec mąką ziemniaczaną. Technika wykonania i proporcje różnią się - wybrałem kombinację wydającą się mi najsmaczniejszą - możliwe modyfikacje w uwagach do wykonania. Soboro występowało już <a href="http://mojebento.blogspot.com/2012/03/soboro-najczesciej-smazone-przyprawione.html">na blogu w wersji mięsnej</a> <a href="http://mojebento.blogspot.com/2013/01/soboro-z-tunczyka.html">oraz rybnej</a> - można wykorzystać któryś z tych przepisów, zamiast wersji poniżej.<br />
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;">Rzepa duszona z soboro - kabu no soboroni かぶのそぼろ煮</span></b><br />
Daje 2 porcje<br />
<ul>
<li>500g rzepy japońskiej (4-5 małych)</li>
<li>150 g mielonego mięsa kurczaka</li>
<li>2 sz wody lub bulionu lub dashi</li>
<li>1 Ł cukru</li>
<li>2 Ł sake</li>
<li>2 Ł mirinu</li>
<li>2 Ł sosu sojowego</li>
<li>sól do smaku</li>
<li>1 Ł mąki ziemniaczanej</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li> Odkroić łodygi rzepy, zostawiając 2-3 cm. Dokładnie wypłukać piasek spomiędzy łodyg. Obrać cienko i pokroić na 2-4 części. </li>
<li>Mięso i sake umieścić w rondlu, postawić na ogniu i mieszać energicznie do zbrązowienia. </li>
<li>Wlać wodę, bulion lub dashi, mirin i sos sojowy. Dodać cukier, dosolić do smaku. </li>
<li>Zagotować, dodać rzepę, przykryć. Gotować na małym ogniu, aż rzepa będzie miękka (ok. 10-15 minut). </li>
<li>Mąkę ziemniaczaną rozrobić w 2 Ł zimnej wody, dodać do rondla, zagotować mieszając. </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania:<br />
<br /></div>
</div>
<div>
ad. 1 Jeśli na rzepie zachowały się liście, to można ich również użyć - dodajemy na ostatnie 5 minut gotowania. Łodygi każą we wszystkich przepisach wyrzucić, ale je też można ugotować i zjeść z resztą potrawy - są bardzo smaczne. Na obrazku poniżej wszystko, oprócz dashi.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-qqZdt-22U70/WkeqMYl9e2I/AAAAAAAAbs8/hj6kmTXjikQcPSfZOJgcc68eTEjrEA9EQCEwYBhgL/s1600/20171220_162123.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-qqZdt-22U70/WkeqMYl9e2I/AAAAAAAAbs8/hj6kmTXjikQcPSfZOJgcc68eTEjrEA9EQCEwYBhgL/s320/20171220_162123.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 2 Rondel najlepiej pokryty nieprzywierającą powłoką. O tłuszcz nie trzeba się martwić, ta odrobina wytopiona z kury wystarczy. Ja użyłem piersi, ale lepsze byłyby uda (bez skóry). Mieszam pękiem pałeczek - znakomicie rozdrabnia i przy okazji nie ma strachu przez zarysowaniem naczynia. Po odparowaniu płynów mieszać trzeba niestety cały czas - granica między pyszną kombinacją karmelizacji i reakcji Maillarda, a zwęglonymi wiórami jest dość cienka. Można pominąć ten krok i dodać surowe mięso razem z rzepą w kroku 4.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-4_B0PuvF8YE/WkeqMeWj2oI/AAAAAAAAbtE/FUIvKx_b4Z0cH8B1OmSNDrhS-LrTvJPGACEwYBhgL/s1600/20171220_164439.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-4_B0PuvF8YE/WkeqMeWj2oI/AAAAAAAAbtE/FUIvKx_b4Z0cH8B1OmSNDrhS-LrTvJPGACEwYBhgL/s320/20171220_164439.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 3 Można bez mirinu - można wtedy zwiększyć ilość cukru. Proporcja ilość rzepy do mięsa i płynu jest w znalezionych przeze mnie przepisach bardzo różna, można poeksperymentować.<br />
ad. 4 Można dodać też trochę zielonego groszku i/lub jakieś grzyby - jeden s przepisów sugeruje użycie niezdobywalnych w Polsce shimeji (<a class="extiw" href="https://ja.wikipedia.org/wiki/%E3%82%B7%E3%83%A1%E3%82%B8" style="background: none rgb(255, 255, 255); color: #bb6633; font-family: sans-serif; font-size: 14px;" title="ja:シメジ">シメジ</a><span style="background-color: white; color: #222222; font-family: sans-serif; font-size: 14px;">)</span></div>
<div>
ad. 5 Ma się zrobić taki trochę kisiel - można użyć większej/mniejszej ilości mąki (i proporcjonalnie wody).<br />
<br />
Efekt końcowy jest wyborny, smaki i tekstury cudownie się uzupełniają, a prezentacja robi się sama.<br />
<br />
To zaczyna być już tradycją - planowałem na dziś coś innego, ale przez rzepę plan upadł. To coś innego będzie za miesiąc. Albo nie. <br />
<br />
To ostatni wpis w tym roku, rzutem na taśmę, też już tradycja. Szczęśliwego Nowego. 明けましておめでとうございます</div>
<div>
<br /></div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-72104036990807267852017-11-30T15:30:00.000+01:002017-11-30T15:30:39.640+01:00Czosnek w fermentowany w miso, czosnek fermentowany w miodzieLubię czosnek. Bardzo. Od zawsze. W każdej postaci. Świeży. Wędzony. Marynowany. Kiszony w kefirze. Kiszony z ogórków. Kiszony bez ogórków. Kiszony w wodzie po kiszeniu ogórków. Dzisiaj tsukemono z czosnku - kiszonego w miso i w miodzie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-l8-OtE1q_NA/Wh-68t3s5MI/AAAAAAAAbFs/qQr2WTxj330146k5WFgG4GA4BZ2Qc8aYQCLcBGAs/s1600/pjimage.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1000" data-original-width="1000" height="320" src="https://4.bp.blogspot.com/-l8-OtE1q_NA/Wh-68t3s5MI/AAAAAAAAbFs/qQr2WTxj330146k5WFgG4GA4BZ2Qc8aYQCLcBGAs/s320/pjimage.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Większość tsukemono w miso (misozuke) kisi się w leżu podobnym do <a href="http://mojebento.blogspot.com/2017/06/kiszonki-w-otrebach-ryzowych-nukamiso.html">nukadoko </a>- o tym będzie kiedy indziej. Dzisiaj kisimy w słoiku. Przepis z książki Quick&Easy Tsukemono, uwagi do wykonania tamże, oraz z przepisów znalezionych <a href="http://a-girl-and-her-fork.blogspot.com/2013/03/ninniku-miso-zuke-japanese-miso-cured.html">tu</a>, <a href="http://www.sbs.com.au/food/recipes/garlic-embedded-miso-ninniku-no-misozuke">tu </a>i <a href="https://www.lafujimama.com/miso-pickled-garlic-ninniku-miso-zuke-all-you-need-is-3-ingredients-and-a-glass-jar/">tu</a>.<br />
<br />
<b><span style="font-size: large;">Czosnek fermentowany w miso - ninniku miso-zuke</span></b><br />
Daje jeden słoiczek<br />
<ul>
<li>250 g czosnku</li>
<li>250 g miso</li>
<li>1/4 sz mirinu</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Czosnek obrać, blanszować 2 minuty, wystudzić i wysuszyć dokładnie ręcznikiem papierowym. </li>
<li>Miso zmieszać z mirinem. Nałożyć cienką warstwę masy na dno słoika, włożyć warstwę czosnku, przykryć warstwą masy. Powtarzać do zapełnienia słoika. </li>
<li>Fermentować w chłodnym miejscu przez co najmniej tydzień. </li>
</ol>
<div>
ad. 1 Obieranie dużych ilości czosnku to mordęga - proszę sobie zgooglać jakiegoś lifehacka. Ja stosuję metodę wibracyjną w wersji na dwie miski (dużo czosnku) lub na shaker (mało czosnku). Blanszujemy, żeby przyśpieszyć fermentację. Można dłużej (5 minut). Można wcale.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-r0_hebS0e-w/Wh-7Fbf2L6I/AAAAAAAAbF4/o-T4AFPIzOgPAsaho__H8zyWbK51nVyJQCEwYBhgL/s1600/20170323_172429.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://3.bp.blogspot.com/-r0_hebS0e-w/Wh-7Fbf2L6I/AAAAAAAAbF4/o-T4AFPIzOgPAsaho__H8zyWbK51nVyJQCEwYBhgL/s320/20170323_172429.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
</div>
<br />
ad. 2 Miso dowolne. Większość przepisów zaleca ciemne (aka miso), ale wspomina też, że może być jasne (białe - shiro lub żółte - shinshu miso), czy wręcz jęczmienne (mugi miso). Czosnek powinien być dokładnie przykryty, a ząbki nie powinny się dotykać (ale bez przesady).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-kGknJuZQaM4/Wh-7FcPJD_I/AAAAAAAAbF8/7LAm2vBfdvkX_-ndfCpJIx1G_KBcDFjzQCEwYBhgL/s1600/20170323_172915.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://1.bp.blogspot.com/-kGknJuZQaM4/Wh-7FcPJD_I/AAAAAAAAbF8/7LAm2vBfdvkX_-ndfCpJIx1G_KBcDFjzQCEwYBhgL/s320/20170323_172915.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-1jJ4vHaV12I/Wh-7FdBUMsI/AAAAAAAAbF0/RS_PuJGIQMMtpOnayNF3POUNrK1NdS_WwCEwYBhgL/s1600/20170323_173755.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://4.bp.blogspot.com/-1jJ4vHaV12I/Wh-7FdBUMsI/AAAAAAAAbF0/RS_PuJGIQMMtpOnayNF3POUNrK1NdS_WwCEwYBhgL/s320/20170323_173755.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
ad. 3 Może być w lodówce - ja to zignorowałem, zrobiłem w marcu, postawiłem pod stołem w kuchni, i zapomniałem do listopada. Podobno jeść można już po pięciu dniach, a intensywny zapach czosnku zanika po miesiącu.<br />
<br />
Efekt jest fantastyczny, czosnek jest mało śmierdzący, pyszny, miękki, kruchy - no i ma obłędny kolor. Ja to jem jak cukierki, ale można do mięs, albo coś.<br />
<br />
Przepis numer dwa jak na tsukemono jest chyba dość nietypowy - moje mądre księgi o kuchni japońskiej jakoś o tsukemonieniu w miodzie nie wspominają, poza tym jednym przypadkiem. W sieci niejapońskiej jest tylko czosnek. Kwerenda po japońskich internetach zwróciła dodatkowo kilka przepisów na <a href="https://cookpad.com/recipe/4576377">zmiodowane </a><a href="https://cookpad.com/recipe/3560742">cytryny</a> (miód i cytryny koniecznie "krajowe") i inne cytrusy (<a href="https://cookpad.com/recipe/4794080">kabosu</a>), jeden na <a href="https://cookpad.com/recipe/168679">pigwowiec</a>, jeden na <a href="https://cookpad.com/recipe/4623631">borówkę amerykańską</a> (miód koniecznie z różanecznika), <a href="https://cookpad.com/recipe/4563963">dwa </a>na <a href="https://cookpad.com/recipe/3854172">pomidory</a> (w tym jeden dość obłedny, w którym najpierw się je mrozi!), sporo na <a href="https://cookpad.com/recipe/4597582">imbir</a> - znaczy się robią, tylko w tłumaczonych książkach nie ma. Może nisza jakaś. Przy okazji nauczyłem się znaczków na -zuke: 漬け.<br />
<br />
Przepis z książki jak wyżej. W <a href="http://skillet.lifehacker.com/make-fermented-garlic-honey-with-just-three-ingredients-1792567207">sieci straszą botuliną</a>, każą mierzyć na bieżąco pH i ew. zakwaszać miód octem jabłkowym, ale mi się nie chciało. Perspektywa czyszczenia pehametru z miodu skutecznie mnie odstraszyła.<br />
<br />
<b><span style="font-size: large;">Czosnek fermentowany w miodzie - ninniku hachimitsu-zuke</span></b><br />
Daje jeden słoiczek<br />
<ul>
<li>200 g czosnku</li>
<li>250 g miodu</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Czosnek obrać, umyć i wysuszyć dokładnie ręcznikiem papierowym. </li>
<li>Włożyć czosnek do słoika, zalać miodem. Odczekać, aż miód spłynie, zalać ponownie. Powtarzać aż do kompletnego przykrycia czosnku miodem. </li>
<li>Fermentować w ciemnym, chłodnym miejscu. Syrop jest gotowy do spożycia po dwóch-trzech dniach, czosnek po co najmniej miesiącu. </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania</div>
</div>
<div>
ad. 2 Największym wyzwaniem była dla mnie dekrystalizacja miodu. Jakoś nie uśmiechało mi się trzymać słoika w łaźni wodnej <a href="http://www.tomekmiodek.pl/jak-bezpiecznie-rozpuscic-skrystalizowany-miod.html">przez 4 dni</a>. Poddałem się, i użyłem świeżego. Malinowy był :)</div>
<div>
A, z tym przykrywaniem to syzyfowe prace trochę - i tak wypłynie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-EQMjKoStGYc/Wh-7G9OZ8tI/AAAAAAAAbGQ/_yopAAWXN4sOVhdXedfPSnhpMqFP7tB-ACEwYBhgL/s1600/20170326_181429.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://4.bp.blogspot.com/-EQMjKoStGYc/Wh-7G9OZ8tI/AAAAAAAAbGQ/_yopAAWXN4sOVhdXedfPSnhpMqFP7tB-ACEwYBhgL/s320/20170326_181429.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 3 Tak jak poprzednio, zrobiłem w marcu i zapomniałem do listopada.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-lt001qU57wU/Wh-7H4QVHbI/AAAAAAAAbGQ/e-A68vDDl_ITvNwywsjP_633SkLuApngACEwYBhgL/s1600/20171128_140045.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-lt001qU57wU/Wh-7H4QVHbI/AAAAAAAAbGQ/e-A68vDDl_ITvNwywsjP_633SkLuApngACEwYBhgL/s320/20171128_140045.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br /></div>
Czosnek jest bardzo przyjemny, syropek też - można jeść dla przyjemności, albo ku zdrowotności (podobno). Syropu można moim zdaniem użyć jako lepszej alternatywy dla chińskiego, supermarketowego sosu czosnkowego z miodem - smacznego, ale klajstrowatego i zalatującego produkcją wielkoprzemysłową.<br />
<br />
W grudniu, miesiącu świątecznego obżarstwa, będziemy smażyć w głębokim tłuszczu i nie wyjdzie z tego nic do bezpośredniego spożycia. Efekt wykorzystamy w styczniu będzie jakaś rozgrzewająca zupa, jeszcze nie wiem jaka. Pozostańcie dostrojeni.<br />
<br />
<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-13692642902926867852017-10-30T16:00:00.000+01:002017-10-31T09:27:46.929+01:00Japońskie przekąski na domówkę - tsukune, yakitori negima, solone skrzydełkaWpis powstał z potrzeby chwili - przyjmowaliśmy z Robaczkiem Gościa, i trzeba było go (i siebie przy okazji) nakarmić. Nakarmić niskokosztowo i nieinwestycyjnie, w sensie czasu poświęconego na przygotowanie, i żeby jedzenie za bardzo nie absorbowało - spotykaliśmy się bowiem po to, żeby spożywać alkohol. Stanęło na <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Finger_food">finger food</a>. Japońskim oczywiście.<br />
<br />
Dziś aż trzy przepisy - dwa na yakitori <span style="background-color: white; color: #222222; font-family: sans-serif; font-size: 14px;"> (</span><span lang="ja" style="background-color: white; color: #222222; font-family: sans-serif; font-size: 14px;" xml:lang="ja">焼き鳥)</span>, czyli szaszłyki z kurczaka, jeden na pieczone skrzydełka. Wszystko z kuraka, wszystko grillowane w piekarniku, wszystko da się przygotować wcześniej i wrzucać w razie napadu głodu. Tych samych przepisów można użyć do przygotowania jedzenia latem, na "prawdziwym" grillu węglowym.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-yjloEjvvCnU/WfMU4jtzK8I/AAAAAAAAafo/FFvsdcTR0r4Cr6W-pW5ztBfQyWQZ4fqUQCLcBGAs/s1600/pjimage.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1000" data-original-width="1000" height="320" src="https://3.bp.blogspot.com/-yjloEjvvCnU/WfMU4jtzK8I/AAAAAAAAafo/FFvsdcTR0r4Cr6W-pW5ztBfQyWQZ4fqUQCLcBGAs/s320/pjimage.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
O yakitori pisałem już trochę <a href="http://mojebento.blogspot.com/2012/04/grillowanie-po-japonsku-yakitori-filety.html">parę lat temu</a>*, więc przejdziemy (prawie) od razu do przepisów. Yakitori negima (ねぎま) to popularna wersja kurzego szaszłyka - uda nadziabane na patyczek na przemian ze "szczypiorkiem". Piszę w cudzysłowie, bo japońskiej odmiany <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Czosnek_d%C4%99ty">czosnku dętego</a> w Kraju Dobrej Zmiany nie uświadczysz. Kupcie po prostu szczypior*** (nie wnikając, czy to tak naprawdę <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Cebula_zwyczajna">cebula</a>, czy <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Szczypiorek">czosnek</a>), im grubszy, tym lepszy. Patyczki mogą być dowolne - najlepsze są płaskie, w Japonii zwane "teppo gushi" z racji kształtu ("teppo" to "działo") - łatwiej się trzyma i obraca. Mogą być metalowe. Bambusowe należy wcześniej namoczyć przez 30 minut w wodzie - będą się słabiej palić. Niektóre przepisy zalecają owinięcie końców patyczków w folię aluminiową - rzekomo w ten sposób będą mniej narażone na zgrillowanie. Sprawdziłem z i bez, i różnicy nie stwierdzam (z były pieczone tsukune, bez - negima). Dla porządku - obrazek poniżej.<br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">* Kajam się, nieznawszy kompletnie** języka podałem nieprawidłowe tłumaczenie słowa "kurczak". Już poprawione.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Dalej nie znam japońskiego, tylko mi się pogląd na uczenie się mi się zmienił.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Panie z <a href="http://mojebento.blogspot.com/2017/08/kame-wrocaw-recenzja.html">Kame </a>do onigiri z "negi" dają pora.</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-h7penoBi-1Y/WfMWti0BAaI/AAAAAAAAagU/-ROq0cRXM6gDb6t2O3Ck6aGuQYaC_3TTACEwYBhgL/s1600/20170929_173950.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-h7penoBi-1Y/WfMWti0BAaI/AAAAAAAAagU/-ROq0cRXM6gDb6t2O3Ck6aGuQYaC_3TTACEwYBhgL/s320/20170929_173950.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
Przepis skompilowany z <a href="https://www.justonecookbook.com/yakitori">Just One Cookbook</a> (bardzo fajna strona, polecam), <a href="https://www.thespruce.com/yakitori-negima-japanese-grilled-chicken-2030992">The Spruce</a> i <a href="http://www.sbs.com.au/food/recipes/yakitori-negima">SBS</a>. Podana ilość marynaty powinna wystarczyć do przygotowanie negima i tsukune. Ostrzegam: to jest wersja leniwa. Alternatywna wersja tare <a href="http://mojebento.blogspot.com/2012/04/grillowanie-po-japonsku-yakitori-filety.html">we wcześniejszym wpisie</a> wymaga więcej roboty, ale jest najzwyczajniej w świecie lepsza, tzn. lepiej lepi się do szaszłyków i ma pełniejszy smak.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-djyW-NBdUqQ/WfMVD7hIgKI/AAAAAAAAafs/cb-Fu2zEUBAxGk5Md8sSfNkLpgx3R5yVwCLcBGAs/s1600/20170929_175031.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-djyW-NBdUqQ/WfMVD7hIgKI/AAAAAAAAafs/cb-Fu2zEUBAxGk5Md8sSfNkLpgx3R5yVwCLcBGAs/s320/20170929_175031.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Tare - marynata do szaszłyków yakitori</b></span><br />
Daje dwie porcje<br />
<ul>
<li>1/2 sz sosu sojowego</li>
<li>1/2 sz mirinu</li>
<li>1/4 sz sake</li>
<li>1/4 sz wody</li>
<li>2 ł brązowego cukru</li>
<li>(opcjonalnie) zielona część szczypiorku lub plasterek imbiru lub rozgnieciony ząbek czosnku</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>W niewielkim rondelku zagotować wszystkie składniki na dużym ogniu. Następnie zmniejszyć ogień (tak, aby całość lekko bugotała) i gotować bez przykrycia, aż ilość płynu zredukuje się o połowę (ok. 30 minut). </li>
</ol>
<div>
Trzeba pilnować, bo lubi w trakcie wykipieć. Gotowa marynata jest gęstawa i połyskująca, jak na załączonym obrazku. Przed użyciem należy ją schłodzić do temperatury pokojowej.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
</div>
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-cSSYk3o1oN0/WfMWukcDtdI/AAAAAAAAagU/l8yo19T7e-cu5YlQN1sPpGvPwzHYkvhUgCEwYBhgL/s1600/20170930_202950.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-cSSYk3o1oN0/WfMWukcDtdI/AAAAAAAAagU/l8yo19T7e-cu5YlQN1sPpGvPwzHYkvhUgCEwYBhgL/s320/20170930_202950.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: large;"><b>Yakitori negima - szaszłyki z kurczaka ze szczypiorkiem</b></span><br />
Daje 5-10 porcji<br />
<ul>
<li>1/2 kg oskórowanych, wyfiletowanych ud kurczaka</li>
<li>ok. 10 gałązek szczypioru, tylko jasna część</li>
<li>olej o wysokiej temp. dymienia do posmarowania kratki</li>
<li>patyczki do szaszłyków</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Uda i szczypior pokroić w ok. 3 cm kawałki. Nadziewać na patyczki na przemian. </li>
<li>Kratkę do pieczenia wysmarować olejem. Rozgrzać grill w piekarniku (najwyższa temperatura). </li>
<li>Grillować 6 minut na środkowej półce, następnie wysmarować szaszłyki tare z obu stron i grillować następne 3-4 minuty, aż do skarmelizowania sosu. </li>
<li>Przełożyć szaszłyki na talerz, ponownie wysmarować tare. </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania:</div>
</div>
<div>
ad. 1 Ja kupuję uda już wyfiletowane - są trochę zmasakrowane, co widać poniżej, ale filetowanie własnoręczne jest upierdliwe i czasochłonne (ale zostają po tym kości i skóra, które można użyć do innych celów). Nadziewałem trochę więcej mięsa, bo miałem za mało szczypiorku.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-eQGx2tDsQnI/WfMWtDMvSsI/AAAAAAAAaf8/kGBWq80pzJ435xM51kASSx07aOtyVI0TACLcBGAs/s1600/20170929_171258.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-eQGx2tDsQnI/WfMWtDMvSsI/AAAAAAAAaf8/kGBWq80pzJ435xM51kASSx07aOtyVI0TACLcBGAs/s320/20170929_171258.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 2 Robię taką konstrukcję podpierając kratkę w foremce postumentami ze zgniecionej folii (zdjęcie przy przepisie poniżej). W ten sposób szaszłyki nie dotykają foremki, a nie mam piekarnika wyświnionego kapiącym tłuszczem i tare. Rozgrzewanie grilla trwa u mnie ok. 5 minut. </div>
<div>
ad. 3 Do smarowania używam silikonowego pędzelka. "Środkowa półka" znaczy tu "ok. 15 cm od elementu grzejnego".</div>
<div>
ad. 4 Generalnie jeśli nie macie zamiaru zużyć całego tare na raz, to po kontakcie z mięchem należy je przegotować, coby wytłuc mikroby :D</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div>
Tsukune (つくね) to pulpet z mielonego mięsa - może być z kurczaka i na patyku, więc znów yakitori. <a href="https://norecipes.com/tsukune">Marc Matsumoto twierdzi</a>, że nie tylko z mięsa - Japończycy mają alergię na marnowanie i wrzucają do tsukune również chrząstkę. Ja nie miałem szansy tego zrobić, bo kupiłem gotowe filety, ale na pewno bym się odważył, bo z pieczonych i wędzonych udek obgryzam chrząstkę z wielkim ukontentowaniem. Marc pisze również, że tsukune podaje się tradycyjnie z surowym żółtkiem - z braku jajek nie skorzystałem*. Poniższy przepis jest kompilacją recepty zalinkowanej wyżej i pomysłów <a href="https://www.justonecookbook.com/tsukune/">Just One Cookbook</a> i <a href="http://www.seriouseats.com/recipes/2014/10/tsukune-japanese-chicken-meatballs-recipe.html">Serious Eats</a>. Od biedy można tsukune po prostu usmażyć na patelni.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Mających kosmate myśli informuję, że powyższe zdanie <b>nie ma</b> żadnych podtekstów.</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-yB4nmw4g3rk/WfMWtlASvMI/AAAAAAAAagU/9xTJbxHv2N0Yi07RKIlKt2eo48yiArpsQCEwYBhgL/s1600/20170929_192536.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-yB4nmw4g3rk/WfMWtlASvMI/AAAAAAAAagU/9xTJbxHv2N0Yi07RKIlKt2eo48yiArpsQCEwYBhgL/s320/20170929_192536.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<b><span style="font-size: large;">Tsukune - grillowane pulpety z kurczaka</span></b><br />
Daje 6 porcji<br />
<br />
<ul>
<li>1/2 kg mięsa kurczaka bez kości</li>
<li>20 g (~4 gałązki) szczypiorku</li>
<li>1 Ł oleju sezamowego</li>
<li>1 Ł miso</li>
<li>10 liści shiso (opcjonalnie)</li>
<li>sól do smaku</li>
<li>3 g suszonych grzybów shiitake (opcjonalnie)</li>
<li>1/2 sz tare</li>
<li>olej o wysokiej temp. dymienia do posmarowania kratki</li>
<li>patyczki do szaszłyków</li>
<li>do podania: surowe żółtko, shichimi togarashi</li>
</ul>
<ol>
<li>Mięso zmielić grubo w maszynce lub posiekać drobno tasakiem. Szczypiorek i, jeśli używane, shiso i shiitake drobno posiekać. </li>
<li>Na rozgrzanej patelni przesmażyć bez tłuszczu 1/3 mięsa, aż przestanie być różowe. Przełożyć do miski, przestudzić. </li>
<li>Wymieszać dokładnie wszystkie składniki oprócz tare. Wyrabiać masę co najmniej przez minutę, ugniatając rękoma. </li>
<li>Formować z masy kiełbaski o średnicy ok. 3 cm i długości ok. 10 cm. Wcisnąć w kiełbaski patyczki, ugnieść starannie.</li>
<li>Kratkę do pieczenia wysmarować olejem. Rozgrzać grill w piekarniku (najwyższa temperatura). </li>
<li>Grillować 6 minut na środkowej półce z jednej strony, przewrócić, grillować 4 minuty, następnie wysmarować tare i grillować jeszcze 30 sekund. </li>
<li>Przełożyć na talerz, jeszcze raz wysmarować lekko tare. Podawać z shichimi togarashi, resztą tare i surowym żółtkiem. </li>
</ol>
</div>
Uwagi do wykonania:<br />
ad. 1 Ja użyłem oskórowanych filetów z ud, ale mogą być ze skórą, i niekoniecznie uda. Niekoniecznie musi też być kurczak. Wersja z maszynką jest leniwa, wersja z tasakiem wymaga więcej pracy i mięso słabiej się potem lepi. Shiso jest nie do zdobycia w sensowny sposób - ja wyhodowałem sobie w doniczce - nie ma też sensownego substytutu (smak jest niepowtarzalny), ale można sobie darować. Shiitake też można sobie darować (ja nie użyłem).<br />
ad. 2 Sztuczka podpatrzona przez Just One Cookbook w książce <a href="https://www.amazon.com/gp/product/158008737X">The Japanese Grill</a> - dzięki temu pulpeciki są sprężyste, puszyste i soczyste.<br />
ad. 3 Wyrabianie jest bardzo ważne - chcemy, żeby masa stała się lepka i trzymała się na patyku. Przepis nie zawiera żadnych lepiszczy - można dodać jedno jajko, albo łyżeczkę mąki kartoflanej, ale nie ma takiej potrzeby, i od lepiszczy pulpety będą twardsze i nie takie fajne.<br />
ad. 4 Ugniatając pozbywamy się powietrza z kiełbasek.<br />
ad. 7 Alternatywnie można w ogóle nie używać tare, posolić tsukune przed grillowaniem i podawać z cząstką cytryny (można też z yuzukoshō, paście z ostrych papryczek i skórki yuzu, ale w Polsce nie widziałem jej na oczy).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-JlM89fxAlfg/WfMWswYsG0I/AAAAAAAAaf4/Nwxy_bGtgqUWusw2aSMUM7IFNd_K_fQ9wCEwYBhgL/s1600/20170929_173822.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-JlM89fxAlfg/WfMWswYsG0I/AAAAAAAAaf4/Nwxy_bGtgqUWusw2aSMUM7IFNd_K_fQ9wCEwYBhgL/s320/20170929_173822.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Ostatni przepis jest zdecydowanie najprostszy i nadaje się na końcówkę imprezy, kiedy wszyscy już mają w zdrowo w czubie, i obsługa kuchni sprawia niejakie trudności. Uważajcie tylko, żeby nie przypalić - ja nie usłyszałem pikania piekarnika. Przepis z <a href="https://www.justonecookbook.com/teba-shio-salted-chicken-wings/">Just One Cookbook</a> + <a href="http://thedomesticgoddesswannabe.com/2014/12/teba-shio-%E9%B6%8F%E3%81%AE%E6%89%8B%E7%BE%BD%E5%85%88-%E5%A1%A9%E7%84%BC%E3%81%8D-grilled-salted-chicken-wings/">The Domestic Goddess Wannabe</a>. Teba shio znaczy "skrzydło sól", i jest skrótem od "niwatori no teba saki shioyaki", czyli "solonych, grillowanych skrzydełek kurczaka". Przepis w zasadzie zawiera się w swojej nazwie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-A7_H_0KfDZU/WfMWuELpaYI/AAAAAAAAagU/vGOvfMllBtsy9U62F7B3echzzDVcKHmxwCEwYBhgL/s1600/20170929_205753.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-A7_H_0KfDZU/WfMWuELpaYI/AAAAAAAAagU/vGOvfMllBtsy9U62F7B3echzzDVcKHmxwCEwYBhgL/s320/20170929_205753.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<b><span style="font-size: large;">Teba shio - solone, grillowane skrzydełka kurczaka</span></b><br />
Daje dużo małych porcji<br />
<ul>
<li>1 kg skrzydełek kurczaka</li>
<li>ok. 2 sz sake</li>
<li>sól</li>
<li>pieprz</li>
<li>do podania: cytryna, shichimi togarashi</li>
</ul>
<ol>
<li>Skrzydełka podzielić na mniejsze części na stawach. </li>
<li>Zalać skrzydełka sake tak, aby były przykryte, marynować przez 15 minut. </li>
<li>Dokładnie osuszyć skrzydełka ręcznikami papierowymi, posolić i popieprzyć obficie.</li>
<li> Rozgrzać grill w piekarniku (najwyższa temperatura). Grillować 10 minut na kratce na środkowej półce od spodniej strony, przewrócić, grillować 10 minut od strony wierzchniej.</li>
<li>Podawać z cząstką cytryny i shichimi togarashi. </li>
</ol>
<br />
Uwagi do wykonania:<br />
ad. 1 Można nie, ale łatwiej się obrabia takie mniejsze kawałki.<br />
ad. 2 Tak, wiem - sake jest w bolandzie wściekle droga, i trudno dostać "sake kulinarną" (=tanią) - zdecydowanie łatwiej dostępne są drogie sake w eleganckich pojemniczkach. Deal with it. Od biedy można użyć wytrawnej sherry. Albo bardziej azjatycko - wina shaoxing. Generalnie chodzi głównie o usunięcie tłuszczu z powierzchni mięsa i subtelne dosmaczenie.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-scKOhYW-_DI/WfMWtMy7OzI/AAAAAAAAagU/0APDBvlHWVsLIDoXAWRRWk9Ru6Jc1rcbwCEwYBhgL/s1600/20170929_171305.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-scKOhYW-_DI/WfMWtMy7OzI/AAAAAAAAagU/0APDBvlHWVsLIDoXAWRRWk9Ru6Jc1rcbwCEwYBhgL/s320/20170929_171305.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
To tyle. Smacznego. W listopadzie będzie tsukemono. Na pewno. Prawie.<br />
<br />
<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-76623391864631011682017-09-29T15:30:00.000+02:002017-09-29T15:30:17.394+02:00Placki z zieloną herbatą matcha, polane słodkim syropem kuromitsuDziś gotujemy i jemy z bloga <a href="https://norecipes.com/matcha-pancakes-kuromitsu-recipe">No Recipes</a>, nowocześnie, ale po japońsku - placki z zieloną herbatą. Tak właśnie, placki. Słowniki uparcie podają, że "pancake" to po naszemu "naleśnik". Pshaw!* Naleśnik proszę Państwa jest płaski, jak, nomen omen, naleśnik, i cieniutki, jak crêpe. Słowo "placek" opisuje moim zdaniem pankejka dużo lepiej. Howgh!**<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-VdxzGllAhZk/WcpLuoeCDdI/AAAAAAAAaBI/Kbk4i_dfB2UNAcR16YtRQCKOfbQ292A8QCLcBGAs/s1600/20170827_092431.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://4.bp.blogspot.com/-VdxzGllAhZk/WcpLuoeCDdI/AAAAAAAAaBI/Kbk4i_dfB2UNAcR16YtRQCKOfbQ292A8QCLcBGAs/s320/20170827_092431.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Dla młodzieży millenijnej, niewyrosłej na książkach niejakiego Maya i enerdowskich*** ekranizacjach tychże: Indianie we wzmiankowanych wyżej dziełach używali tego słowa do wyrażenia dezaprobaty i pogardy.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** J.w., znaczy tyle co "rzekłem". Indianie we wzmiankowanych książkach używali tego słowa do zakończenia wypowiedzi.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Enerde był mlekiem i miodem płynącym krajem demokracji ludowej. Pod koniec ubiegłego wieku Źli Niemcy dokonali na niego inwazji, a następnie zaanektowali jego terytorium.</span><br />
<br />
<a name='more'></a><br />
"Pancake" to po japońsku <i>hottokēki </i>(<a href="https://ja.wikipedia.org/wiki/%E3%83%9B%E3%83%83%E3%83%88%E3%82%B1%E3%83%BC%E3%82%AD">ホットケーキ</a> *) - czyli przekalkowane angielskie "hot cake", "ciepłe ciastko". Japończycy mają swoje rodzime <i>dorayaki </i>(どら焼き), "kanapki" z ciasta <i>kasutera </i>(カステラ) przełożonego słodką pastą z fasoli azuki. Kasutera to twórczo przemielony przez Japończyków "chleb z Kastylii", biszkopt przywieziony przez portugalskich kupców w XVI w. Język japoński jest jak widać bardzo prosty, wystarczy wziąć słowo w dowolnym innym języku, powstawiać gdzieniegdzie "ru" i "ra" i będzie git majonez. Cała trudność polega na nauczeniu się, gdzie wstawiać rzeczone "ru" i "ra" i jak to napisać.<br />
<div>
<br />
<div>
<span style="font-size: x-small;">* Poddałem się chwilowo i zacząłem się aktywnie interesować językiem japońskim. Na blogu będzie się to objawiało okazjonalną nazwą w oryginale, a nie tylko w romanji. Na razie ograniczę się do hiragany i katakany, z okazjonalnym kanji.</span><br />
<br />
Matcha to oczywiście zielona herbata zmielona na pył - Japończycy nie tylko ją piją, ale również dodają do różnych wypieków, słodkości, lodów itp. Kupowanie matchy "kulinarnej" w sklepie z herbatą mija się z celem - wersja "do zaparzania" jest dość droga. Najsensowniej jest zaopatrzyć się w proszek w sklepie z azjatycką żywnością - ja swoją kupiłem stacjonarnie w <a href="https://www.facebook.com/SHIN-FOOD-1447945698572125/">Shin Food</a> we Wrocławiu. Nie przepłacajcie - powinna kosztować w porywach 20 zł / 100 g.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-mj8672vOM_k/Wc3x8w9ocnI/AAAAAAAAaFY/Yxle8GomRVA-b2gMtTOR3BN8DJ4RXUG3wCLcBGAs/s1600/20170928_191206.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1600" data-original-width="1200" height="320" src="https://2.bp.blogspot.com/-mj8672vOM_k/Wc3x8w9ocnI/AAAAAAAAaFY/Yxle8GomRVA-b2gMtTOR3BN8DJ4RXUG3wCLcBGAs/s320/20170928_191206.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
Pewne wyzwanie stanowi kuromitsu, dosłownie "czarny miód", syrop cukrowy z dużą zawartością melasy, którego używa się do dosmaczania słodyczy - np. <a href="http://mojebento.blogspot.com/2012/08/kinako-i-warabimochi-maka-z-prazonej.html">warabimochi</a>. W Polsce w handlu nie występuje - można go zastąpić syropem klonowym albo innym słodkim i gęstym (w Tesco kupiłem kiedyś melasę z granatem, mniam), albo po prostu zrobić samemu. Tradycyjnie robi się go z <a href="https://gardencollage.com/nourish/farm-to-table/brown-sugar/">kokutō</a>, nierafinowanego cukru trzcinowego sprzedawanego w postaci czarnych grud przypominających żużel - ja użyłem brązowego cukru muscovado, dostępnego w smarketach - kuromitsu wyszedł dość jasny.<br />
<br />
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;">Placki z matcha i kuromitsu</span></b><br />
Daje dwie porcje po 3-4 placki<br />
<br />
<b>Kuromitsu</b><br />
<ul>
<li>100 g białego cukru</li>
<li>100 g nierafinowanego cukru trzcinowego</li>
<li>1/4 sz wody</li>
</ul>
<b>Placki</b><br />
<ul>
<li>1 sz mąki pszennej (ok. 130 g)</li>
<li>1-4 Ł matcha</li>
<li>1 Ł białego cukru</li>
<li>1 ł proszku do pieczenia</li>
<li>1/4 ł sody</li>
<li>szczypta soli</li>
<li>2 Ł masła </li>
<li>1 jajko (duże)</li>
<li>3/4 sz mleka tłustego</li>
<li>1/2 sz jogurtu naturalnego </li>
<li>olej do smażenia</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Składniki syropu umieścić w rondelku i gotować, ciągle mieszając, aż cukry się rozpuszczą. </li>
<li>Suche składniki placków przesiać przez sito do miski. Masło roztopić w mikrofali lub w rondelku, przestudzić, dodać jajko, rozmieszać miotełką, dodać mleko i jogurt i mleko, ponownie rozmieszać miotełką. </li>
<li>Wlać mokre składniki do suchych, delikatnie połączyć łyżką (mogą zostać małe grudki - zbyt intensywne mieszanie spowoduje, że placki będą twarde). </li>
<li>Rozgrzać patelnię nieprzywierającą na średnim ogniu. Lekko natłuścić patelnię olejem przy pomocy ręcznika papierowego. </li>
<li>Wlewać ciasto na patelnię, smażyć placki po jednej stronie, aż brzegi zaczną być wysychać, a na środku pojawią się bąbelki. Przewrócić i smażyć drugą stronę. </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania:</div>
<div>
ad. 1 Ostrożnie, lubi wykipieć. Niezużyty syrop można przechowywać w lodówce w szczelnym opakowaniu przez dłuższy czas (mój stoi już kilka miesięcy). </div>
<div>
ad. 2 Masło musi mieć temperaturę poniżej 60 st. C, żeby jajo się nie ścięło. Rozmieszać można też mikserem, ale dla mnie to overkill. Zamiast masła zwykłego może być klarowane. Albo olej (ale taki o wysokiej temperaturze dymienia - rzepakowy, ryżowy itp.). Zamiast mleka i jogurtu może być maślanka (można wtedy rozważyć nieco większą ilość mąki, np. 1 i 1/3 szklanki). Jogurt może być dowolny, robiłem zwykle z jakiegoś gęstszego, ale raz się zdarzyło z pitnego i też bardzo dobrze dało radę. </div>
<div>
ad. 3 Można mieszać też łopatką, siłą woli czy czymkolwiek innym - ważne, żeby nie przesadzić. W oryginalnym przepisie jest jedna łyżka herbaty, ale po przeksperymentowaniu wyszło mi, że lepiej dać więcej, smak jest wtedy bardziej wyrazisty. </div>
<div>
ad. 4 Najfajniej mają posiadacze płyt elektrycznych z możliwością ustawienia temperatury - proszę sobie ustawić 170 st. C. Dla właścicieli kuchenek bardziej analogowych - patelnia ma być gorąca, ale nie bardzo gorąca. </div>
<div>
ad. 5 Jeśli nie zjadamy na bieżąco, to można placki utrzymywać w cieple w lekko nagrzanym piekarniku, przykryte folią aluminiową. Na załączonym obrazku - placki chwilę przed przewróceniem. Nie popełniajcie mojego błędu - na tej patelni jest zdecydowanie zbyt tłoczno.<br />
<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-d5NOv7YNlos/WczMIof0B2I/AAAAAAAAaDc/Rz_viV9pAQoOYCKbaC1-jZZ7Dg1KsbYJgCLcBGAs/s1600/20170827_091924.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-d5NOv7YNlos/WczMIof0B2I/AAAAAAAAaDc/Rz_viV9pAQoOYCKbaC1-jZZ7Dg1KsbYJgCLcBGAs/s320/20170827_091924.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
To tyle na wrzesień, smacznego. W październiku prawdopodobnie znowu o tsukemono. </div>
<div>
<br /></div>
</div>
<div>
<br /></div>
</div>
</div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-71961955132604846622017-08-25T13:00:00.000+02:002017-08-25T13:24:25.725+02:00Kame Wrocław - recenzjatl;dr w moim przekonaniu to jest najlepsza we Wrocławiu japońska restauracja.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-Yi8D1_a1llU/WaAIz-BnocI/AAAAAAAAZoM/Od4opIMV7kgvgPBn8cNEuLeZ2wCm1eU2gCLcBGAs/s1600/20170517_114855.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-Yi8D1_a1llU/WaAIz-BnocI/AAAAAAAAZoM/Od4opIMV7kgvgPBn8cNEuLeZ2wCm1eU2gCLcBGAs/s320/20170517_114855.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
Jest we Wrocławiu kilka miejsc, gdzie można zjeść przyzwoite sushi. Japońskiej restauracji nie było do niedawna jednak żadnej - bardzo przepraszam, ale "jazda obowiązkowa" misoshiro + gyoza* + tempura + sałatka z wakame to trochę za mało**. Trochę ostatnio wypączkowało ramenów, onigiri i nabe różniastych, na <a href="https://www.facebook.com/GastroNocki/">Gastro Nockach</a> widziałem nawet jakiś ludzików z okonomiyaki, ale królowa jest tylko jedna. Jedna i niepowtarzalna.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Swoją drogą zaimportowana z Chin w ramach japońskiego imperializmu z lat trzydziestych i czterdziestych ubiegłego wieku.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** I trzy dania w lunch menu też za mało.</span><br />
<br />
O <a href="https://www.facebook.com/kame.wro/">Kame </a>dowiedziałem się przypadkiem. Zwykle na Zakładzie jadam to, co przyniosłem w domu, ale mniej więcej raz w tygodniu gdzieś łażę. Do wyboru jest wbudowana w zakład psiarnia, zwana żartobliwie "kantyną" (gdzie można na wagę spożyć umarłe potrawy prosto z bemarów), oraz lokalna biota knajpek i fudtraków, żywiących okoliczne biurowce. Nachylając się nad maszyną* kolegi, zauważyłem przytaśtaną do ścianki karteczkę.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Mam nadzieję, że behape nie czyta mojego bloga, bowiem nachylanie się nad maszyną jest skrajnie niebezpieczne. Szalik się może wkręcić, albo coś. </span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-ppsjLHktqNY/WZ6CmyI-QRI/AAAAAAAAZmU/RKoKKXd11VI-nnXAcrbe9au_JHihGFLuwCKgBGAs/s1600/20170824_083316.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-ppsjLHktqNY/WZ6CmyI-QRI/AAAAAAAAZmU/RKoKKXd11VI-nnXAcrbe9au_JHihGFLuwCKgBGAs/s320/20170824_083316.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
Kolega zeznał, że to takie dwie Japonki dają japońskie jedzenie w garażu. Za pierwszym podejściem miałem falstart - był piękny piątek jakoś rok temu, Robaczek przyjechała na zakład koło południa, i poszliśmy na Archimedesa szukać "garażu". Dla niewrocławian: to taki spory teren komercyjny w centrum miasta, mnóstwo mniejszych i większych firm, firemek, sklepów, hurtowni, warsztatów, szkół, siłowni - na guglemapach naliczyłem 26 i wiem, że to nawet nie połowa. W plątaninie uliczek, płotów, płotków, hal, parkingów, budów, budyneczków i budynków łatwo się zgubić, jeśli się nie wie, gdzie dokładnie iść - dość powiedzieć, że obeszliśmy jedną z większych hal bez sensu dookoła. "Garaż" okazał się być parterem betonowego klocka, dzielonego ze szkołą tańca na piętrze. Lokal był nabity ludźmi i miła, skośnooka pani poinformowała nas, że "pół godziny". Poszliśmy na burgera na Góralską do chłopaków z <a href="https://www.facebook.com/66AmericanBurger/">66 American Burger</a>. Też są smakowici bardzo.<br />
<br />
Od tego czasu odwiedziłem <a href="https://www.facebook.com/kame.wro/">Kame </a>wielokrotnie, zawsze w okolicach 11:30, kiedy lokal dopiero zaczyna się rozkręcać - gwarantuje to miejsce i dość szybkie otrzymanie karmy - danie główne jest zawsze robione na świeżo i czasem, przy dużym obłożeniu trzeba czekać. Lokal jest tyci - w zimie może z 10 miejsc, latem w porywach drugie tyle w ogródku. Restaurację prowadzą dwie przemiłe panie, które w malutkiej kuchni przygotowują na oczach klientów pyszne potrawy. W karcie jest w zasadzie jedna pozycja - obento (jest też wersja "powiększona" w sekretnym menu), która składa się prawie zawsze z ryżu, czegoś na ryżu (zwykle nie wege, często nie kosher/halal), plasterka tamagoyaki i dwóch sałatek/tsukemono. Przy zamówieniu jedzonym na miejscu (można wziąć na wynos) dostaniemy też do tego zieloną herbatę (latem z lodem) i zupę miso. Pałeczkowo niepełnosprytni dostaną oczywiście widelec/łyżkę (pałeczki swoją drogą znakomite). Za 5 zł możemy też zjeść oyatsu (przegryzkę między posiłkami) - ciasto - codziennie inne, zawsze pyszne (najlepszy są serniki - z zieloną herbata macha albo kremem kasztanowym; można zamówić całe z dwudniowym wyprzedzeniem). Kame to też jedyne znane mi miejsce we Wrocławiu, gdzie można zjeść wyroby cukiernicze z anko (słodką pastą z fasoli azuki). W piątki bywa sushi (futomaki; bywa wege do wyboru). Jeszcze nie udało mi się zjeść czegoś niesmacznego. Wszystko jest pyszne. Panie nie wydziwiają i gotują z tego, co w Polsce jest łatwo dostępne, raczej nowocześnie, niż tradycyjnie. Dania są proste i bezbłędne. Prezentacja bez zarzutu - proszę sobie obejrzeć <a href="https://www.facebook.com/pg/kame.wro/photos/">na mordoksiążce</a>. To jedzenie nie jest "upozowane"na potrzeby food porn. Tak w Kame wygląda obiad. Wielkość porcji jest idealna - wychodzę na lekkim głodzie (chyba, że dopcham się ciastkiem).<br />
<br />
Wystrój Kame jest jedyny w swoim rodzaju, coś jakby Ikea-spotyka-Gierka-spotyka-bento-bar. Meble są od Sasa do Lasa, sporo klimatycznych japońskich gadżetów (obowiązkowy <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Maneki-neko">maneki-neko</a>, no i oczywiście żółwie), trochę prasy i książek po polsku i japońsku. Generalnie jest bardzo przytulnie. Otwarta kuchnia, tycia, zwykła kuchenka, dwa zlewy, dwie lodówki. Panie mają też jakieś Wunderwaffe do ryżu, 4 razy większe od mojego garnka.<br />
<br />
Lokal jest full legal, karty kontroli lodówek i kasa fiskalna (kart i paszonów* nie przyjmują). W programie lojalnościowym zbiera się pieczątki, za zebranie pięciu jest gratisowe onigiri, a za dziesięć obento. Normalnie onigiri można kupić za 5 zł, z bardzo różnymi nadzieniami (bez udziwnień, wkładki są typowo japońskie - jeśli traficie, to koniecznie umeboshi). Przed południem bywają jeszcze ciepłe. Kulki nie umierają - glon w celofanie stanowi opakowanie dla ryżu. Rozwiązanie znane jest ze smarketów, gdzie na ladach chłodzących leża martwe bryłki klajstru. Onigiri z Kame są świeżutkie i przepyszne. Pod żadnym pozorem nie wolno ich pakować do lodówki - po prostu trzeba zjeść do wieczora.<br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">* Za mojej młodości nazywało się to "kartki na żywność" i też dostawało się w zakładzie pracy.</span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-yUrCz3Hm1lc/WZ_6s4_kDKI/AAAAAAAAZn0/rdq62wvA2-MqEjtTBxv75CXOWyWAyKXAACKgBGAs/s1600/20170824_130138.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-yUrCz3Hm1lc/WZ_6s4_kDKI/AAAAAAAAZn0/rdq62wvA2-MqEjtTBxv75CXOWyWAyKXAACKgBGAs/s320/20170824_130138.jpg" width="320" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
Kame propaguje kulturę japońską , przypominając o świętach (np. na Setsubun dostaliśmy fuku mame - prażoną soję). Znalazłem też tam kiedyś ulotkę <a href="http://www.filmweb.pl/film/Milczenie-2016-278033">filmu</a>, w którym Kylo Ren i Spider-Man szukali w Japonii Qui-Gon Jinna*. Ekipa bywa na różnych japońskich i niejapońskich imprezach (np. na wydarzaniach organizowanych przez<a href="https://www.facebook.com/FundacjaNAMI/"> Fundację NAMI</a> i na <a href="https://www.facebook.com/GastroNocki/">Gastro Nockach</a> - i mają wtedy takoyaki!). Podziwiam, że się właścicielkom chce i życzę wielu sukcesów.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Byliśmy z Robaczkiem, pięknie nakręcony.</span><br />
<br />
Dla porządku: lokalny guru od jedzenia Kame swego czasu z lekka obsmarował - jego recenzję <a href="http://wroclawskiejedzenie.pl/2016/04/08/kame-japonski-szok/">można przeczytać tu</a>. Polemizować nie będę - lubię czytać twórczość Pana Piotra, w kontakcie osobistym gość też jest przemiły, ale podniebienie ma trochę inne od mojego. Mam wrażenie (podejrzewam, że to <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_izolacji">efekt izolacji</a>), że w kwestiach okołokuchnioazjatyckich zwykle się z nim nie zgadzam.<br />
<br />
<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com1Wrocław, Poland51.1078852 17.03853760000004150.948439199999996 16.715814100000042 51.2673312 17.361261100000039tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-86192278174006201772017-07-19T16:00:00.000+02:002017-08-25T13:40:44.300+02:00Nikujaga czyli mięso i ziemniakiUwaga, uwaga: na stronie pojawił się <a href="http://mojebento.blogspot.com/p/blog-page.html">słowniczek, połączony z poradnikiem pt. "gdzie kupić"</a>. Wpis sprzed lat "<a href="http://mojebento.blogspot.com/2011/11/gdzie-kupic-japonskie-skadniki.html">Gdzie kupić japońskie składniki</a>" stale jest w czołówce najczęściej odwiedzanych, więc najwyższy już czas na odświeżenie tematu.<br />
<br />
Wpis lipcowy miał być wakacyjny i lekki - chciałem zrecenzować najlepszy we Wrocławiu lokal z japońskim jedzeniem (uwaga: nie sushi). Właścicielki zrobiły mi niestety psikusa i pojechały na miesięczny urlop, a nie chciałbym rozpływać się nad miejscem, do którego nie można pójść. Zostałem z prawie gotowym artykułem (nic straconego, będzie w sierpniu) i dziurą - dziś więc mniej bajania, a więcej jedzenia, bo myślami jestem już nad ciepłym morzem.<br />
<br />
Fish and chips*, Birnen, Bohnen und Speck**, groch z kapustą***, vepřo-knedlo-zelo****, mar y montaña*****- schemat nazywania potraw w postaci "składnik i składnik(i)" znany jest na całym świecie. Takoż w Japonii mamy przedstawicieli tego gatunku - jednym z nich jest bohater dzisiejszego wpisu.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">* Tradycyjna, brytyjska potrawa, składająca się z ryby, frytek i zatłuszczonej gazety.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Tradycyjna, niemiecka potrawa, składająca się z gruszek, fasolki i boczku.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Tradycyjna, polska potrawa, składająca się z grochu i kapusty.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">**** Tradycyjna, czeska potrawa, składająca się z wieprzowiny, knedli i kapusty.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">***** Ustalenie, z czego składa się ta tradycyjna, hiszpańska potrawa pozostawiam jako ćwiczenie dla Czytelników.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-rjlmZ-qLFas/WaAMgFrN0GI/AAAAAAAAZoY/e8hP-6st3m8T2NdGdKzl2uek3Y_q32J6QCLcBGAs/s1600/20170709_150100.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-rjlmZ-qLFas/WaAMgFrN0GI/AAAAAAAAZoY/e8hP-6st3m8T2NdGdKzl2uek3Y_q32J6QCLcBGAs/s320/20170709_150100.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<a name='more'></a><br />
Nikujaga to mięso (<i>niku</i>) i ziemniaki (<i>jagaimo</i>) - japońska wariacja na temat gulaszu. Jak na gulasz, mięsa (zwykle wołowiny lub wieprzowiny - <a href="http://www.justonecookbook.com/nikujaga/">podobno</a> ta druga jest bardziej popularna na wschodzie Japonii; japońskojęzyczna wikipedia wspomina też kurczaka) jest w potrawie niewiele, i gotuje się ją dużo krócej, niż "europejskie" wersje (bo mięso jest cieniutko pokrojone). Różne <a href="https://www.chopstickchronicles.com/nikujaga-japanese-beef-potatoes/">źródła </a>podają, że to "japoński klasyk", typowy przedstawiciel domowego "comfort food", ale historię ma stosunkowo krótką* - pomysł pochodzi z końca XIX wieku, a nazwa z połowy lat '70. Oczywiście przepisów na nikujagę jest tyle, co na bigos - ja gotowałem z pomocą Marca Matsumoto i jego świetnego bloga "No Recipes". Poniżej moja kompilacja przepisów na nikujagę "<a href="https://norecipes.com/nikujaga-recipe">zwykłą</a>" i "<a href="https://norecipes.com/tomato-nikujaga-recipe">pomidorową</a>". <br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Ale zdążyła już obrosnąć w legendę i być źródłem kontrowersji - dwa miasta spierają się o prawo do nazywania się "kolebką nikujagi".</span><br />
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;">Nikujaga</span></b><br />
Daje dwie solidne porcje<br />
<ul>
<li>2 Ł oleju</li>
<li>2 Ł cukru</li>
<li>250 g wołowiny</li>
<li>200 g pomidorów (1 średni, opcjonalnie)</li>
<li>200 g cebuli (1 średnia)</li>
<li>200 g shirataki (1 opakowanie)</li>
<li>400 g ziemniaków (2-4 szt.)</li>
<li>150 g marchwi (1 spora)</li>
<li>1/2 ssake</li>
<li>1-2 sz dashi, bulionu wołowego lub wody</li>
<li>1/4 sz sosu sojowego (= 4 Ł)</li>
<li>100 g zielonej fasolki lub groszku cukrowego</li>
<li>4 świeże lub 8 suszonych shiitake (opcjonalnie)</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Wołowinę pokroić w cienkie plasterki, pomidory w ósemki, cebulę w półplasterki, marchewkę w grubą kostkę lub plasterki. Ziemniaki obrać i pokroić na spore kawałki. Groszek/fasolkę obrać i przekroić na połówki. Shirataki odcedzić, przepłukać wodą i ew. pokroić na mniejsze kawałki. Shiitake pokroić na ćwiartki, suszone namoczyć wcześniej w wodzie. </li>
<li>Rozgrzać olej na sporej patelni lub w rondlu, na średnim ogniu. Dodać cukier, zamieszać, dodać mięso, smażyć do zbrązowienia. </li>
<li>Usunąć mięso z naczynia, wrzucić cebulę, zeszklić. Dodać ziemniaki, marchew i grzyby, smażyć często mieszając przez 3-5 minut. </li>
<li>Wlać sake, doprowadzić do wrzenia, odparować alkohol. </li>
<li>Dodać shirataki, mięso, pomidory, sos sojowy i bulion lub wodę, doprowadzić do wrzenia. Gotować na niewielkim ogniu pod przykryciem aż ziemniaki będą prawie miękkie. </li>
<li>Zdjąć pokrywkę, dodać groszek/fasolkę i gotować, aż będą miękkie. Podawać od razu, lub na następny dzień. </li>
</ol>
<div>
<br /></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-uHCRaB9g9Ow/WWyPFZMQVbI/AAAAAAAAZAY/BgTBnJZm7ZMjbsEyJJKXSdKwwctzcf2lwCKgBGAs/s1600/20170508_113911.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-uHCRaB9g9Ow/WWyPFZMQVbI/AAAAAAAAZAY/BgTBnJZm7ZMjbsEyJJKXSdKwwctzcf2lwCKgBGAs/s320/20170508_113911.jpg" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Uwagi do wykonania:</div>
<div>
<br /></div>
<div>
ad. 2 Cukier można też dodać potem, razem z bulionem. Dodany do smażenia pomoże w zbrązowieniu mięsa. Część mięsa dowolna (ja robiłem z rostbefu), nie musi być wołowina , może być świnina (w tym surowy boczek) albo drób. Najważniejsze to pokroić jak najcieniej. </div>
<div>
ad. 3 Przymusu usuwania mięsa nie ma, można wrzucić wszystko na raz. Cebula będzie trochę mniej słodka. </div>
<div>
ad. 4 Nie "wygotować alkohol" tyko "odparować". Nie pozbywamy się całego płynu, tylko zapachu gorzały. </div>
<div>
ad. 5 Objętość płynów podana jest na oko, bo nikujagę możemy zrobić "na gęsto" (zdjęcie u góry - przyznaję, dałem więcej ziemniaków, bo są młode i fajne) lub "na rzadko" (zdjęcie u dołu). Tę drugą wersję można podać z ryżem (moim zdaniem overkill). Czasu celowo nie podaję, bo zależy od naczynia, ognia, ziemniaków i ilości płynów. Dashi daje najlepszy efekt (dużo umami + świetny posmak dymu od suszonego bonito) - jeśli ktoś nie chce/nie może ugotować go od zera, można użyć dashi w proszku. Bulion z wołowiny też da radę (dla leniwych polecam Bovril, bo bulionu w słoiczku od M&S już się chyba w Polsce nie dostanie). Woda to ostateczność - można zastanowić się nad dodaniem w tym przypadku szczypty lub dwóch glutaminianu sodu, żeby było chociaż trochę więcej umami. </div>
<div>
ad. 6 Jak każdy gulasz, nikujaga na drugi dzień jest lepsza. Można jeść na zimno - w bento. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na koniec akcent humorystyczny - chciałem zrobić "profesjonalne" zdjęcie składników, jak to robią na porządnych blogach. Oczywiście o jednym z najważniejszych zapomniałem :/ </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-TclYOPYt3Mk/WWyPP9SKmBI/AAAAAAAAZAc/qFjdszDZVQkgf_1PFEhpFlVj4S5mJuVJQCKgBGAs/s1600/20170709_135337.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1200" data-original-width="1600" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-TclYOPYt3Mk/WWyPP9SKmBI/AAAAAAAAZAc/qFjdszDZVQkgf_1PFEhpFlVj4S5mJuVJQCKgBGAs/s320/20170709_135337.jpg" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-90889922854453136862017-06-02T16:00:00.000+02:002017-08-25T13:42:03.072+02:00Kiszonki w otrębach ryżowych - nukamiso-zuke <div>
Miałem plan na serię wpisów o nukamiso-zuke - <a href="http://mojebento.blogspot.com/2011/10/tsukemono.html">tsukemono </a>fermentowanych w papce z otrębów ryżowych. Dziś, tytułem wstępu, miało być trochę informacji ogólnych i instrukcja wykonania leża (łoża?) fermentacyjnego. Kolejne wpisy miały się pojawiać w miarę dojrzewania leża i przeprowadzania eksperymentów z tymże. Niestety, po drodze wpis zrobił się niechcący tl;dr - nie za bardzo da się o tym sensownie pisać w odcinkach, więc dzisiaj jest (prawie) WSZYSTKO O NUKAMISO-ZUKE. </div>
<div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-UKumpiw4m_Q/WaAM725R0HI/AAAAAAAAZoc/TLuOlSvjk1QiIB9LsxPbH5nz-0muQ-tJQCLcBGAs/s1600/20170502_153407.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://3.bp.blogspot.com/-UKumpiw4m_Q/WaAM725R0HI/AAAAAAAAZoc/TLuOlSvjk1QiIB9LsxPbH5nz-0muQ-tJQCLcBGAs/s320/20170502_153407.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a></div>
"<a href="https://www.amazon.co.uk/d/Books/Japanese-Cooking-Simple-Art-Shizuo-Tsuji/1568363885">Japanese Cooking: A Simple Art</a>" (swoją drogą znakomita książka, którą muszę kiedyś porządnie zrecenzować) wymienia 4 podstawowe* metody robienia tsukemono<br />
<div>
- przy użyciu soli (shio-zuke)</div>
<div>
- przy użyciu octu (su-zuke)</div>
<div>
- przy użyciu suchych otrębów ryżowych (nuka-zuke)</div>
<div>
- przy użyciu papki z otrębów ryżowych (nukamiso-zuke)</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">* Podstawowe, czyli nie jedyne. Możemy tsukemonić rzeczy w miso, miodzie, resztkach martwych drożdży, pozostałych po fermentacji sake, i innych wynalazkach.</span><br />
<br />
Ten ostatni jest w Japonii rzekomo najpopularniejszy. W sieci nuka-zuke i nukamiso-zuke jest w zasadzie używane zamiennie i oznacza kiszenie warzyw (i czasem ryb) w uprzednio przygotowanym leżu (nukadoko*), zawierającym (głównie) sfermentowane otręby ryżowe.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">* Albo nuka-doko. Nukamiso to ta otrębowa breja w nukadoko; jak łatwo zgadnąć "nuka" to otręby - domyślnie ryżowe, na tej samej zasadzie, na jakiej "mleko" w Europie jest domyślnie krowie, a "jajko" kurze. "Miso" w tym przypadku nie oznacza "pasty ze sfermentowanej soi" - "nukamiso" to osobna, stała jednostka leksykalna. Znalazłem <a href="http://onibasu.com/archives/mn/904.html">wątek</a>, w którym jest to dość ciekawie omówione - wierzę na słowo, ponieważ kompletnie nie znam japońskiego (ale brzmi mądrzej, niż wyjaśnienie "bo wygląda jak miso", znalezione <a href="http://zesterdaily.com/cooking/nuka-zuke-pickles/">tutaj</a>).</span></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jak zdobyć otręby ryżowe? Po pierwsze, wcale nie muszą być ryżowe - mogą być otręby pszenne, płatki owsiane lub nawet płatki kukurydziane*. Ja oczywiście chciałem, żeby było jak najbardziej autentycznie - po przeszukaniu sieci stwierdziłem, że otręby ryżowe występują w Polsce w czterech postaciach: pokarmu dla krewetek, paszy dla koni, zanęty dla ryb i bio-eko-naturalnego środka spożywczego**. Potrzebujemy ich sporo (celowałem w 2 kg), więc pokarm dla krewetek odpada na wejściu z powodu ceny (~10 zł za 15 g). Pasza dla koni jest tania, ale granulowana. Z pozostałych dwóch wygrała zanęta dla ryb - jest ponad czterokrotnie tańsza od bio-eko-natury, a przypuszczam, że jest to dokładnie to samo - stabilizowane*** otręby. "<a href="http://mojebento.blogspot.com/2013/01/recenzja-quick-easy-tsukemono-japanese.html">Quick and Easy Tsukemono</a>" podkreśla, że otręby powinny być jak najświeższe (bo smak lepszy), ale najbliższy młyn ryżowy jest w <a href="https://www.google.pl/maps/place/Riseria+Roncaia/@45.159901,10.9022784,15z/data=!4m5!3m4!1s0x0:0xb1c99c01917c0135!8m2!3d45.159901!4d10.9022784">Mantui</a>, więc sobie chwilowo darowałem. </div>
<div>
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Nie próbowałem, powtarzam jeno, co stoi namazane we wspomnianej wyżej Mądrej Księdze ("A Simple Art") oraz w sieci. Opisów przygotowywania nukadoko z płatków nie znalazłem, ale <a href="http://www.gardenbetty.com/2014/08/how-to-make-nukadoko-fermented-rice-bran-bed-for-pickling/">tutaj </a>można poczytać o otrębach pszennych. W skrócie: potrzeba mniej wody i trzeba dokładnie ubić leże. W </span><span style="font-size: x-small;"><a href="https://www.amazon.com/Mastering-Art-Japanese-Home-Cooking/dp/0062344382">Mastering the Art of Japanese Home Cooking</a> autor sugeruje użycie panko i jasnego piwa (trzy szklanki piwa na kilogram panko) jako zastępnika otrębów i wody. </span><span style="font-size: x-small;">Historycznie, w </span><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Nara_(okres)" style="font-size: small;">okresie Nara</a><span style="font-size: x-small;">, do kiszenia używano utłuczonych w moździerzu ziaren zbóż lub soi - dopiero w </span><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Edo_(okres)" style="font-size: small;">okresie Edo</a><span style="font-size: x-small;"> zastąpiły je nuka. </span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Zastanawiałem się, na cóż jest ten środek</span><span style="font-size: x-small;"> - usłużny gugiel podpowiedział "likwidacja zaparć". Dalej nie szukałem.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Czyli takie, z których usunięto olej - w celu przedłużenia trwałości****. Dostępny w sklepach olej zwany po prostu "ryżowym" jest faktycznie produkowany z otrębów. Autorka z <a href="http://japanese-kitchen.net/recipe-items/nukadoko-pickling-bed-to-make-nukazuke/">Japanese-Kitchen.net </a>wspomina, że używała japońskich niestabilizowanych, a potem przerzuciła się na amerykańskie stabilizowane, bo są bardziejsze. Szczegółów bardziejszości niestety nie podała.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">**** "Stabilizowane" brzmi mało bio-eko-naturalnie, więc producenci często piszą zamiast tego "odtłuszczone", co kojarzy się zdecydowanie lepiej. Stabilizować można na zimno lub na ciepło - ten drugi sposób zmienia nieco smak otrębów.</span><br />
<br />
Przesyłka z zanętą dostarczyła mi wiele radości - pakunek przypominał ostreczowaną piłkę do rugby (czarny strecz - wyglądało to jak bomba), w środku znalazłem worek po 25 kg czarnego kminu (przynajmniej tak było na nim napisane), a dopiero wewnątrz dwa opakowania po dwa kilo otrębów.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-I5LXEocX5Dc/WSaVLI1Cd2I/AAAAAAAAYFA/g-57zLnXTeYZzytXIQc_5wvBnnmPXTqVgCKgB/s1600/20170328_184842.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://3.bp.blogspot.com/-I5LXEocX5Dc/WSaVLI1Cd2I/AAAAAAAAYFA/g-57zLnXTeYZzytXIQc_5wvBnnmPXTqVgCKgB/s200/20170328_184842.jpg" width="200" /></a></div>
<br />
Krok drugi to znalezienie odpowiedzniego pojemnika. Nie mam warunków do przechowywania nukadoko w piwnicy (wilgoć + lokalna biota), a czasem będę je musiał zakonserwować* - więc pojemnik musi mieścić się w lodówce. Tradycyjne, japońskie wiaderko z drzewa cedrowego (czy europejskie - modrzewiowe) jest niestety zbyt duże (a i cena - zaczynają się od 100$ + przesyłka - odstrasza). Stanęło na pięciolitrowym pojemniku plastikowym (po jakieś 20 zł w Tesco).<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Nukadoko trzeba codziennie mieszać - w razie wyjazdu można je zabezpieczyć, ale wymaga to m.in niskiej temperatury. Poza tym <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Nukazuke">Wikipedia </a> wspomina, że nukadoko, a wraz z nim nukamiso-zuke maja tendencję do przejmowania zapachów z otoczenia, więc nie powinno się ich przechowywać w zagrzybionych pomieszczeniach. Trzymanie wiaderek z kiszonkami na drewnianej podłodze w domu rzekomo powoduje, że warzywa nabierają zatęchłego, ziemistego posmaku/zapachu "spomiędzy desek" (coś jak herbata "nauczycielska"**) - "A Simple Art" twierdzi, że stało się to przyczyną wzrostu popularności gotowych, "sklepowych" tskuemono. To, i smród fermentującej przez kilka miesięcy rzepy.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Dla nieznających tematu - pracownikom edukacji przysługiwały (nie wiem, jak jest teraz) różne gadżety, żeby ulżyć ich ciężkiej doli. Miałem w życiu taki krótki epizod, który wzbogacił mnie o dwa ręczniki i znaczną ilość śmierdzącego mydła. W niektórych podstawówkach przydzielano herbatę - walory smakowe i zapachowe wskazywały, że produkowano ją z tego, co zamieciono z desek pokładu statku, który transportował herbatę.</span><br />
<br />
Przepis podaję na podstawie wersji z "Quick and Easy Tsukemono" (QET), ze zmianami, które sam zrobiłem. Wariacje w przepisach odnotowuję w przypisach (tym razem numerki, bo się mi się gwiazdki w okolicach piątej zaczęły mienić w oczach).<br />
<br />
<b><span style="font-size: large;">Leże fermentacyjne do nukamiso-zuke</span></b><br />
Daje jedną porcję<br />
<ul>
<li>2 kg otrębów ryżowych (1)</li>
<li>300 g soli (15% wagi otrębów) (2)</li>
<li>2 kromki białego chleba (3)</li>
<li>15 szklanek wody (4) </li>
<li>20 cm kombu (5)</li>
<li>5 ostrych papryczek chili (6)</li>
<li>1/2 szklanki suszonych ziaren soi (7)</li>
<li>1 szklanka mielonej gorczycy (8)</li>
<li>50 g świeżego korzenia imbiru (9)</li>
<li>warzywa do testowania (np. liście kapusty) (10)</li>
<li>dodatkowe dodatki (11)</li>
</ul>
<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">(1) Otręby mogą być "palone" (toasted, nie przychodzi mi do głowy lepsze tłumaczenie, więc per analogiam do kaszy gryczanej) lub nie. W wielu przepisach autorzy najpierw zalecają przysmażenie nuka na patelni (na średnim ogniu, małymi porcjami, ciągle mieszając, aż otręby zaczną wydzielać orzechowy zapach). Otręby stabilizowane w wysokiej temperaturze są "palone" niejako z definicji. Niestety, widziałem otręby ryżowe po raz pierwszy na oczy, i nie wiem, jak były stabilizowane (ekstrakcja tłuszczu jest też możliwa w niskiej temperaturze, bez "palenia") - więc nie wiem, jakich użyłem. W każdym razie nie podsmażałem.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">(2 Zdania na temat "ile soli" są podzielone. <a href="https://joi.ito.com/weblog/1999/04/04/nukamiso-guide.html">Tu </a>jest napisane 380 g. <a href="http://zesterdaily.com/cooking/nuka-zuke-pickles/">Tu </a>6 uncji na funt otrębów (~ 380 gramów na kilogram!). <a href="http://simply-japanese-cooking.blogspot.fi/2011/09/how-i-came-to-love-tsukemono-and.html">Tu </a>znowu 330 g. <a href="http://japanese-kitchen.net/recipe-items/nukadoko-pickling-bed-to-make-nukazuke/">Tu </a>13% wagi otrębów. <a href="http://alanduncan.me/2014/12/23/making-nukazuke/">Tu </a>między 13 a 15%, w zależności od klimatu (im cieplej, tym więcej). <a href="http://www.gardenbetty.com/2014/08/how-to-make-nukadoko-fermented-rice-bran-bed-for-pickling/">Tu</a> 3 1/4 uncji na 24 uncje otrębów (~135 g na kilo) Mądra Księga twierdzi, że 1/4 wagi otrębów. Katz w "Dzikej Fermentacji" (drugie wydanie dostępne od 18.05.2017 po polsku, mam, polecam) pisze, że 120 ml, ale w tym przepisie są skaszanione proporcje, co Katz przyznaje bez bicia w "Sztuce Fermentacji" (też dostępna po polsku, też polecam), podając jeszcze inne. W "<a href="https://www.amazon.com/Modernist-Cuisine-Art-Science-Cooking/dp/0982761007">Modernist Cuisine</a>" stoi namazane 200g/kg. Dałem 339 g, bo mi się tak sypnęło.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">(3) Na zdjęciach w QET jest coś przypominające brytyjski wyrób chlebopodobny, albo nasz tostowy. W zalinkowanych powyżej źródłach chleba nie ma, jest opcjonalny (1 kromka), albo wygląda na zdjęciu jak chleb. Ludzie piszą też, że może być bułka tarta - generalnie chodzi o pożywkę dla bakterii. Dałem dwie tostowego o krótkim składzie (bez polepszaczy i innych wynalazków).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">(4) QET gubi się w zeznaniach - najpierw piszą, że 1 cup = 240 ml, a zaraz potem, że waży 200 g. Lekką wodę tam mają w tej Japonii. W innych przepisach jest oczywiście rożnie (np. "tyle samo wagowo wody, co otrębów"). W każdym razie 15 szklanek wydało mi się ogromną ilością (nawet licząc po dolnym oszacowaniu - 3 litry). Wziąłem 2.5 kilo wody.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">(5) Uwielbiam takie instrukcje. Ile to jest 20 cm? Z której strony liczyć, szerszej, czy dłuższej? Czy kombu sprzedawane jest w standaryzowanych arkuszach, jak nori? A jak akurat kupiłem takie już wstępnie pocięte, to co? Jakaś dobra dusza napisała 10 g. W <a href="https://forums.egullet.org/topic/138906-nukazuke-pickling/">jednym</a> miejscu znalazłem opinię, że kombu po rehydracji psuje się bardzo szybko, i lepiej zagotować je razem z wodą i solą, a nie wsadzać bezpośrednio do papki, ale nie skorzystałem z tej rady i stwierdzam, że nieprawdą jest, jakoby kombu się psuło. <a href="https://haccola.jp/en/2016_11_07_160/">Tu</a> z kolei piszą, że nie wodą zalewać, lecz kombu dashi. Bądź tu mądry. Dla ułatwienia: 10 gramów kombu wygląda jak na załączonym obrazku.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: x-small;"><a href="https://2.bp.blogspot.com/-LT-UL_RWi1c/WSaXGwbmiXI/AAAAAAAAYFU/P1wVz8MA83opT6JTbwpdGRijqD5qzwAkQCKgB/s1600/20170406_175702.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://2.bp.blogspot.com/-LT-UL_RWi1c/WSaXGwbmiXI/AAAAAAAAYFU/P1wVz8MA83opT6JTbwpdGRijqD5qzwAkQCKgB/s200/20170406_175702.jpg" width="200" /></a></span></div>
<br />
<span style="font-size: x-small;">(6) Ponieważ jestem chiliheadem, dla mnie to temat rzeka. Nie wiem, co autor miał na myśli - odmian i kultywarów papryki mieszczących się w definicji "ostrej papryki chili" jest pierdyliard. Jeden z przepisów wspomina japońskie papryczki akatogarashi - znalazłem <a href="http://www.japantimes.co.jp/life/2002/06/30/food/spice-it-up-with-a-little-or-a-lot-of-heat/">artykuł</a>, który wspomina, że w Meksyku nazywają je chili Japones, i że mają do 100000 w skali Scoville'a (ten sam przepis mówi, że można zastąpić 3 papryczki łyżką suszonego peperoncino, co mi się nijak nie zgadza, bo to ma tylko do 30 kilo SHU). Zgodności ile (3-6) i w jakiej formie (cała/przekrojona w pół/w plasterkach/z nasionami/bez) dodawać paprykę (która ma pomagać w kontroli fermentacji i poprawiać smak kiszonek) oczywiście nie ma . Dodałem dwie (30 g) świeże cayenne (do 50k SHU).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">(7) W innych źródłach 1/3 szklanki, opcjonalnie albo wcale. Pomaga radzić sobie z nadmiarem wilgoci w brei (i podobno poprawia smak).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">(8) W oryginale "mustard powder", i to jest problem. "Mustard powder" to zmielone nasiona "mustard plants", co z kolei oznaczać może kilka roślin z rodziny kapustowatych (<a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Gorczyca">sic!</a> gorczyca czarna nazywa się teraz kapustą czarną, a sarepska - sitową; gorczyca biała - Sinapis alba- nazywała się wcześniej Brassica alba, czyli chyba kapusta biała; borze liściasty, co za bajłagan). To implikuje, że mustard powder może być mieszanką nasion z <b>różnych </b>mustard plants. W innych przepisach jest to składnik opcjonalny (i można dodać mniej - 2 łyżki albo pół szklanki), który ma pomóc w kontroli fermentacji. Żaden z przepisów nie wymienia explicite <i>karashi</i>, popularnej musztardy japońskiej, robionej z proszku ze sproszkowanych nasion kapusty sitowatej, czyli gorczycy sarepskiej. Ja dodałem koreański "hot mustard powder" (zdjęcie poniżej) kupiony w <a href="https://www.facebook.com/SHIN-FOOD-1447945698572125/">SHIN FOOD</a> (swoją drogą polecam - bardzo fany sklep).</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-Ad7MTJIDoGA/WSaXeQG5u3I/AAAAAAAAYFY/KxSubywNVjocs6vpHB_CTm8j-yMLgimIwCKgB/s1600/20170406_181907.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://3.bp.blogspot.com/-Ad7MTJIDoGA/WSaXeQG5u3I/AAAAAAAAYFY/KxSubywNVjocs6vpHB_CTm8j-yMLgimIwCKgB/s200/20170406_181907.jpg" width="200" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">(9) Opcjonalnie. Poprawia smak. Proporcje stosowane są różne. Dla nie posiadających wagi - 50 gramów imbiru wygląda tak:</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-oqsYRjvTCHo/WSaXrdJQQFI/AAAAAAAAYFc/SERjOu-YOPcAhCbhB0TIieQchIzCL2pLwCKgB/s1600/20170406_181451.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://3.bp.blogspot.com/-oqsYRjvTCHo/WSaXrdJQQFI/AAAAAAAAYFc/SERjOu-YOPcAhCbhB0TIieQchIzCL2pLwCKgB/s200/20170406_181451.jpg" width="200" /></a></div>
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">(10) Ja używałem przywiędłej marchewki na zmianę z kapustą pekińską. Początkowo obierałem marchew, potem już tylko myłem. Może być zwykła kapusta, rzepa itp. Jeden z przepisów zaleca wystrzegać się warzyw o silnym zapachu (nie wiedzieć czemu wymienia seler naciowy).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">(11) Wspominam z kronikarskiego obowiązku (oraz dlatego, że czosnek dodałem, bo lubię). Po kolei: czosnek (poprawia smak, 3-4 ząbki na kg otrębów), gwoździe lub redukowane żelazo (<i>kangentetsu </i>- dostępne w sklepach z odczynnikami, czasem nazywa się "elektrolityczne" - zapobiega oksydacji i utracie koloru przez warzywa, w szczególności bakłażany, 1/4 łyżeczki na kg), siarczan glinu potasu (<i>myoban</i>, źrodło i zastosowanie jak żelazo, ale nie znam proporcji, bo wspomniane było tylko <a href="https://forums.egullet.org/topic/138906-nukazuke-pickling/">tu</a>) skórki jabłek (1 szt. na kg) lub kaki, mogą być suszone (smak + pomaga w fermentacji), piwo (ćwierć szklanki na kg, smak + fermentacja; kupiłem piwo "Żywe" i zapomniałem dodać), <i>katsuobushi </i>(smak), suszone shiitake (smak), <a href="http://mojebento.blogspot.com/2012/08/kinako-i-warabimochi-maka-z-prazonej.html">kinako </a>(smak, nie wiem ile), <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Sansh%C5%8D">sansho </a>(smak, nie wiem ile).</span><br />
<br />
<ol>
<li>Sól rozpuścić w przegotowanej lub filtrowanej wodzie. Chleb porwać na małe kawałki i dodać do wody. </li>
<li>Kombu wytrzeć wilgotną ściereczką, pokroić/połamać na paski 1x10 cm. Paprykę i czosnek pokroić na grubsze (~1 cm) plasterki. Imbir przekroić na ćwiartki. </li>
<li>W pojemniku do kiszenia zmieszać 1/3 otrębów, połowę soi i całość mielonej gorczycy. Dodać nieco solanki z chlebem, wymieszać dokładnie. </li>
<li>Dodać czosnek, paprykę, resztę soi, kolejne 1/3 otrębów i solankę, wymieszać dokładnie. </li>
<li>Dodać resztę otrębów i mieszać, dodając solanki w miarę potrzeby. Końcowa konsystencja powinna przypominać mokry piach - jednorodnie wilgotny, ale nie lejący się. </li>
<li>Dodać kombu i imbir, wymieszać. </li>
<li>Wepchnąć w masę warzywa "testowe", przykryć je, wyrównać powierzchnię leża. Wytrzeć brzegi naczynia z resztek masy. Naczynie przykryć czystą szmatką i odstawić w chłodne miejsce.</li>
<li>Masę codziennie dokładnie wymieszać. Co drugi dzień zastąpić warzywa testowe nowymi, aż leże dojrzeje (1-6 tygodni). </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania</div>
<div>
<br /></div>
<div>
ad. 1 Podgrzewanie wody, żeby łatwiej było rozpuścić sól mija się z celem. Krzywa rozpuszczalności soli kuchennej (chlorku sodu) jest płaska. Chcemy się tylko pozbyć chloru z rurovitu. </div>
<div>
ad. 2 Kawałki wszystkiego mogą być mniejsze. Albo większe. Takie, żeby dało się potem łatwo znaleźć w brei i ew. usunąć. Wycieranie kombu można pominąć - z moich pobieżnych badań wynika, że jest to zbędne, szkodliwe gusło (usuwa część glutaminianów, a w końcu to o nie chodzi w kombu). Z resztą można to wygodnie zrobić tylko wtedy, gdy ma się kombu w jednym-dwóch kawałkach - ja ostatnio kupiłem wór pociętego i mi się nie chce. </div>
<div>
ad. 3 Solankę wlewać powoli, po pół szklanki, mieszać starannie - suche otręby potrafią się ukrywać w niewielkich skupiskach.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-zH64jCSPiQg/WSaYcQlPSUI/AAAAAAAAYFk/oCxRl12WuNoRZqt5S0L4LgbUSZOTpkDBQCKgB/s1600/20170406_192041.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://1.bp.blogspot.com/-zH64jCSPiQg/WSaYcQlPSUI/AAAAAAAAYFk/oCxRl12WuNoRZqt5S0L4LgbUSZOTpkDBQCKgB/s200/20170406_192041.jpg" width="200" /></a></div>
ad. 4 Po wstępnym przemieszaniu<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-cQrO9lS901c/WSaYrJ00hFI/AAAAAAAAYFo/YXxw-t2aDl4TU_5q_8QdyzbtdhfloCRrgCKgB/s1600/20170406_192346.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://3.bp.blogspot.com/-cQrO9lS901c/WSaYrJ00hFI/AAAAAAAAYFo/YXxw-t2aDl4TU_5q_8QdyzbtdhfloCRrgCKgB/s200/20170406_192346.jpg" width="200" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 5 Właściwą konsystencję trudno zgadnąć ze zdjęć. Mi efekt końcowy bardziej przypominał rzadką glinę, albo drobno przemielony pasztet. Ja zużyłem 2 litry solanki.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-RK_bopvavIc/WSaYze0oGuI/AAAAAAAAYFs/X8e2Nh57-tQK_HiHG_DJYbDiHg6bmMQrgCKgB/s1600/20170406_193714.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://4.bp.blogspot.com/-RK_bopvavIc/WSaYze0oGuI/AAAAAAAAYFs/X8e2Nh57-tQK_HiHG_DJYbDiHg6bmMQrgCKgB/s200/20170406_193714.jpg" width="200" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 7 Piszę "chłodne" pro forma - u mnie w domu jedyne obiektywnie "chłodne miejsce" zajęła ostatnio suszarka do prania. Wg Robaczka wszystkie miejsca w naszym mieszkaniu są chłodne (delikatnie mówiąc - gdzie nie zalegnie, to marznie, golf, dwa koce, frotowe skarpety itp.), chyba, że jest powyżej +30, wtedy nie są. Postawiłem leże w kuchni, co jest niezalecane, ze względu na pochłanianie zapachów i wahania temperatury (w tej chwili 24 st.), ale nie mam innej możliwości. Jeden z przepisów <a href="http://simply-japanese-cooking.blogspot.com/2011/09/how-i-came-to-love-tsukemono-and.html">proponuje</a>, żeby nukadoko trzymać w lodówce.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-6QFsPYA5O-U/WSaZBi5huFI/AAAAAAAAYFw/DgRISh1TyZwlNauD_vGh5TNnAoKRpT7ZQCKgB/s1600/20170406_195227.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://4.bp.blogspot.com/-6QFsPYA5O-U/WSaZBi5huFI/AAAAAAAAYFw/DgRISh1TyZwlNauD_vGh5TNnAoKRpT7ZQCKgB/s200/20170406_195227.jpg" width="200" /></a></div>
<br /></div>
<div>
ad. 8 Co do jednego, wszystkie przepisy są zgodne - nukamiso trzeba codziennie natleniać, w ciepłe dni nawet dwa razy dziennie, czystymi łapkami, albo w rękawiczkach. Co do warzyw "testowych" - QET powiada, żeby ich nie usuwać przed dojrzeniem łoża, Simple Art, że wymieniać codziennie, <a href="http://japanese-kitchen.net/recipe-items/nukadoko-pickling-bed-to-make-nukazuke/">tutaj </a>piszą, że co 3-4 dni, <a href="http://zesterdaily.com/cooking/nuka-zuke-pickles/">tutaj </a>znowu proponują, żeby wkładać i wyjmować cały czas tę samą ćwiartkę kapusty. Najczęściej mowa jest o wymienianiu warzyw co drugi dzień - i tak robiłem (używałem zwiędniętej marchwi lub kapusty pekińskiej - polecam tę pierwszą, pekińska się kruszy). W niektórych przepisach zalecają, żeby warzywa "testowe" (w zasadzie chyba "startowe") przed zanurzaniem obtaczać w soli - ja tego nie robiłem. Jeśli się ma sklerozę, to trzeba też zapisywać co i ile się włożyło - przypadkowo znajdowałem jakieś zapomniane skrawki marchwi długo po włożeniu. </div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-iwDf1v41st0/WSaZIJHP3DI/AAAAAAAAYF0/aBw4dbgMmtYSdxQg7PDmw3KEdXf-hbqSwCKgB/s1600/20170406_194545.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://4.bp.blogspot.com/-iwDf1v41st0/WSaZIJHP3DI/AAAAAAAAYF0/aBw4dbgMmtYSdxQg7PDmw3KEdXf-hbqSwCKgB/s200/20170406_194545.jpg" width="200" /></a></div>
<br /></div>
<div>
Proste, prawda? Teraz tylko czekać - wg różnych przepisów od jednego do sześciu tygodni, aż leże dojrzeje. Poznać to można po tym, że wkładane do nukadoko warzywa wychodzą z niego bardziej kwaśne, niż słone - jak "normalne" kiszonki. Zapach ma być "drożdżowy", "orzechowy", "nieco ziemisty", pojęcia nie mam, co to znaczy. Moje leże zaczęło w pewnym momencie pękać kilka godzin po przemieszaniu (patrz zdjęcie poniżej - przypuszczam, że to z powodu wydzielających się w głębi gazów) - uznałem to za oznakę dojrzałości. </div>
<div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-XzkQi9wiVHs/WSaZP56S8-I/AAAAAAAAYF4/tHWG2e5UzPcqfgMbZsteIhtNZGLvinY0ACKgB/s1600/20170424_161047.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://1.bp.blogspot.com/-XzkQi9wiVHs/WSaZP56S8-I/AAAAAAAAYF4/tHWG2e5UzPcqfgMbZsteIhtNZGLvinY0ACKgB/s200/20170424_161047.jpg" width="200" /></a></div>
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div>
<b><span style="font-size: large;">Ogólna procedura kiszenia</span></b><br />
<br />
Kisić można w zasadzie wszystkie warzywa - ogórki, rzodkiewki, rzepę, paprykę, oberżyny, okrę, marchewkę. Japończycy mają np. specjalnego melona do kiszenia - <i>shiro-uri. </i>Ja kisiłem szparagi i czosnek niedźwiedzi, bo sezon był. Kalarepa jest boska. Tylko bakłażan wyszedł meh.<br />
<br />
Przed umieszczeniem warzywa w leżu można je natrzeć solą (jeśli się lepi, należy zwilżyć sól, warzywa lub łapki - patrz obrazki poniżej) - ułatwia to penetrację przez nukamiso i przyspiesza kiszenie (i poprawia smak, i kolor)*. Wkładać należy tak, żeby warzywa się nie dotykały i były otoczone ~2 cm warstwą brei. Nie należy specjalnie dociskać powierzchni nukamiso - można "zadusić" leże.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Źródła nie są zgodne co do tego, czy solić - większość każe solić, część o tym nie wspomina, <a href="http://www.gardenbetty.com/2014/08/how-to-make-nukadoko-fermented-rice-bran-bed-for-pickling/">jedno</a> twierdzi, że nie ma różnicy w smaku. Z poprawianiem koloru to nie wiem, natarcie rzodkiewki powoduje, że schodzi z niej farba (dowód na jednym ze zdjęć poniżej). Ja nie solę, bo eksperymenty wykazały, że warzywka są potem dla mnie za słone.</span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://1.bp.blogspot.com/-fCb2NxhruFI/WSaavg-8ITI/AAAAAAAAYGE/rD_o1qyti3oeZzboSdd6rDjqL3_zpp5yACKgB/s1600/20170422_105201.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://1.bp.blogspot.com/-fCb2NxhruFI/WSaavg-8ITI/AAAAAAAAYGE/rD_o1qyti3oeZzboSdd6rDjqL3_zpp5yACKgB/s200/20170422_105201.jpg" width="200" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-dA1sgoEARZE/WSaa2aIDwGI/AAAAAAAAYGM/LH3clYm2qXIVEyTK1viFuSUcDQK0zgIggCKgB/s1600/20170422_105327.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://4.bp.blogspot.com/-dA1sgoEARZE/WSaa2aIDwGI/AAAAAAAAYGM/LH3clYm2qXIVEyTK1viFuSUcDQK0zgIggCKgB/s200/20170422_105327.jpg" width="200" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
Małych warzyw nie kroimy. Daikon kroimy w grube (~1 cm) plastry (robiłem tak też z kalarepą), kabu w ćwiartki lub ósemki. Zdania co do krojenia ogórków są podzielne (ja nie kroję, bo mam wrażenie, że zrobi się z tego ciapa, ale początkowo odkrawałem końcówki, bo tak też robię z małosolnymi; QET poleca robić tak, lub obierać ogórki w "paski", jeśli chcemy fermentować "na szybko"; przy fermentacji "przez noc" nie ma takiej potrzeby). Kapuście pekińskiej odcinamy dupkę i delikatnie oddzielamy liście (ja kisiłem środkową część przekrojoną na połówki). Bakłażanom nacinamy skórkę. Liście rzepy i rzodkwi wiążemy w pęczek, blanszujemy krótko i natychmiast chłodzimy w zimnej wodzie. Kalafior rozdzielamy na różyczki, moczymy w osolonej wodzie "przez jakiś czas" i krótko blanszujemy w osolonej wodzie z dodatkiem octu. W leżu zanurzamy owinięte w gazę (zapobiega zasyfieniu drobinami - polecam ten sposób przy wszystkich kruchych warzywach. Z papryki usuwamy ogonek i nasiona (można też sparzyć, nie próbowałem).<br />
<br />
Dla porządku podaję czas fermentacji za QET (można też zajrzeć do <a href="https://joi.ito.com/weblog/1999/04/04/nukamiso-guide.html">Nukamiso Guide</a>) - "A Simpe Art" pisze po prostu, że kiszonki są gotowe po 24 h. Zrobiłem kilka (piętnaście) eksperymentów, i ten ostatni sposób najbardziej mi odpowiada (i upraszcza dbanie o leże - raz dziennie wyjmuję kiszonki, mieszam nukamiso i wkładam następną porcję warzyw). Oczywiście wszystko zależy od temperatury otoczenia (no i od podniebienia - dla przykładu niektórzy, w tym ja, lubią ogórki małosolne bardzo mało solne, a niektórzy bardzo mocno ukiśniete).<br />
<br />
<br />
<ul>
<li>Ogórki 2-3 godziny lub przez noc</li>
<li>Bakłażan 7-8 godzin lub przez noc</li>
<li>Rzepa, daikon, papryka 4-5 godzin lub przez noc</li>
<li>Rzodkiew(ka) - 1-2 godziny</li>
<li>Marchew - 3-4 godziny lub przez noc (z moich doświadczeń wynika, że raczej dłużej - 2-3 dni)</li>
<li>Kalafior 4-24 godziny.</li>
<li>Dynia 1-3 dni</li>
</ul>
<br />
<br /></div>
<div>
Po ukiszeniu warzywa wyjąć, opłukać pod zimną wodą, osuszyć (np. przy pomocy ręczników papierowych) pokroić, podawać. Można lekko skropić sosem sojowym. Tradycyjnie (wg "A simple Art") tsukemono wjeżdżają na stół z gorącym ryżem, jako jedno z ostatnich dań, ale oczywiście przymusu trzymania się tradycji nie ma. Po wyjęciu warzyw leże należy przemieszać, wyrównać powierzchnię i przetrzeć ścianki.<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-YHgAJmhk-cw/WSabCVvVv8I/AAAAAAAAYGQ/6XLCVsYa2IABfXPOfcdOKYhe42MBiJejQCKgB/s1600/20170422_193919.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://3.bp.blogspot.com/-YHgAJmhk-cw/WSabCVvVv8I/AAAAAAAAYGQ/6XLCVsYa2IABfXPOfcdOKYhe42MBiJejQCKgB/s200/20170422_193919.jpg" width="200" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://3.bp.blogspot.com/-leHWI4LrBDY/WSabVH-Wh7I/AAAAAAAAYGg/JWA_APeMNzw83ZYsY_HidiE4M8zgutwBQCKgB/s1600/20170422_194055.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="112" src="https://3.bp.blogspot.com/-leHWI4LrBDY/WSabVH-Wh7I/AAAAAAAAYGg/JWA_APeMNzw83ZYsY_HidiE4M8zgutwBQCKgB/s200/20170422_194055.jpg" width="200" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<br />
<b><span style="font-size: large;">Procedura podtrzymywania leża</span></b><br />
<br />
Od czasu do czasu (w razie potrzeby lub regularnie) trzeba uzupełnić ubytki (lub wymienić część) nukamiso. Zdania są podzielone - "A Simple Art" poleca wywalić połowę masy raz w miesiącu i uzupełnić świeżą (jak w przepisie). <a href="https://joi.ito.com/weblog/1999/04/04/nukamiso-guide.html">Tutaj </a>autor poleca uzupełniać 2 razy w miesiącu w proporcji 500 g otrębów na 95 g soli (plus kombu i papryczki). Po uzupełnieniu należy odczekać jeden dzień, żeby nukamiso się przegryzło (warzywa możemy wywalić).<br />
<br />
Ja dotychczas uzupełniałem nukamiso w ten sposób: 300 g otrębów, 45 g soli, 200 g wody, dwie łyżki mielonej gorczycy, trochę soi, czosnku, papryczek, kombu, chrzanu, imbiru - łącznie dwie łyżki, wymieszać, wywalić pół kilo nukamiso z leża, uzupełnić świeżym, zamieszać, zostawić na 24 h. Raz poszło 400 g otrębów + 60 g soli + 250 g wody, bo mi leże pływało po weekendzie.<br />
<br />
<b style="font-size: x-large;">Procedura przechowywania </b>(na wypadek wyjazdu, ew. hibernacji leża na zimę)<br />
<br />
Nie próbowałem jeszcze tego robić (na czas kilkudniowego wyjazdu po prostu wpakowałem nukadoko do lodówki), ale na wakacje będę zmuszony. </div>
<div>
<br />
Usunąć wszystkie resztki warzyw, dodać otrębów, żeby zagęścić breję. Przykryć powierzchnię jałową gazą (opcjonalnie, ale ułatwia restart). W wersji prostej posypać solą powierzchnię gazy/leża tak, żeby było białe. Wersja bardziej skomplikowana (z QET): przykryć gazę 1 cm warstwą mielonej gorczycy, po czym posypać solą jw. Przykryć w sposób zapewniający wentylację (np. kartonem). Przechowywać w chłodnym i ciemnym miejscu (np. w lodówce).<br />
<br />
Restart polega na wywaleniu gazy z solą (i ew. gorczycą) i usunięciu ok. 2 cm wierzchniej warstwy nukamiso. Następnie uzupełniamy masę otrębami, solą, kombu i ew. wodą i przeprowadzamy proces dojrzewania jak w podstawowym przepisie.<br />
<b><span style="font-size: large;"><br /></span></b>
<b><span style="font-size: large;">Procedury ratunkowe</span></b></div>
<div>
<br />
Może, odpukać, się przyda - ja walczę w zasadzie rutynowo z wodą, załatwiam ją przy pomocy uzupełniania leża. </div>
<div>
<ul>
<li>Kwaśne leże (podobno czuć zapach - chociaż kwasimy w nim warzywa, same leże kwaśno pachnieć nie powinno). Zapobieganie: częste mieszanie czystymi łapkami, staranne usuwanie resztek warzyw i nadmiaru wilgoci. Leczenie: dodać mielonej gorczycy (kilka łyżek) i/lub pokruszonych skorupek ugotowanych jajek*, mieszać dwa razy dziennie do ustąpienia objawów.</li>
<li>Wodniste leże. Zapobieganie: nie przeginać z solanką przy starcie. Warzywa oddają wodę, więc wodnistość może być trudna do uniknięcia. Leczenie: uzupełnić leże (patrz "Procedura podtrzymywania"), położyć na powierzchni leża gąbkę/ręcznik papierowy. <a href="https://youtu.be/u6hfgtUNrQk?list=PL-ZFz95OXu_mSg4ljKPi1rTTY-KoIGzmO&t=1263">Tu jest film</a>, pokazujący to nieco dokładniej. Pod spodem moje leże po nadużyciu. </li>
</ul>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://4.bp.blogspot.com/-Wfouz4x9HvA/WS5-E2-PSSI/AAAAAAAAYPk/visYFd8agEQhvHSgYH8tyhPJ4sUrWLxhACKgB/s1600/20170511_215238.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://4.bp.blogspot.com/-Wfouz4x9HvA/WS5-E2-PSSI/AAAAAAAAYPk/visYFd8agEQhvHSgYH8tyhPJ4sUrWLxhACKgB/s320/20170511_215238.jpg" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<ul>
<li>Alkoholowe leże (po zapachu). Zapobieganie i leczenie jak w przypadku kwaśnego leża. <a href="http://www.gardenbetty.com/2014/08/how-to-make-nukadoko-fermented-rice-bran-bed-for-pickling/">Podobno </a>jeśli objawy nie ustąpią w ciągu tygodnia, leże jest do utylizacji.</li>
<li>Pleśń na powierzchni. Zapobieganie: częste mieszanie czystymi kończynami. Leczenie: zdania są podzielone - większość źródeł radzi wywalić wierzch (i dosypać gorczycy), ale w <a href="https://youtu.be/u6hfgtUNrQk?list=PL-ZFz95OXu_mSg4ljKPi1rTTY-KoIGzmO&t=1457">tym filmie</a> twierdzą, że "pleśń" to nieszkodliwe drożdże i można je po prostu wymieszać.</li>
</ul>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">* Skorupki można też dodać do startera - z tego, co się dowiedziałem, dość często występują w gotowych zestawach do robienia nukazuke. Znalazłem nawet <a href="https://www.jstage.jst.go.jp/article/cookeryscience1968/19/2/19_106/_article">artykuł naukawy</a> wpływie skorupek na smak.</span></div>
<br />
Uff. To tyle. Na pożegnanie rzodkiewki trzy.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://2.bp.blogspot.com/-QsGgmQFQiVo/WS59PwzavKI/AAAAAAAAYPQ/S64BfDXnXiY3p8KzICiANdq-g16POtMeQCKgB/s1600/20170502_153212.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="1600" height="180" src="https://2.bp.blogspot.com/-QsGgmQFQiVo/WS59PwzavKI/AAAAAAAAYPQ/S64BfDXnXiY3p8KzICiANdq-g16POtMeQCKgB/s320/20170502_153212.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-13084082881450746512017-05-25T16:00:00.000+02:002017-05-25T16:00:15.260+02:00Konnyaku (konjac) z katsuobushi - Konnyaku no TosaniDziś znowu z szuflady - tagi w zdjęciach wskazują, że pochodzą sprzed pięciu lat*. Od tego czasu konnnyaku (czy może konjac - chyba ta nazwa przyjęła się w Polsce**) spowszedniało, nawet zaczęło nazywać się po polsku - <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Dziwid%C5%82o_Riviera">Dziwidło Riviera</a>. Regularnie widuję zrobiony z konnyaku makaron <i>shirataki***</i> na półkach ze "zdrową" żywnością w tesko i tym podobnych przybytkach. Lata temu odgrażałem się, że zamieszczę wyniki trzech eksperymentów - wtedy był pierwszy, dziś będzie drugi****, trzeci kiedyś tam*****.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Jakość dwie komórki temu, ta niebieska deska mi się połamała od tego czasu, pudełko na bento służy za sorter do śrubek (marna pokrywka).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Zgaduję z tego, że Robaczek używa takiej nazwy na coś, co w założeniu ma być gąbką do demakijażu. Woła na to "kondżak". </span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Podobno znaczy to "biały wodospad". Wzruszające.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">**** Żeby nie było niedomówień - przez te lata zrobiłem tę potrawę kilka razy - wygląda ładnie i można kogoś zaskoczyć formą, albo<a href="http://mojebento.blogspot.com/2012/08/woowina-z-konnyaku.html"> zamęczyć opowieścią o hydrokoloidach i polisacharydach</a>.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">***** Nie pomnę, co to miało być. Prawdopodobnie coś z shirataki, więc opędzę to przy pomocy <i>chanko nabe</i>, paszy dla zawodników sumo.</span><br />
<br />
<span style="font-family: inherit;">Gotowa potrawa wygląda trochę jak zły brat bliźniak faworków. </span><br />
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-eC5PxAuwcAI/UDOClY46NxI/AAAAAAAADbE/xhAye_lh2OM/s1600/2012-08-19+21.37.09.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: inherit;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-eC5PxAuwcAI/UDOClY46NxI/AAAAAAAADbE/xhAye_lh2OM/s320/2012-08-19+21.37.09.jpg" width="320" /></span></a></div>
<span style="font-family: inherit;"><br /></span>
<br />
<a name='more'></a>Przepis pochodzi z <a href="http://justhungry.com/konnyaku-no-tosani-and-konnyaku-kinpira">Just Hungry</a>. Słowo wyjaśnienia w kwestii oryginalnej nazwy - uważne oko czytelnika zauważy słowko "Tosani", które nie jest nazwą składnika, ani techniki kulinarnej*, tylko historycznej prowincji Tosa (od restauracji Meiji jest to prefektura Kochi) na wyspie Shikoku. Prowincja ta słynie podobno z połowów tuńczyka bonito**, z którego wyrabia sie katsuobushi (płatki skrawane z tegoż tuńczyka po ususzeniu).<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Jak to często bywa - "skumbrie w tomacie", "kiszki grzane".</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Rzekomo najsłynniejsze danie regionalne to <i>katsuo no tataki</i>, czyli "tuńczyk przygotowany techniką <i>tataki"***</i>, czyli krótko podsmażony na ogniu lub w patelni.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Technika ta zwana jest też <i>tosa-mi</i>. Odgadnięcie dlaczego, pozostawiam jako ćwiczenie dla czytelników.</span><br />
<br />
<b><span style="font-size: large;">Konnyaku z katsuobushi - Konnyaku no Tosani</span></b><br />
Daje dwie małe albo jedną większa porcję<br />
<ul style="margin: 1em 0px; padding: 0px 0px 0.25em 2.5em;">
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">1 blok konnyaku</span></li>
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">2 Ł sosu sojowego lub tamari</span></li>
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">1 Ł mirinu</span></li>
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">1 Ł sake</span></li>
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">1/2 szklanki dashi lub wody </span></li>
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">1 Ł cukru</span></li>
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">garść katsuobushi</span></li>
<li style="font-stretch: normal; line-height: 2;"><span style="font-family: inherit;">1 ł suszonych płatków chili (opcjonalnie)</span></li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Blok konnyaku odsączyć i przepłukać na sicie pod bieżącą wodą. Pokroić na cienkie paski, naciąć je przez środek i zawinąć w faworki.</li>
<li>Konnyaku wrzucić do wrzącej wody i gotować 5 minut. Odsączyć na sicie. </li>
<li>Pozostałe składniki, oprócz katsuobushi umieścić w rondlu i doprowadzić do wrzenia. Dodać konnyaku i gotować na średnim ogniu, mieszając od czasu do czasu, aż prawie cały płyn wyparuje. </li>
<li>Dodać połowę katsuobushi i wymieszać - powinny wchłonąć pozostały płyn. Dodać resztę płatków i wymieszać ponownie. Podawać na ciepło lub w temperaturze pokojowej. </li>
</ol>
<div>
<br /></div>
<div>
ad. 1 Konnyaku powinno być w teorii pokrojone <i>tanzaku-giri, </i>czyli tak jak </div>
<i>hyoshigi-giri</i>, tylko cieniej. W tłumaczeniu: cienkie (2 mm) plasterki. Kiedyś może napiszę posta o japońskich technikach krojenia. Jak widać na załączonym obrazku moje paski były grubawe.<br />
<div>
Nie będę się silił na tłumaczenie, jak zawijać faworki. Jeśli ktoś nie wie, można obejrzeć obrazki w oryginalnym przepisie. <a href="http://lmgtfy.com/?q=jak+zawija%C4%87+faworki">W ostateczności można zajrzeć tu</a>. Nie ma przymusu bawienia się w zawijanie - można pokroić konnyaku w kostkę, zapałki, albo porwać na kawałki paluchami lub łyżką. </div>
<div>
ad. 2 Glutek trochę zajeżdża rybą - obgotowanie zabija ten zapach. Raczej jest to naturalny zapach konnyaku - użyłem "ciemnego", wyrabianego z dodatkiem sproszkowanych glonów <i>arame</i>, ale shirataki pachnie podobnie.<br />
<br /></div>
<div>
Tradycyjnie zdjęcia na koniec. Od lewej: blok konnyaku, plasterek, plasterek nacięty przez środek, frędzelek, pauza, kawałek noża. </div>
<div>
<br /></div>
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-yvstGFklv_w/UDOClb7X3eI/AAAAAAAADbE/jIcHJEundZ4/s1600/2012-08-19+13.21.31.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-yvstGFklv_w/UDOClb7X3eI/AAAAAAAADbE/jIcHJEundZ4/s320/2012-08-19+13.21.31.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Wstążki po obgotowaniu:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-VgPcM9KBJEo/UDOClX4mbDI/AAAAAAAADbE/gZo_C3DUYCw/s1600/2012-08-19+13.29.11.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-VgPcM9KBJEo/UDOClX4mbDI/AAAAAAAADbE/gZo_C3DUYCw/s320/2012-08-19+13.29.11.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
I na koniec całe bento. Po prawej wypełniacz - groch, w lewym górnym rogu leniwa (tzn. krojona maszyną) kinpira z marchewki, w lewym dolnym - bohater wpisu.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-5JmrJ67790k/UDOClRGPDzI/AAAAAAAADbE/zGgkYZfFtxA/s1600/2012-08-19+21.38.03.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-5JmrJ67790k/UDOClRGPDzI/AAAAAAAADbE/zGgkYZfFtxA/s320/2012-08-19+21.38.03.jpg" width="320" /></a></div>
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-32926133672452881092017-05-10T18:00:00.000+02:002017-12-21T09:03:56.397+01:00Rzepa z cytryną - kabu lemon-zukeTa-daaaa! Witam pod nowym szyldem - został wybrany po burzliwych dyskusjach i nieprzespanych nocach. Koniec końców stanęło na kuchni "szczotkowej", a nie "szczoteczkowej" z powodu rozlicznych pozytywnych skojarzeń*. Zgodnie z obietnicą <a href="https://www.facebook.com/WieslawSzczoteczka/">jest też mordoksiążka</a>, gdyby ktoś miał potrzebę komentowania/dzielenia się tam, a nie tu.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Taka np. odbitka szczotkowa - jeszcze kilka lat temu Biblioteka Główna mojej alma mater życzyła jej sobie przy rejestracji dorobku naukowego (choć skład od wieków jest komputerowy), wzruszające. Uszczelka szczotkowa też piękna rzecz. Albo silnik. "Szczoteczkowy" może być co najwyżej wymaz, albo siewnik, bleee.</span><br />
<br />
Kolejny przepis z książki <a href="http://mojebento.blogspot.com/2013/01/recenzja-quick-easy-tsukemono-japanese.html">Quick & Easy Tsukemono</a>. Tym razem rzepa. W moim lokalnym warzywniaku bywa czasem "prawdziwa" japońska rzepa <i>hakurei* </i>i Pani Jadzia wie, że jest jeden wariat, co kupuje też te liście. Warzywo jest bardzo wdzięczne - można je jeść w całości, na surowo (można nawet darować sobie obieranie skórki, jeśli nie jest zbyt łykowata). Część zieloną można ugotować a'la szpinak (wydobędzie to jej naturalną słodycz). Dziś "błyskawiczne tsukemono"(<i>sokuseki-zuke </i>- gotowe w 30 minut), z wykorzystaniem całości.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* <i>Kabu </i>w nazwie przepisu** to po japońskiemu rzepa - każda rzepa, a hoduje się ich w Kraju Kwitnącej Rzepy <a href="http://recipesfortom.blogspot.com/2011/11/kabu-turnip.html">podobno ponad 80 wariantów</a>. <i>Hakurei</i> to rzepa widoczna na załączonym (trochę niżej) obrazku - w polskich sklepach występuje czasem pod nazwą "rzepa Tokio" (lub, o zgrozo***, "rzodkiew Tokio").</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Przy okazji można się nauczyć, jak jest po japońsku cytryna. W japońskim nie ma głoski <i>el</i>, więc (chyba) czyta się to <i>remon.</i></span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Ta sama rodzina, inny rodzaj (nota bene, rzepa to tak właściwie <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Rzepa">kapusta - właściwa</a>). Znany i lubiany <i>daikon</i> (podłużne cudo, powszechnie dostępne w polskich sklepach), często rzepą nazywany, rzepą niestety nie jest, ino rzodkwią.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-Hi_cMuDaZfw/URp-svppG9I/AAAAAAAAHvc/HMZcJpy8h6Y/s1600/IMG_20130125_121301.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-Hi_cMuDaZfw/URp-svppG9I/AAAAAAAAHvc/HMZcJpy8h6Y/s320/IMG_20130125_121301.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
<b><span style="font-size: large;">Rzepa z cytryną - kabu lemon-zuke</span></b><br />
Daje 4 niewielkie porcje<br />
<br />
<ul>
<li>4 rzepy (ok. 400 g)</li>
<li>ok. 1/2 Ł soli (1-2% wagi rzepy)</li>
<li>1 cytryna</li>
<li>opcjonalnie sos sojowy</li>
</ul>
<div>
<ol>
<li>Odciąć zielone części rzepy, zostawiając ok. 1 cm końcówki. Bulwy obrać i pokroić w kliny. </li>
<li>Zalać pokrojone bulwy wodą tak, żeby je przykryła. Dodać sól, wymieszać, odczekać pół godziny, odcedzić i odcisnąć wodę. </li>
<li>Zielone części ugotować krótko w osolonej wodzie, aż będzie miała jaskrawy kolor. Odcedzić, przestudzić, pokroić w kilkucentymetrowe kawałki.</li>
<li>Przenieść całość do naczynia do kiszenia, Cytrynę sparzyć, wyszorować, pokroić w półksiężyce, przykryć plasterkami rzepę. Przycisnąć na pół godziny, podawać, usunąwszy większość cytryny. </li>
</ol>
<div>
Uwagi do wykonania:</div>
</div>
<div>
<br /></div>
<div>
ad. 1 Piach z końcówek pozostawionych na bulwach można wypłukać, wyszczotkować lub (dla purystów i japonofilów) wydłubać pałeczkami. </div>
<div>
ad. 2 Książka nie podaje, ile wody - zgadłem ze zdjęć. </div>
<div>
ad. 3 Książka nie podaje, ile wody, soli i jak długo gotować. Ja wrzuciłem to zielone na wrzątek i gotowałem może dwie minuty. </div>
<div>
ad. 4 Cytryny "sklepowe" są zwykle pokrywane różnymi świństwami, żeby wytrzymały transport - świństwa te bywają paskudne w smaku. Dodatkowo paskudne w smaku bywa albedo (to takie białe coś między skórką, a miąższem) - w jedynych kultywarach cytryn jest słodkawe, w innych gorzkawe. Nie polecam przekraczać półgodzinnego czasu przegryzania, jeśli nie chcecie zostać z niezjadliwą niespodzianką.<br />
<br />
<br /></div>
<div>
Japońska rzepa wygląda tak:<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-i3Vv6u5CmGg/URp-shqDyBI/AAAAAAAAHvc/wHuVmssYUpY/s1600/IMG_20130124_182119.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-i3Vv6u5CmGg/URp-shqDyBI/AAAAAAAAHvc/wHuVmssYUpY/s320/IMG_20130124_182119.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
A tak po wymizianiu w solance białego i obgotowaniu zielonego:<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-BMlcYzCUhgw/URp-svQ-3AI/AAAAAAAAHvc/rsLvMK5g-5o/s1600/IMG_20130124_192850.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-BMlcYzCUhgw/URp-svQ-3AI/AAAAAAAAHvc/rsLvMK5g-5o/s320/IMG_20130124_192850.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Przykrywamy cytrynką:<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-QJ_OYdZtOAY/URp-snC_naI/AAAAAAAAHvc/Y6Ljf_aiZMA/s1600/IMG_20130124_193234.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-QJ_OYdZtOAY/URp-snC_naI/AAAAAAAAHvc/Y6Ljf_aiZMA/s320/IMG_20130124_193234.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
I dociskamy. Moje <i>tsukemonoki</i> (prasa do tsukemono) to dwa dwulitrowe pojemniki plastikowe (z Tesco, za parę złotych) - w dolnym jest wsad, w górnym dwa kilo wody.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-Ls1wV2EWems/URp-sjauHUI/AAAAAAAAHvc/PAWOVMVvPu0/s1600/IMG_20130124_193401.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-Ls1wV2EWems/URp-sjauHUI/AAAAAAAAHvc/PAWOVMVvPu0/s320/IMG_20130124_193401.jpg" width="320" /></a></div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-80628207017484157222017-04-19T16:00:00.000+02:002017-04-19T16:00:00.799+02:00Sałatka ziemniaczana w stylu amerykańskim<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Zgodnie z obietnicą, pierwszy wpis po reaktywacji - z szuflady. Następny będzie już japoński i pod nowym szyldem.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Jeśli nie wiecie, kim była <a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Julia_Child">Julia Child</a>, to obejrzyjcie chociaż całkiem niezły film <a href="http://www.filmweb.pl/film/Julie+i+Julia-2009-465594">Julie i Julia</a>. Jeśli, tak jak mnie, zainteresuje Was postać kucharki, która podjęła próbę nauczenia Amerykanów francuskiej kuchni, możecie zajrzeć do jej książek kucharskich - mam <a href="http://www.amazon.com/Mastering-Art-French-Cooking-1/dp/0394721780">Mastering the Art of French Cooking, tom pierwszy</a> oraz <a href="http://www.amazon.com/Julias-Kitchen-Wisdom-Essential-Techniques/dp/0375711856/ref=pd_bxgy_b_img_z">Julia's Kitchen Wisdom</a>. Pierwsza pozycja jest zdecydowanie za ciężka dla początkującego, domowego kucharza - zawiera ponad 500 bardzo dokładnie usystematyzowanych, przebadanych i opisanych przepisów, głębokich i pełnych niuansów, potwornie skomplikowanych i, niestety, nieco archaicznych. Na dodatek recepty dostosowane są do amerykańskiego rynku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku (mnóstwo mrożonek, łosoś z puszki, ręczne ubijanie itp.). To książka, przy której czytaniu można się zmęczyć, i z której (być może) ugotujecie dla własnej satysfakcji kilka potraw, ale generalnie będzie kurzyć się na półce obok <a href="http://www.amazon.com/Escoffier-Auguste/dp/047090027X/ref=sr_1_1?s=books&ie=UTF8&qid=1353421735&sr=1-1&keywords=escoffier">Escoffiera</a>. Julia Child (i jej mniej znane, z powodu nieobecności w amerykańskiej telewizji, współautorki) poświęciła bardzo wiele czasu, żeby każdy przepis był precyzyjny i idiotoodporny, a przy tym oddawał "francuskiego ducha" (więcej o tym w nieco nudnawej autobiografii <a href="http://merlin.pl/Moje-zycie-we-Francji_Julia-Child/browse/product/1,776961.html">Moje życie we Francji</a>) - budzi to szacunek, ale mimo wszystko nie zachęca do zarwania nocy, żeby wykonać osiemnastoskładnikową <i>Boeuf Bourguignon</i> w dwunastu "prostych krokach"*. "Mastering..." jest bardzo, bardzo, bardzo dobrze napisaną książką kucharską - niestety, prawie nieużywalną.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<span style="font-size: x-small;">* Nie licząc składników i kroków do wykonania <i>Oignons Glaces a Brun</i> i <i>Champignons Sautes au Berre</i>, które są absolutnie niezbędnym składnikiem wzmiankowanego gulaszu. Przy okazji do <i>Oignons</i> potrzebny jest ciemny bulion (6 godzin roboty minimum).</span></span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Co innego "Julia's Kitchen Wisdom" - książka wydana w wieku XXI, cieńsza i zdecydowanie bardziej użyteczna. To bardziej zbiór złotych myśli i porad, dotyczących różnych przepisów i technik kulinarnych, zorganizowany wokół "przepisów bazowych", do których autorka podaje mnóstwo skrótowo opisanych wariantów (bardzo lubię takie podejście, <a href="http://www.nigelslater.com/">Nigel Slater</a> stosuje podobne w "Real Food" i "Real Fast Food"). Przeczytałem ją z wielką przyjemnością na wakacjach* i między innymi przez jakiś czas, co piątek produkowałem według niej jakąś sałatkę. Dziś rzekomo bardzo amerykańska sałatka ziemniaczana.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small;">* Tak, można leżeć na plaży i czytać książkę kucharską, wszelako pod warunkiem, że ma się dostęp do czegoś zapychającego paszczę**, bo ślinotok jest (przynajmniej dla mnie) trudny do opanowania. Podobnie działa na mnie "<a href="http://pl.wikipedia.org/wiki/Klub_Pickwicka">Klub Pickwicka</a>".</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small;">** Można żreć piach, wszelako pod warunkiem, że plaża jest piaszczysta. Na plażach kamienistych można ssać małe kamienie.</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"></span><br />
<a name='more'></a><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="color: #333333; font-family: "arial" , "tahoma" , "helvetica" , "freesans" , sans-serif; font-size: medium;"><span style="background-color: white; font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><b>Amerykańska sałatka ziemniaczana wg Julii Child</b></span></span><br />
<span style="background-color: white; color: #333333; font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: 14.85px;">Daje sporo porcji</span><br />
<ul style="background-color: white; color: #333333; font-size: 14.85px; line-height: 1.4; margin: 0.5em 0px; padding: 0px 2.5em;">
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">1.5 kg ziemniaków (nierozgotowujących się/sałatkowych)</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">1/2 szklanki cebuli pokrojonej w kostkę</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">3/4 szklanki bulionu drobiowego</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">3-4 jaja ugotowane na twardo jaja</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">4-5 pasków uprażonego bekonu</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">3-4 laski selera naciowego</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">ogórek kiszony*</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">majonez </span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">sól i czarny pieprz do smaku</span></li>
<li style="border: none; margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">pietruszka i jaja na twardo do przybrania</span></li>
</ul>
<div>
<span style="color: #333333; font-family: "arial" , "tahoma" , "helvetica" , "freesans" , sans-serif;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif; font-size: x-small;">* W oryginalnym przepisie jest "dill pickle". Pobieżne przebadanie tematu wskazuje, że z dokładnością do szczegółów technicznych, jest to ogórek sfermentowany w solance. <a href="https://en.wikipedia.org/wiki/Pickled_cucumber">Wikipedia </a>twierdzi, że "Polish-style ogórek jest inaczej przyprawiony [citation needed]". Przy okazji znalazłem w sieci przepis na "dill pickle" w occie. O problemach z tłumaczeniem "pickle" pisałem już przy okazji tsukemono. Ja wziąłem po prostu kiszony i nie zastanawiałem się nad tym dłużej.</span></span></div>
<div style="background-color: white; color: #333333; font-size: 14.85px;">
<ol>
<li style="margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Ziemniaki obrać, pokroić w plastry o grubości ok. 2 cm, gotować w osolonej wodzie ok. 3-5 minut, aż będą kruche. Odcedzić wodę, pozostawić ziemniaki przykryte w garnku 3-4 minuty.</span></li>
<li style="margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">W dużej misce <span style="font-size: 14.85px;">delikatnie </span>połączyć ciepłe ziemniaki z solą, pieprzem, cebulą i bulionem. Dwukrotnie odstawić na kilka minut i delikatnie przemieszać. </span></li>
<li style="margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Wymieszać z drobno pokrojonym ogórkiem, jajami, selerem i pokruszonym bekonem. </span></li>
<li style="margin: 0px 0px 0.25em; padding: 0px;"><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Ostudzić, wymieszać z majonezem w ilości wystarczającej, by lekko pokryć ziemniaki. Przybrać pietruszką i ćwiartkami jaj na twardo. </span></li>
</ol>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Uwagi do wykonania:</span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span></div>
</div>
<div style="background-color: white; color: #333333; font-size: 14.85px;">
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">ad. 1 Kluczowy krok - ziemniaki gotowane zbyt krótko będą chrupkie i nie wchłoną bulionu, zbyt długo - rozpadną się i zrobi się ciapa. Niestety, nie jestem w stanie podać dokładnego czasu - zróbcie tak, żeby było dobrze. </span></div>
<div style="background-color: white; color: #333333; font-size: 14.85px;">
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">ad. 2 Bulion powinien zostać całkowicie wchłonięty. </span><br />
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><br /></span>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;"><span style="font-size: 14.85px;"><br /></span>
<span style="font-size: 14.85px;">Warianty: </span></span><br />
<ul>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">francuska sałatka ziemniaczana - ciepłą bazę ziemniaczaną z punktu 1. połączyć z oliwą z oliwek, posiekaną pietruszką i przyprawami do smaku, ostudzić;</span></li>
<li><span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">ciepła sałatka ziemniaczana z kiełbasą - francuską sałatkę ziemniaczaną powyżej podawać z grubymi plastrami ciepłej kiełbasy. </span></li>
</ul>
<div>
<span style="font-family: "arial" , "helvetica" , sans-serif;">Wariant podstawowy na zdjęciu poniżej. Do zobaczenia w odsłonie japońskiej za jakiś czas. </span></div>
</div>
<div style="background-color: white; color: #333333; font-family: Arial, Tahoma, Helvetica, FreeSans, sans-serif; font-size: 14.85px;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-mz922fvOiug/ULN3ZA1BQQI/AAAAAAAAFqw/FFrHCB4MOxM/s1600/IMG_20121116_124733.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-mz922fvOiug/ULN3ZA1BQQI/AAAAAAAAFqw/FFrHCB4MOxM/s320/IMG_20121116_124733.jpg" width="320" /></a></div>
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-64858571217606194352017-04-01T13:00:00.000+02:002017-04-01T13:00:02.114+02:00Blog - reaktywacjaA kuku, znowu jestem. Postanowiłem reaktywować bloga, bo się przyłapałem na postępującym zgłupieniu. Narząd nieużywany zanika, w moim przypadku jest to język polski pisany. Zobaczymy, na ile wystarczy mi pary. Jeśli zabraknie, zawsze mogę się zapierać, że to był prima aprilis.<br />
<br />
<a name='more'></a>Założenia są takie:<br />
<br />
<ol>
<li>Minimum jeden wpis w miesiącu. Nie sądzę, żebym był w stanie wykrzesać z siebie więcej. Muszę mieć o czym pisać, a obecnie gotuję praktycznie tylko w weekendy - i to nie w każdy. Druga sprawa to czas - lubię sobie popisać (też się przyłapałem), ale bez przesady. Deadline ustalam sobie na pierwszy dzień każdego miesiąca - przyjmijmy, że kwiecień mam już odfajkowany.</li>
<li>Blog będzie wyłącznie o kuchni japońskiej i rzeczach na około niej - technikach, sprzęcie, książkach, restauracjach itp. Jest to jakaś nisza, ale wedle mojej najlepszej wiedzy będzie to MOJA nisza. Nie znalazłem aktywnego, polskiego bloga poświęconego tylko o kuchni japońskiej. Azjatyckiej owszem. Blogi podróżnicze, albo hobbystyczne o Japonii czasem coś wrzucą o jedzeniu. W świetnej "<a href="http://japonskakuchnia.blogspot.com/">Japońskiej kuchni Karoliny</a>" od lat nie było nowych wpisów. Z nowszych znalazłem <a href="http://marycooking.pl/">Marycooking</a>, ale też chyba zdechł (ostatni wpis w listopadzie).</li>
<li>Nazwa bloga zmieni się, aby odzwierciedlić reorientację tematyki. Ponieważ jestem leniwy jak pierogi (nie chce mi się wymyślać) i pretensjonalny (chyba widać), nazwa będzie starannie wybrana, aby odzwierciedlić te cechy mojego charakteru. Jeszcze nie wpadłem na pomysł, jak połączyć "Japońską kuchnię Wiesława" (nazwa leniwa) z "Washoku* według Szczoteczki" (nazwa pretensjonalna). Być może zdecyduję się (leniwie) na jedno i drugie, z bezmyśnikiem w środku. </li>
<li>Adres bloga się nie zmieni, bo za dużo roboty. Layout też się nie zmieni, bo za dużo roboty i te nowoczesne layouty, co blogger proponuje, nijak mi się nie podobają. Nadal nie mam zamiaru uczyć się fotografowania jedzenia, bo nie. Nadal będę robić zdjęcia jedzenia komórką, bo tak. </li>
<li>Będzie mordoksiążka, bo doceniam ficzery i zupełnie nowe sposoby spamowania i trolowania. Całkowitej teleportacji na szajsbuka nie przewiduję, bo uwielbiam integrację bloggera z guglem. Znaczącej obecności również nie przewiduję. bo szkoda czasu. </li>
</ol>
<span style="font-size: x-small;">* Aż tak bardzo nie mam zamiaru się ograniczać. <a href="http://tsukiji-cooking.com/whatswashoku/">Washoku </a>to przede wszystkim kuchnia tradycyjna, a ja lubię też bardziej nowoczesne konsekwencje japońskiego imperializmu (np. gyoza). </span><br />
<br />
Mam zachomikowanych kilka nieopublikowanych artykułów z poprzedniej inkarnacji bloga - pierwszy będzie totalnie niejapoński, ale szkoda mi wywalać, bo jest tam dużo ciepłych słów o Juli Child. W ten sposób opędzimy maj, potem zmienimy nazwę i zajmiemy się <a href="http://mojebento.blogspot.com/2011/10/tsukemono.html">tsukemono</a>. Do grudnia powinienem jakoś dojechać na wpisach z szuflady, a potem jeszcze ze dwa miesiące na postanowieniach noworocznych. A potem znowu mi sie odechce. Taka karma.Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-60909104577400844422017-03-24T15:30:00.000+01:002017-04-10T10:15:14.980+02:00Panta rhei & omnia vanitas, czyli śpieszmy się czytać blogi. Zrobiłem przegląd listy "gdzie zaglądam", żeby zobaczyć, które blogi jeszcze działają - kilka ostało się w moim czytniku RRS, ale większości nie śledzę. Wyniki poniżej. Sanacja listy nastąpi, jak mi się zachce, jeśli mi się zachce.<br />
<a href="http://linawsmietanie.blogspot.com/"></a><br />
<a name='more'></a><a href="http://linawsmietanie.blogspot.com/"><br />Między ustami a ciosem patelnią</a> - ostatni wpis w grudniu.<br />
<br />
<a href="http://www.annathered.com/">AnnaTheRed's Bento Factory</a> - trup<br />
<br />
<a href="http://bentopopolsku.blogspot.com/">Bento po polsku</a> - działalność zakończona, świadomie i z pożegnaniem.<br />
<br />
<a href="http://bentomaniak.blogspot.com/">Bentomaniak - maniak smaków bento</a> - nie wiem, co toto robiło u mnie na liście, autorce starczyło pary na 6 bent.<br />
<br />
<a href="http://bentusie.blogspot.com/">Bentusie</a> - trup, na dodatek przejęty przez spamerów<br />
<br />
<a href="http://bohnenhase.blogspot.com/">Bohnenhase</a> - Leiche. Schade.<br />
<br />
<a href="http://www.cookingcute.com/">Cooking Cute: a bento site</a> - to był trup zanim jeszcze zacząłem blogować<br />
<br />
<a href="http://www.jadlonomia.com/">jadłonomia · roślinne przepisy</a> - żyje i wierzga, książki wydaje. Czytuję.<br />
<br />
<a href="http://japoniablizejbento.blogspot.com/">JaponiaBlizejBento.</a> - żyje, tylko wolniej - wpisy pojawiają się od czasu do czasu<br />
<br />
<a href="http://japoniablizej.blogspot.com/">JaponiaBliżej.</a> - jw. Szkoda trochę, autorka stacjonowała we Wrocławiu i na bieżąco publikowała pomysły na marnowanie czasu w okolicznych (np. Opole albo Kraków) muzeach, a teraz jakieś Paryże i Berliny.<br />
<br />
<a href="http://japonskakuchnia.blogspot.com/">Japońska Kuchnia Karoliny</a> - trup, a nowy adres zwraca 504<br />
<br />
<a href="http://www.justbento.com/">Just Bento - meal in a box: healthy bento recipes, tips, and more</a> - trup, ale ...<br />
<br />
<a href="http://www.justhungry.com/">Just Hungry - Japanese recipes, healthy and fun eating, the expat food life and more.</a> - ma się dobrze. Z dokładnością do szczegółów - autorka jest poważnie chora i pisuje bardzo rzadko.<br />
<br />
<a href="http://bentomonia.blox.pl/html">kocham bento</a> - trup.<br />
<br />
<a href="http://grumko.blox.pl/rss2">Kuchnia Ireny i Andrzeja</a> - trup, ale przenieśli się pod nowy adres i tam publikują.<br />
<br />
<a href="http://www.kwestiasmaku.com/">Kwestia Smaku</a> - w dobrej formie.<br />
<br />
<a href="http://lifehacker.com/">Lifehacker</a> - ma się świetnie, ale co to tu robi? O jedzeniu tam tyle, co kot napłakał.<br />
<br />
<a href="http://norecipes.com/feed/">[ No Recipes ]</a> - prężnie działa.<br />
<br />
<a href="http://paintyourfood.blogspot.com/">Paint Your Food</a> - trup<br />
<br />
<a href="https://shizuokagourmet.com/">SHIZUOKA GOURMET</a> - działa, ale nie pamiętam, kiedy był ostatni przepis<br />
<br />
<a href="https://1tess.wordpress.com/">Tess's Japanese Kitchen</a> - trup<br />
<br />
<a href="http://totrzebalubic.blox.pl/html">To trzeba lubić</a> - coś tam ostatnio się pojawiło zza grobu, ale w zasadzie trup,<br />
<br />
<a href="http://upajamsiejaponia.blogspot.com/">Upajam się Japonią</a> - trup<br />
<br />
<a href="https://venidle.wordpress.com/">Venidle</a> - trup<br />
<br />
<a href="http://cutiepiecooking.blogspot.com/">Zapiski Kulinarne Oliko // Oliko's Cooking Diary</a> - trup<br />
<br />
<a href="http://zenhabits.net/">Zen Habits</a> - działa, od dawna nie czytam.Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-27156975446931792672016-09-23T16:00:00.000+02:002017-04-10T10:15:36.690+02:00Dlaczego blog zdechł?Czasami ktoś się zapyta w komentarzu. Czasami się znajomi pytają. No to odpowiadam tu, bom leniwy, i nie chce mi się tłumaczyć kilka razy tego samego. To będzie ględzenie bez składu i ładu. Z góry przepraszam. Przypominam, że przymusu nie ma. Zawsze można zastosować podejście tl;dr<br />
<br />
Executive summary: nie chce mi się, nie mam potrzeby, it's complicated.<br />
<br />
<a name='more'></a><br />
Pisanie bloga (głownie) o potrawach do bento ma sens, jak się regularnie robi bento. Ja już bento w rozumieniu ustawy nie robię. Zacząłem robić benta, kiedy Robaczek zaczęła pracować w biurze, w którym nie było mikrofali, a nie bardzo nas było stać, żeby codziennie jadała na tak zwanym mieście (i miała krótką przerwę obiadową, i oferta kulinarna w okolicy była mocno półśrednia). Przestałem, kiedy Robaczek, z wykształcenia Inżynier od Wielkich Budów Infrastrukturalnych, zmieniła pracę biurową na terenową, wskutek czego praktycznie wyprowadziła się z domu (wieczna delegacja, odwiedziny w porywach co drugi weekend). Sobie bent nie robiłem, bo mi się nie chciało. Przy okazji objawił się inny problem - przecudnej urody bento boxy są dostosowane do niewielkich ludzików. Ja jestem chłopina duży (195 długości), i potrzebuję dużo paszy. Sorry, litr to za mało*. Można by temu zaradzić, dodając kolejne boxy. Które trzeba potem myć ręcznie, bo przecudnej urody boxy nie lubią zmywarki. I ciekną. Podobno są takie, które nie ciekną - widziałem na zdjęciach, są brzydkie, a cenę mają, jak te ładne. Czyli pięciokrotnie wyższą od niecięknących (prawie) pojemników oemowych z Tesco. Można robić niecieknące potrawy, w imię czego się ograniczać. A poza tym wszystko cieknie. Cieczenie jest nieuchronne. Lasciate ogni speranza.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Dość często robię sobie teraz na piątek sałatkę do roboty. Pojemnik na sałatkę ma pięć litrów. Testowałem mniejsze, ale albo się nie mieści, albo się mieści, ale nie da się w wygodny sposób wymieszać z sosem. Wymieszać trzeba z sosem tuż przed zjedzeniem, inaczej sałatka umrze. Za każdym razem, gdy umiera sałatka, małe pandy w Chinach płacz</span>ą.<br />
<br />
Tak na marginesie, to z oczywistych i mniej oczywistych względów Robaczek już nie pracuje przy Wielkich Budowach Infrastrukturalnych. Oczywistą oczywistością jest, że praca w permanentnej delegacji nie jest dla każdego, np. nie dla Robaczka i nie dla mnie. Przy okazji okazało się, że pracodawcy z pierwszej piątki najbardziej atrakcyjnych wg rankingów wszelakich, wcale nie są tacy atrakcyjni, jak się by wydawać mogło*. I że budowy to twardy, męski** świat. Dość powiedzieć, że Robaczek jest w trakcie radykalnej zmiany branży.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Zaliczyłem osobiście paru, z obecnym włącznie, a dzięki krewnym i znajomym królika mam spaczone zdanie o w zasadzie wszystkich prywatnych z Top Ten dowolnego polskiego rankingu, i kilku państwowych na dokładkę. Trudno mi sobie wyobrazić, jak jest u tych, którzy w tych rankingach dołują.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** W takim znaczeniu, że u mojego pracodawcy za seksistowski żart HR bez specjalnego proszenia robi delikwentowi z rzyci kosmodrom Bajkonur, ku przestrodze i uciesze gawiedzi, a u robaczkowego byłego (z gender diversity i equal opportunity na sztandarach) gorsze rzeczy uchodzą płazem.</span><br />
<br />
No więc Robak je w domu. Ja robię sobie jedzenie do roboty, owszem, ale rzadko bento. Zwykle dojadam resztki. Gotuję nadal sporo i często. Czasem nadal po japońsku. Robię tsukemono. Jakoś nie mam potrzeby opisywania tego. Znajduję inne metody kanalizowania swojej kreatywności* i wypełniania wolnego czasu**. Pisanie bloga zżerało go sporo - moje wpisy powstawały w bólach, na raty, sporo czasu zajmowała praca ze źródłami, wygładzanie języka, usuwanie kontrowersji***. Jest taki koncept "jakości wolnego czasu", sprowadzający wszystko do kasy - możesz sprzątać chałupę, jeśli lubisz mieć czysto i masz z tego fun, ale jeśli Cię stać, to możesz swój wolny czas spędzać "lepiej", a sprząta niech Putzenfrau. Wszystko jest kwestią ceny. Uznałem po prostu, że mój czas jest za drogi na blogowanie.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Mebli parę zrobiłem. Kiedyś się tu odgrażałem, że przerobię garnek do ryżu na maszynę do sous vide - przerobiłem. Opisywać nie będę, bo mi się nie chce. Zainteresowani sobie zguglają "sous vide arduino". Mam kolejkę projektów do zrealizowania (np. automatyczna podlewaczka do kwiatów podłączona do WiFi).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Klocki lego, komiksy, książki, gry komputerowe, sporo czasu zajmuje mi konfigurowanie HTPC, co go sobie osobiście złożyłem (docelowo będzie powodował bezpłodność i hemoroidy przy próbach zastosowania na nim metod kryminalistyki cyfrowej).</span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Żeby nikogo nie obrazić, żeby nie mieć jakiś flejmów w komentarzach, żeby nie mieć wizyt od Służb (pozdrawiam) i trolli, starałem się nie robić aluzji politycznych, seksualnych, religijnych itp., i autocenzurowałem co grubsze żarty. Wychodziło różnie. Szczególnie przepraszam pt. Wegetarian i osoby podobnych wyznań - nie było i nie jest moją intencją obrażanie Was. Po prostu lubię mięsko. Zupełnie mnie nie rusza metoda produkcji. Jestem wszystkożerny. Koniki też jadam. Bite me.</span><br />
<br />
Oczywiście profitów materialnych z bloga nigdy nie miałem żadnych - zasięg miałem za mały, żeby AdSense coś wygenerował, albo żeby jakiś sponsor zafundował mi golarkę do kiwi, albo coś w tym stylu. I oczywiście nic nie robiłem w tej kwestii* - nie nauczyłem się robić ładnych zdjęć jedzenia, nie założyłem sobie fanpejdża na szajsbuku, nie utrzymywałem żywego kontaktu z czytelnikami, nie mam kanału na youtubie, youpornie, ani na youshouldgetalifeasap, instagrama, tłitera, śledzika, korniszonka, gadu gadu, nie funkcjonuję w realu, nie prowadzę wykładów, nie udzielam wywiadów. Nie robiłem, bo nigdy, przenigdy nie byłem tak naiwny, żeby zakładać, że blog tego typu będzie kiedykolwiek przynosił sensowny** dochód. Takich blogów w Polsce jest pierdyliard, a rynek malutki.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">*No dobra, dolepiłem się do paru agregatorów kulinarnych (tych, które nie stawiały żadnych warunków) i czasem coś skomentowałem na innych blogach. Mea culpa.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">**Porównywalny lub przekraczający, w przeliczeniu na godzinę pracy, moje dochody z działalności podstawowej, tzn. chodzenia co ranek na zakład i przebywania tam w gotowości do godzin popołudniowych.</span><br />
<br />
Książki też nie napiszę, z przyczyn podobnych. Napisanie strony sensownego maszynopisu zajmuje mi 1-4 godziny. Jak zarabiają autorzy w Polsce to sobie można zguglać*. Jak trudno wydać książkę można sobie zguglać**. Nieśmiertelna sława nieszczególnie mnie interesuje. Z resztą popatrzcie na listę bestsellerów 2015 - pierwszy produkt blogokulinarny*** jest w trzeciej dziesiątce, potem długo długo nic, dwa kilometry asfaltu, kupa nawozu, jakieś wznowienie w czwartej dziesiątce****. W pierwszej setce tylko tyle*****. Nie opłaca się próbować.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Beznadziejnie. </span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Jak mówił klasyk, trzeba mieć nerwy jak postronki i cierpliwość św. Franciszka z Asyżu.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">*** Jadłonomia. Czytam, polecam, przepisy wykorzystuję rzadko. Głównie pasty do chleba (trzeba się narobić, efekty są takie sobie - dlatego robię rzadko). Tak, wiem, że wege. </span><br />
<span style="font-size: x-small;">**** Jakaś bliżej mi nieznana Białogłowa. Nie znam, bo nie interesuje mnie pieczenie ciast.</span><br />
<span style="font-size: x-small;">***** W ramach ciekawostki pierwsza piątka: porno, thiller, skandynawski kryminał, plagiat, skandynawski kryminał.</span><br />
<br />
To tyle. Może coś tu czasem jeszcze wrzucę, może nie. W przewidywalnej przyszłości nie zamierzam wracać do regularnego blogowania. <br />
<br />
Pisuję (dość rzadko i zwykle po angielsku) recenzje odwiedzanych restauracji (i innych atrakcji - jeszcze rzadziej) na TripAdvisor. Nie tak dokładne i (siłą rzeczy) mniej kwiecistym językiem. Jak ktoś bardzo chce, to tu <a href="http://www.tripadvisor.com/members/WieslawS">link do profilu</a>.<br />
<br />
Z restauracji wrocławskich odwiedzonych ostatnio polecam:<br />
<a href="http://www.lamaddalena.pl/">La Maddalena </a> (za całokształt, perfect experience)<br />
Pieprz i Wanilia (zdumiewająco dobre jedzenie w zdumiewająco kiczowatym wnętrzu; stronę zhakowali im Tureccy Najeźdźcy, więc linka nie podaję)<br />
<a href="http://4poryroku.wroclaw.pl/">Cztery Pory Roku</a> (malutka, menu zmienne - robią, co im się uda świeżego zdobyć, pyszne)<br />
Od Quchni (upiorna okolica - dzielnia Ołbin, menu wybitnie lunchowe, codziennie inne, zawsze smakowite)<br />
Marynka (multitap BEZ JEDZENIA, ale w podwórku parkuje Happy Little Truck, produkujący ex aequo z Pizza Mobile najlepszą pizzę we Wrocławiu w kategorii open; można zamówić i spożyć w Marynce, popijając kraftowym browarem w towarzystwie Drwaloseksualnych)<br />
Wartburger (jadłem tylko na Grunwaldzie, IMO najlepsze w mieście)<br />
American 66 burger (foodtruck na Góralskiej, nie siadajcie na skrzynkach, lubią pobrudzić spodnie)<br />
Bratwursty (foodtruck na pl. Strzegomskim, poproście ostry sos do frytek, a jak nie mają, to majonez - mają lepsiejszy taki)<br />
<br />
Trochę mniej polecam Grillburger na rogu Popowickiej i Niedźwiedziej - dają radę, ale szału nie ma<br />
<br />
Szwagier poleca Moa Bruger na Solnym, ale Robaczek jadł i mówi, że bez smaku.<br />
<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-40405421656700117782013-04-10T15:02:00.001+02:002017-04-21T13:24:18.957+02:00Studio Qulinarne, Kraków - recenzjaZmogła mnie ostatnio jakaś paskudna infekcja, która przykuła mnie do łóżka i odspawała od komputera. Na szczęście udało mi się doprowadzić się do stanu używalności na tyle, żeby w sobotę, dwa tygodnie przed Wielkanocą odwiedzić Kraków i wystawę "Skarbiec wiernych wasali" (po raz kolejny dziękuję Autorce bloga <a href="http://japoniablizej.blogspot.com/2013/01/skarbiec-wiernych-wasali-wystawa.html">Japonia Bliżej</a> podpowiedź) w Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. W drodze na obiad zupełnie przypadkowo i nieplanowo obejrzeliśmy też <a href="http://www.mimk.com.pl/">Muzeum Inżynierii Miejskiej</a> (dość nowe, dość nowoczesne i po prostu bardzo fajne, polecam również rodzicom z małymi dziećmi - muzeum ma całkiem pokaźną część doświadczalno-interaktywną), więc kiedy w okolicach szesnastej siadaliśmy do stołu, Robaczek była już porządnie głodna (czytaj: zła jak osa).<br />
<div>
<br />
<a name='more'></a></div>
<div>
Restaurację do testowania wybraliśmy metodą standardową, tzn. sprawdziliśmy, komu świeżo wydany przewodnik Michelin dał widelce i poczytaliśmy sobie karty. Studio Qulinarne wygrało interesującym i bardzo kompaktowym menu (jedna kartka A4). Restauracja mieści się z boku wspomnianego muzeum, w starym garażu. Wystrój jest taki sobie - można obejrzeć sobie <a href="http://www.studioqulinarne.pl/galeria.html">na stronie lokalu</a>, nas nie zachwycił, ale czuliśmy się przytulnie. Stoły przykryte są ciemnymi obrusami (które nie są brudne, ale znakomicie widać na nich białe kłaczki po praniu), do tego czarne podkładki z plastikowej plecionki (nieco prujące się na brzegach). Krzesła ciemne, z kilku różnych kompletów, podobno dziewiętnastowieczne - moje musiałem podmienić, bo się kolebało. Na półkach pod ścianami i na belkach pod sufitem książki (fajnie się to musi kurzyć), między stolikami lampy w takich kolumnach z białego płótna - nie wiem, jak to opisać, proszę sobie obejrzeć zdjęcia - wygląda to dziwnie, ale efekt jest dobry (pomijając plamy z krwi? sosu? na najbliższym nam pokrowcu). W lokalu stoją pełnowymiarowe brzozy w worach z ziemią, co jest pomysłem katastrofalnym. Po pierwsze, te drzewa potrzebują zimy - bez niej zgłupieją i umrą (co już widać - drzewa mają widoczną defoliację). One w zimie nie wiedzą, co się dzieje, bo mają światło tylko kilka godzin dziennie, a jednocześnie jest im ciepło. Po drugie, w takiej ilości ziemi to sobie można bonsai hodować, a nie takie wielkie rośliny. Po trzecie, alergia na pyłek brzozy jest w dzisiejszym świecie dość powszechna - pod koniec obiadu ciekło mi już z nosa. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Popołudnie upłynęło nam pod znakiem drobnych szczegółów, które powodują, że perfekcyjnie nie było. Przy wejściu wita barman, można się posadzić samemu, ale może się okazać, że trafimy na stolik zarezerwowany (czego nie widać, bo nie ma żadnych tabliczek, czy kartek), i trzeba się będzie przesiadać. Barman ma w ogóle krechę, bo Robaczek przyuważyła, jak obgryza paznokcie. Toaleta czysta i schludna, ale zimno było, jak w psiarni - sugerowałbym farelkę, albo coś. Pani, która nas obsługiwała była, miła i nieupierdliwa, ale młodziutka i zielona w swoim fachu, jak szczypiorek na wiosnę. Miała parę wpadek - a to zapomniała które z nas co zamawiało, a to sprzątnęła pozostałe dwie zastawy (siedzieliśmy we dwójkę przy czteroosobowym stoliku) kiedy jedliśmy, a to ni z tego ni z owego zastawę po deserze sprzątnęła koleżanka, ale ogólnie było miło. Oprócz kart restauracji (jedna kartka jedzenia plus jedna kartka win ) dostaliśmy kartę baru (cztery kartki napojów), nie wiedzieć czemu jedną na dwie osoby. Karty były w wyświechtanych okładkach z tekturki - powycierane rogi i tym podobne. Robaczek była rozczarowana brakiem soku brzoskwiniowego oraz bananowego (rzadko która restauracja je ma), więc piła pomarańczowy, a ja herbatę (do wyboru jest czarna i zielona, gatunków nieokreślonych - ale była poprawna). Jakiś czas po złożeniu zamówienia na stolik wjechał koszyczek ze smakowitymi kromkami bułeczki oraz butelki (takie sklepowe, z nalepkami i zakrętkami) octu balsamicznego i oliwy. Oliwa była paskudna, na opakowaniu przeczytałem, że jest mieszanką oliwy z oliwek wyhodowanych w Unii (Włochy) i poza nią*. Wstyd. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
<span style="font-size: x-small;">* Włochy są jedynym krajem na świecie, który eksportuje więcej oliwy, niż sam produkuje. Oliwę włoską często miesza się z dużo gorszą oliwą sprowadzaną np. z Maroka.</span><br />
<br /></div>
<div>
Zastawa była prosta, biała, solidna (wręcz przyciężkawa) i nosiła ślady mechanicznego mycia w twardej wodzie (erozja i plamy). Szklanki i kieliszki co prawda wypolerowane, ale zerodowane od zmywarki, takoż sztućce.<br />
<br /></div>
<div>
Chwilę po tym, gdy głodna Robaczek weszła w stan "gdzie jest mój starter?" dostaliśmy niezapowiedziane czekadełko - grasicę z czerwoną cebulą i sosem cynamonowym - całkiem smaczne, choć chyba nie wszystkie błonki zostały z rzeczonej grasicy dokładnie oskubane. Przystawka pojawiła się niedługo potem - dla mnie zupa krem z soczewicy z wątróbką cielęcą (miałem ochotę na ślimaki albo foie gras, ale wymarzliśmy na dworze i chciałem się rozgrzać), dla Robaczka sałatka Cezar. Zupa była znakomita, wspaniale pachniała wędzonką, a wątróbka była mięciutka. Robaczek była nieco zaskoczona formą (duuuża) i treścią (obecnością grillowanego kurczaka - nota bene przyrządzonego bez zarzutu, bardzo soczystego, plasterków usmażonego bekonu oraz ilością anchovis w dressingu) - ja ją po prostu robię trochę inaczej. Zaczęliśmy przypuszczać, że lokal nadrabia braki jedzeniem, co potwierdziły dania główne.<br />
<br />
Małżonka moja zamówiła sobie polędwiczkę wieprzową w ziołowej panierce z sosem z czerwonego wina (na obrazku poniżej) - mięciutką, pod chrupiąca skorupką i z podkreślającym smak sosem. Lekka wpadka była przy podanych z mięsem warzywach - wszystkie były pieczołowicie usmażone saute, ale brukselka ewidentnie potrzebowała nieco więcej czasu (była twardawa). Polędwiczka była przyrządzona idealnie, sos bez zarzutu, prezentacja bez udziwnień (prawie - nie odważyliśmy się sprawdzić, czy kwiatek był jadalny).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-OuwNz1q1mqY/UWPwjgXxAEI/AAAAAAAAJNs/bKFpAv--d88/s1600/IMG_20130316_161731.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-OuwNz1q1mqY/UWPwjgXxAEI/AAAAAAAAJNs/bKFpAv--d88/s320/IMG_20130316_161731.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Ja jadłem ogon wołowy z fenkułem na puree z karotki. Wrażenie było interesujące. Każdy z komponentów potrawy miał jakiś feler (fenkuł był pocięty w długie paski, przez co ciężko się go jadło, poza tym był mocno pieprzny, sos miał moim zdaniem zbyt intensywny smak, a puree zbyt mało intensywny), ale podane razem maskowały nawzajem swoje wady i uwypuklały zalety (ogon rozpływał się w ustach). Bardzo udana kombinacja. To fioletowe na zdjęciu to ziemniak, jakby ktoś się pytał.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-P8sn_YYLcZk/UWPwjjgatCI/AAAAAAAAJNs/omJPKVJ2QCM/s1600/IMG_20130316_161739.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-P8sn_YYLcZk/UWPwjjgatCI/AAAAAAAAJNs/omJPKVJ2QCM/s320/IMG_20130316_161739.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Na wysokości deseru byliśmy już całkowicie przekonani, że właściciel zatrudnił świetną załogę w kuchni, po czym przyoszczędził na wielu innych rzeczach. Ja jadłem semifredo (czytaj: lody) z selera naciowego (świetny pomysł, zaskakujący smak),<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-suBpFoPWA5c/UWPwjq-8QDI/AAAAAAAAJNs/KirdRxM2ZUY/s1600/IMG_20130316_164423.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-suBpFoPWA5c/UWPwjq-8QDI/AAAAAAAAJNs/KirdRxM2ZUY/s320/IMG_20130316_164423.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
a Robaczek mrożony creme brulee (bez szału - chyba jednak wolimy tradycyjną wersję).<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-9EHcGvwyeqM/UWPwjlTSEHI/AAAAAAAAJNs/hOU_yPG33J4/s1600/IMG_20130316_164416.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-9EHcGvwyeqM/UWPwjlTSEHI/AAAAAAAAJNs/hOU_yPG33J4/s320/IMG_20130316_164416.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<br />
Podsumowując, po raz kolejny okazało się, że inspektorzy Michelin przyznają swoje gwiazdki, ciapki, plamki i widelce nie wiadomo za co. Widelce mają niby oznaczać stopień komfortu restauracji, abstrahując nieco od jedzenia - tymczasem Studio Qulinarne do komfortowych nie należy, za to karmią znakomicie. I niezbyt drogo, zapłaciliśmy niecałe 200 PLN (bez alkoholu). Polecam, jeśli ktoś się chce skupić przede wszystkim na potrawach - warto.<br />
<br />
<br /></div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-8831637925831302392013-02-27T17:00:00.000+01:002017-04-21T13:25:04.944+02:00Makaron z marynowaną rzodkwią takuanWymęczony jestem straszliwie - delegacja, studia, w ten weekend znowu studia, w przyszłym tygodniu znowu delegacja, na dodatek zapisałem się na MOOC <a href="http://learn.media.mit.edu/">Learning Creative Learning</a> na MIT, co spowodowało, że nie mam zbyt dużo czasu na blogowanie. Od czerwca powinno się poprawić. W tym tygodniu tylko jeden przepis, za to na bardzo fajne i bentoprzyjazne danie. Przepis pochodzi z bloga <a href="http://shizuokagourmet.com/2012/08/20/takuan-recipe-japanese-cold-takuan-pasta-with-vegan-version/">Shizuoka Gourmet</a> (coś się ostatnio popsuł i opisuje tylko restauracje).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-BgOXyggHEQ4/URp-sp5st9I/AAAAAAAAHvc/SA5kIy8OnPM/s1600/IMG_20130131_121444.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-BgOXyggHEQ4/URp-sp5st9I/AAAAAAAAHvc/SA5kIy8OnPM/s320/IMG_20130131_121444.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<b><span style="font-size: large;">Makaron na zimno z marynowaną rzodkwią takuan</span></b><br />
Daje dwie solidne porcje<br />
<ul>
<li>200 g makaronu (u mnie spaghetti)</li>
<li>50 g takuanu, pokrojonego w grube słupki</li>
<li>100 g pozbawionego nasion ogórka, pokrojonego w grube słupki</li>
<li>20 g pokruszonych wodorostów konbu (zapaleńcy mogą spróbować pokroić je w grube słupki)</li>
<li>olej sezamowy (opcjonalnie)</li>
<li>trochę prażonego sezamu</li>
</ul>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-x4ovn1DbTJM/URp-srsQd1I/AAAAAAAAHvc/W1Ua7JIp0Wk/s1600/IMG_20130130_191926.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-x4ovn1DbTJM/URp-srsQd1I/AAAAAAAAHvc/W1Ua7JIp0Wk/s320/IMG_20130130_191926.jpg" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
1. Makaron ugotować w lekko osolonej wodzie (można dodać do niej nieco oleju sezamowego). Przecedzić, przelać lodowatą wodą, poczekać, aż dokładnie odcieknie.<br />
2. Wymieszać makaron z takuanem, ogórkiem i konbu (można dodać też odrobinę oleju sezamowego).<br />
3. Przed podaniem posypać z prażonym sezamem.<br />
<br />
Potrawa jest pysznościowa i świetnie nadaje się na bento jednodaniowe - jest zapychacz w postaci makaronu, są i warzywka, można sobie ew. dołożyć jakieś owoce do pudełka. Smacznego!<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-75274319103501529882013-02-15T17:00:00.000+01:002017-04-10T10:21:55.811+02:00Fasola z suszonymi śliwkamiPrzyznam się bez bicia, przepis jest z torebki po fasoli, konkretnie z torebki peruwiańskiej fasoli masłowej "Lima", firmy nie pomnę. Myślę, że ze swojskim Jasiem też będzie taka dobra.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<br />
<br />
<b><span style="font-size: large;">Fasola z suszonymi śliwkami</span></b><br />
Daje 4 porcje po ok. szklance<br />
<ul>
<li>400g fasoli</li>
<li>12 suszonych śliwek</li>
<li>czerwona cebula</li>
<li>4 Ł sosu sojowego </li>
<li>1 Ł curry</li>
<li>olej do smażenia</li>
</ul>
<div>
1. Fasolę moczyć prze 12 godzin, a następnie gotować ok. 30 minut w wodzie z dodatkiem sosu sojowego i curry. </div>
<div>
2. Cebulę i śliwki posiekać, cebulę zeszklić w rondku, dodać śliwki i fasolę, podduśić przez kilka minut. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Na opakowaniu była sugestia, żeby podawać potrawę z grzankami, ale wydaje mi się to dość abstrakcyjnym pomysłem. Brakowało mi też trochę kminu rzymskiego, pewnie następnym razem go dodam.<br />
<br />
Miłego weekendu. </div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-31264340253492780152013-02-13T17:00:00.000+01:002017-04-21T13:25:51.980+02:00Czerwona kapusta marynowanaDziś kolejny przepis ze znakomitej książki <a href="http://mojebento.blogspot.com/2013/01/recenzja-quick-easy-tsukemono-japanese.html">Quick & Easy Tsukemono</a>. Musiałem się ostatnio zaopatrzyć w spory zapas octu ryżowego, bo zacząłem go zużywać w przerażającym tempie. Eksperymentuję z różnymi gatunkami,co mocno wpłynęło na smak dzisiejszego dania.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-jXMOQFCZ1HY/UQY5DYQdagI/AAAAAAAAHHk/SHJeIudtAek/s1600/IMG_20130121_130428.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-jXMOQFCZ1HY/UQY5DYQdagI/AAAAAAAAHHk/SHJeIudtAek/s320/IMG_20130121_130428.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<b><span style="font-size: large;">Czerwona kapusta marynowana - murasaki-cabbage amazu-zuke</span></b><br />
Daje 4 porcje po szklance<br />
<ul>
<li>1/2 główki czerwonej kapusty (ok. pół kilo)</li>
<li>1 cebula (ok. 100 g)</li>
<li>1,5 szklanki octu ryżowego</li>
<li>3 Ł cukru</li>
<li>1/2 Ł soli</li>
<li>1 ząbek czosnku</li>
<li>1 mała papryczka chili </li>
<li>1 liść laurowy</li>
</ul>
<div>
1. W niewielkim rondelku zagotować ocet, cukier, sól, czosnek, liść laurowy i papryczkę, odstawić do ostygnięcia.</div>
<div>
2. Kapustę (razem z usuniętym uprzednio głąbem) posiekać. Cebulę pokroić na cienkie półksiężyce. </div>
<div>
3. Cebulę lekko posolić i odstawić w miseczce. </div>
<div>
4. Krótko zblanszować kapustę w osolonym wrzątku, odcedzić i zostawić do ostygnięcia. </div>
<div>
5. W słoiku lub innym pojemniku naprzemiennie ułożyć warstwy kapusty i cebuli, zalać marynatą. Docisnąć warzywa tak, by były w całości przykryte. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Można podawać natychmiast, ale podobno najlepiej smakuje po dwóch-trzech dniach.<br />
<br />
W ramach eksperymentów kupiłem czarny ocet ryżowy Chinkiang (butelka na zdjęciu), bardzo intensywny, wręcz smolisty - kapusta miała więc również bardzo intensywny smak. Była pyszna (no i kolor jest przeuroczy), ale na pewno spróbuję ją zrobić jeszcze raz, z białym octem ryżowym (bardzo lubię taki lekko żółtawy z firmy Mizkan, delikatny i lekko słodkawy) - spodziewałem się czegoś łagodniejszego.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-5kFBLtKpFic/URp9EwKOCiI/AAAAAAAAHvU/jLd0QD3ndSc/s1600/IMG_20130211_194334.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://4.bp.blogspot.com/-5kFBLtKpFic/URp9EwKOCiI/AAAAAAAAHvU/jLd0QD3ndSc/s320/IMG_20130211_194334.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
<br /></div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-51046084008067585912013-02-04T20:50:00.002+01:002017-04-21T13:26:22.569+02:00Domowa zupa błyskawiczna - koncentratMiałem taki okres w pracy kiedy namiętnie pijałem barszczyk czerwony w proszku. Zupki chińskie czy jakieś bardziej wymyślne gorące kubki nie miały na mnie takiego uzależniającego wpływu, jak mieszanina soli, cukru i glutaminianu sodu ze śladową ilością ekstraktu z buraka. Kupowałem toto w opakowaniach ekonomicznych (co najmniej 15 działek dilerskich w paczce, sens ekonomiczny brania mniejszych wydawał mi się mocno wątpliwy) i piłem przy każdej okazji (i bez okazji). Moje uzależnienie skończyło się mniej więcej wtedy, kiedy producenci zaczęli umieszczać na opakowaniach napisy w stylu "NIE ZAWIERA GLUTAMINIANU". Różnica w smaku była co prawda żadna (zamiast wolnego glutaminianu dodają teraz do barszczyku hydrolizowane białka, które są znakomitym źródłem tegoż), ale mentalnie coś we mnie pękło. Od tego czasu nie wziąłem barszczu instant do ust (i nie zacząłem wciągać go nosem, ani wkraplać do oczu).<br />
<div>
<br /></div>
<div>
Zupki błyskawiczne same w sobie złe nie są, czego będę starał się dowieść w dniu dzisiejszym. Można (relatywnie) niewielkim kosztem i wysiłkiem zrobić sobie koncentrat do (prawie) natychmiastowego użycia, w szczególności jako część zimowego bento, z opcjonalnym dodatkiem mojego ukochanego glutaminianku, glum, glum. Przepis podpatrzony na <a href="http://justbento.com/handbook/johbisai/make-your-own-instant-vegetable-soup-concentrate">Just Bento</a>, twórczo rozwinięty (dodałem mój sssskarb).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-psnx6gfpeRY/UOCk0cyDqdI/AAAAAAAAGig/eJG0eDm5q60/s1600/IMG_20121226_201353.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-psnx6gfpeRY/UOCk0cyDqdI/AAAAAAAAGig/eJG0eDm5q60/s320/IMG_20121226_201353.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<b><span style="font-size: large;">Domowa zupa błyskawiczna - koncentrat</span></b><br />
Daje mnóstwo porcji<br />
<ul>
<li>marchew - kilka</li>
<li>cebula - kilka</li>
<li>papryki różnokolorowe - kilka</li>
<li>laski selera naciowego - kilka</li>
<li>białe części pora - kilka</li>
<li>korzeń pietruszki - kilka</li>
<li>korzeń selera - trochę</li>
<li>nać pietruszki - pęczek</li>
<li>czosnek - kilka ząbków</li>
<li>bulwy kopru włoskiego (fenkułu) - jedna lub dwie (dają anyżkowy posmak)</li>
<li>2-3 liście laurowe</li>
<li>przecier pomidorowy - słoiczek/puszeczka</li>
<li>pomidory w puszce krojone (albo świeże, jak komuś się chce obierać, pestkować i kroić, w zimie to nie ma najmniejszego sensu, bo smakują jak tektura) - ze dwie puszki</li>
<li>tymianek, oregano - 2-3 łyżeczki każdego</li>
<li>sól, pieprz, glutaminian sodu - do smaku</li>
<li>oliwa z oliwek - kilka łyżek</li>
<li>dynię też można dać, w sezonie</li>
<li>albo pieczarki, cały rok</li>
<li>tudzież inne grzyby, w sezonie na inne grzyby</li>
<li>można też dać jakieś mięsiwo, ale trzeba je wcześniej zmasakrować w maszynce, zalecam też zbrązowienie; gdyby ktoś nie zauważył, to informuję, że zupa nie będzie, powtarzam, NIE BĘDZIE wtedy wegetariańska</li>
</ul>
<div>
Jak widać przepis jest mocno "na oko", poszczególne warzywa są opcjonalne. Te, których użyłem do przygotowania opisywanej instancji na zdjęciu poniżej. </div>
<div>
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-l6Gh-JlZ4Xw/UOCk0aU33BI/AAAAAAAAGig/Y0d-obf-7g4/s1600/IMG_20121222_103031.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-l6Gh-JlZ4Xw/UOCk0aU33BI/AAAAAAAAGig/Y0d-obf-7g4/s320/IMG_20121222_103031.jpg" width="320" /></a></div>
<div>
<br /></div>
<div>
1. Warzywa tniemy na niewielkie kawałki - cebulę w kostkę, czosnek w kosteczkę, pietruszkę drobno, pora w ćwierćplasterki ...</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-k8w_k11U4lA/UOCk0fbWSCI/AAAAAAAAGig/M5GAUcuisXs/s1600/IMG_20121222_143057.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-k8w_k11U4lA/UOCk0fbWSCI/AAAAAAAAGig/M5GAUcuisXs/s320/IMG_20121222_143057.jpg" width="320" /></a></div>
<div>
<br />
... a całą resztę wrzucamy do robota kuchennego, gdyż albowiem jesteśmy leniwi, jak senne ślimaki.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://3.bp.blogspot.com/-ajGPnRQipyI/UOCk0efY-wI/AAAAAAAAGig/tlJwCY7wHKo/s1600/IMG_20121222_155428.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://3.bp.blogspot.com/-ajGPnRQipyI/UOCk0efY-wI/AAAAAAAAGig/tlJwCY7wHKo/s320/IMG_20121222_155428.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
2. W garnku z grubym dnem rozgrzewamy oliwę i smażymy <i>saute</i> warzywa, aż zmiękną. Dodajemy przecier, pomidory, liście laurowe, zioła, nieco wody i gotujemy na małym ogniu, mieszając od czasu do czasu ...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-YkBsC-0w-ZU/UOCk0RP9S0I/AAAAAAAAGig/HG06GWU3xj8/s1600/IMG_20121222_160629.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-YkBsC-0w-ZU/UOCk0RP9S0I/AAAAAAAAGig/HG06GWU3xj8/s320/IMG_20121222_160629.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
3. ... aż mikstura stanie się gęsta i prawie cała wilgoć odparuje (zajmuje to co najmniej godzinę w zależności od wielkości gara i ilości składników). Warto się w tym czasie zająć czymś wściekle pracochłonnym w kuchni, aby stale mieć baczenie, czy nasza zupa się nie przypala.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-KxlLsEEiCCk/UOCk0SLJusI/AAAAAAAAGig/fzpScvDFb48/s1600/IMG_20121222_205203.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-KxlLsEEiCCk/UOCk0SLJusI/AAAAAAAAGig/fzpScvDFb48/s320/IMG_20121222_205203.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
4. Solimy, pieprzymy i glutaminianujemy sodowo dość obficie - zupa powinna być niejadalna w postaci koncentratu, a po zdekoncentrowaniu w przyjętej objętości wody (ja lubię 3-4 czubate łyżki na pół litra wody, co daje przyjemną porcję obiadową, o ze wszech miar pozytywnym stopniu zawiesistości) powinna być smakowicie zjadliwa. Można dodać trochę soli i glutaminianiu, stestować na niewielkiej objętości wody (np. w moim przypadku była to łyżka brei na pół szklanki wody), czynność powtórzyć do uzyskania zamierzonego efektu. W żadnej wypadce i pod żadną pozorą* nie należy solić maziaji przed i w trakcie przygotowania (jak namawia autorka oryginalnego przepisu) - zaprawdę powiadam Wam, bezsmakową zupę z obłędnie słonymi warzywami na wyjściu otrzymacie. I nie da się manipulować smakiem, jak opisałem powyżej, co stanowi mój autorski wynalazek i wkład w sztukę przygotowania domowej zupy błyskawicznej. Non omnis moriar**.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Coś mnie dzisiaj wzięło na bycie feministkiem. </span><br />
<span style="font-size: x-small;">** Co w wolnym tłumaczeniu znaczy "nie do końca się rozłożę" (dzięki spożywaniu konserwantów).</span><br />
<br />
5. Folię spożywczą tniemy na małe kawałki, robimy na niej pożądanej wielkości kleksy z koncentratu ...<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-9EhcXpJypCk/UOCk0bBg6DI/AAAAAAAAGig/jOBVtTrdFLM/s1600/IMG_20121222_205406.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-9EhcXpJypCk/UOCk0bBg6DI/AAAAAAAAGig/jOBVtTrdFLM/s320/IMG_20121222_205406.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
... i zawijamy w formie sakiewki. Cięcie folii prosto z rolki jest czynnością wybitnie upierdliwą, dlatego zalecam nabycie drogą kupna wypasionej wersji opakowania z maszynką do cięcia, lub też zaopatrzenie się w maszynkę stacjonarną. Ja nabyłem swoją (na załączonym obrazku) drogą wymiany wartości w ajkiji*.<br />
<br />
<span style="font-size: x-small;">* Alternatywna prześmiewcza forma nazwy tego znanego i lubianego sklepu - "crapea" - sugeruje poliglotom suboptymalną jakość <strike>wielu</strike> niektórych <strike>prawie wszystkich</strike> wyrobów firmy, którą mam na myśli. Jeszcze inna nazwa - "judea" - jest nieco ryzykowna towarzysko. Towarzystwo mniej obyte może uznać ją za antysemicką, bardziej obyte za wielce ironiczną, biorąc pod uwagę, że założyciel był naziolem. A'propos Ikei, polecam bloga <a href="http://www.ikeahackers.net/">Ikea Hackers</a>, jeśli ktoś jeszcze nie zna - niektóre pomysły są w wysokim stopniu odjechane. </span><br />
<span style="font-size: x-small;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-esteWVZqQiw/URAQfdQ6wsI/AAAAAAAAHig/HJVTb57B9ew/s1600/IMG_20130204_194625.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-esteWVZqQiw/URAQfdQ6wsI/AAAAAAAAHig/HJVTb57B9ew/s320/IMG_20130204_194625.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
6. Sakiewki układamy w pudle lub pakujemy do wora i zamrażamy. Sposób pierwszy jest zalecany, gdyż w worze miękkie pakieciki mogą się przed zamrożeniem radośnie porozpełzać.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-6prddrW2wEE/UOCk0coDvUI/AAAAAAAAGig/y0nwsuTJrrs/s1600/IMG_20121222_210725.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://1.bp.blogspot.com/-6prddrW2wEE/UOCk0coDvUI/AAAAAAAAGig/y0nwsuTJrrs/s320/IMG_20121222_210725.jpg" width="240" /></a></div>
<br />
Sposób użycia w bento jest następujący: z rana wyjmujemy pakiecik z zamrażarki i umieszczamy w plastikowym pudełeczku, gdzie będzie powoli tajał. Przed konsumpcją umieszczamy zawartość sakiewki, i co się zdążyło wytopić do wnętrza pudełka w naczyniu docelowym i zalewamy wrzątkiem. Bierzemy łyżkę i operując drążkiem prowadzącym napełniamy dekoktem komorę zupną, której zawartość przenosimy do jamy gębowej (uważając na temperaturę).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-sUQL9tVfXwQ/UOCk0SyKfDI/AAAAAAAAGig/TRouk3PZle4/s1600/IMG_20121226_201451.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-sUQL9tVfXwQ/UOCk0SyKfDI/AAAAAAAAGig/TRouk3PZle4/s320/IMG_20121226_201451.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
Smakuje lepiej, niż wygląda na zdjęciu. Więcej postów w tym tygodniu nie będzie, bo jestem wyjechany w delegację, a w weekend mam zjazd na podyplomówce. </div>
</div>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-52226957578110803212013-01-30T17:00:00.000+01:002013-01-30T17:00:11.040+01:00Soboro z tuńczykaO soboro pisałem już kiedyś <a href="http://mojebento.blogspot.com/2012/03/soboro-najczesciej-smazone-przyprawione.html">tutaj</a>. Przepis z <a href="http://justbento.com/handbook/johbisai/tuna-soboro-with-ginger">Just Bento</a>. Zastosowanie takie samo, jak tradycyjnego soboro - można użyć w charakterze furikake, można uratować podeschły ryż z poprzedniego dnia, można nadziać onigiri. Na upartego można użyć jako pasty do kanapek.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-5cRRLQPdavg/UQfEGBXZqUI/AAAAAAAAHL8/5YYoKpU_tgw/s1600/IMG_20130107_194256.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="http://4.bp.blogspot.com/-5cRRLQPdavg/UQfEGBXZqUI/AAAAAAAAHL8/5YYoKpU_tgw/s320/IMG_20130107_194256.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<b><span style="font-size: large;">Soboro z tuńczyka</span></b><br />
Daje jedną porcję (ok. szklankę)<br />
<br />
<ul>
<li>puszka tuńczyka w wodzie </li>
<li>1 czubata łyżeczka startego imbiru</li>
<li>2 Ł brązowego cukru</li>
<li>3 Ł soku z ananasa</li>
<li>2 Ł sosu sojowego</li>
</ul>
<div>
1. Zawartość puszki wrzucić na patelnię (nie odsączać) i umieścić na średnim ogniu. Podgrzewając rozdrobnić rybę pałeczkami lub widelcem na małe kawałki. </div>
<div>
2. Dodać imbir, cukier i sok i mieszać, aż większość wilgoci odparuje. </div>
<div>
3. Odsunąć tuńczyka na bok, w zwolnione miejsce wlać sos sojowy (powinien zawrzeć), zmieszać z tuńczykiem. Doprawić cukrem i sosem sojowym do smaku.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Można też użyć tuńczyka w oleju, ale jego zdecydowanie trzeba odsączyć i odcisnąć na sicie, bo będzie za tłusty. Sok ananasowy daje przyjemny słodko-kwaśny posmak (chociaż ananasa w ogóle nie czuć) - autorka oryginalnego przepisu poleca eksperymenty z sokiem pomarańczowym, a ja z cytrynowym lub z limonki. </div>
<br />
<ul style="background-color: white; color: #111111; font-family: verdana, helvetica, sans-serif; font-size: 12px; line-height: 19px; margin: 0.5em 0px 1em; padding: 0px;">
</ul>
Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-1424976737838465105.post-24845353491204227022013-01-28T17:00:00.000+01:002017-04-21T13:27:06.949+02:00Smażona kapusta pekińska - hakusai amazu-zukeŻeby blog nie zrobił się na jakiś czas monotematyczny, przepisy z książki <a href="http://mojebento.blogspot.com/2013/01/recenzja-quick-easy-tsukemono-japanese.html">"Quick & Easy Tsukemono"</a> będę zamieszczał w co trzecim poście. Dziś pierwszy z nich, ze składników ogólnie dostępnych, niezbyt pracochłonny i odpowiedni na zimę (o czym za chwilę).<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-26j4nfjdFpo/UQY45blOwiI/AAAAAAAAHHU/Gb5UANtEyGI/s1600/IMG_20130118_114249.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-26j4nfjdFpo/UQY45blOwiI/AAAAAAAAHHU/Gb5UANtEyGI/s320/IMG_20130118_114249.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<a name='more'></a><br />
<b><span style="font-size: large;">Smażona kapusta pekińska - hakusai amazu-zuke</span></b><br />
Daje dwie porcje po ok. szklance<br />
<ul>
<li>500g kapusty pekińskiej</li>
<li>1 suszona papryczka chili, otwarta i pozbawiona nasion</li>
<li>1 Ł oleju do smażenia</li>
<li>2 Ł cukru</li>
<li>1 Ł octu ryżowego</li>
<li>2/3 ł soli</li>
</ul>
<div>
1. Wyciąć białą części z liści kapusty i pokroić je w paski 5 cm x 4 mm.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://1.bp.blogspot.com/-ocDTUg1BJKA/UQY5zWmYTlI/AAAAAAAAHIE/SMT90NlnDgs/s1600/IMG_20130117_183337.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://1.bp.blogspot.com/-ocDTUg1BJKA/UQY5zWmYTlI/AAAAAAAAHIE/SMT90NlnDgs/s320/IMG_20130117_183337.jpg" width="320" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://4.bp.blogspot.com/-2iFX3S7yReo/UQY5zVIQn8I/AAAAAAAAHIA/bGXfvrOjKi8/s1600/IMG_20130117_184254.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://4.bp.blogspot.com/-2iFX3S7yReo/UQY5zVIQn8I/AAAAAAAAHIA/bGXfvrOjKi8/s320/IMG_20130117_184254.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<div>
2. Do rozgrzanego woka wlać olej i smażyć papryczkę, aż uwolni aromat. </div>
<div>
3. Na dużym ogniu krótko podsmażyć kapustę w woku. Dodać sól, ocet i cukier, i smażyć ok. minutę. </div>
<div>
4. Kapustę przełożyć na talerz, pozostały sos gotować, aż połowa odparuje i polać nim kapustę. </div>
<div>
5. Wachlowaniem ostudzić potrawę. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Ten ostatni etap (wachlowanie) jest rzekomo odpowiedzialny za zachowanie chrupkości - ja po prostu wystawiłem talerz na balkon, gdzie akurat było -8. Potwierdzam, było chrupkie. I bardzo smaczne. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Książka rzecze, że w zamkniętym pojemniku można przechowywać w lodówce 3-4 dni. Myśmy zjedli następnego dnia w bento. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Oczywiści po przygotowaniu tego tsukemono trzeba coś zrobić z pozostałymi zielonymi częściami liści - w książce jest przepis na sałatkę z tych resztek i liści złocienia koronowego (<i>shungiku</i> - odmiana chryzantemy o jadalnych liściach), ze zrozumiałych względów nie do wykonania w Polsce. Ja zrobiłem <a href="http://mojebento.blogspot.com/2011/10/tsukemono.html">szybkie tsukemono z kapusty pekińskiej</a>, bez papryki, za to z dużą ilością naci pietruszki - efekt (na zdjęciu poniżej) był całkiem przyjemny.<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="http://2.bp.blogspot.com/-w0ZCp1cKjIU/UQY6tbFzgKI/AAAAAAAAHIU/1AgS-B7IkhI/s1600/IMG_20130119_124048.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="240" src="https://2.bp.blogspot.com/-w0ZCp1cKjIU/UQY6tbFzgKI/AAAAAAAAHIU/1AgS-B7IkhI/s320/IMG_20130119_124048.jpg" width="320" /></a></div>
<br /></div>
<br />
<br />
<br />Wiesław Szczoteczkahttp://www.blogger.com/profile/02939766693982224075noreply@blogger.com4